search
REKLAMA
Recenzje

TAJNY AGENT. Pamiętaj mnie [RECENZJA]

Film, w którym liczą się kolory, muzyka i zamaszystość, a przede wszystkim przymrużenie oka, pozwalające mówić o rzeczach ważnych bez przesadnego nadęcia.

Łukasz Homziuk

19 lipca 2025

REKLAMA

Nowy film Klebera Mendonçy Filho ma wiele twarzy i każda z nich jest znakomita. W rękach innego twórcy Tajny agent mógłby skończyć jako prosty, uładzony thriller polityczny o Brazylii z czasów militarnej dyktatury. Tymczasem autor pokazywanych wcześniej w Cannes Aquariusa i Bacurau bawi się stylistyką aż miło. Serwuje thriller tak gęsty, że można przegapić intrygę. Szkicuje obraz brazylijskiego społeczeństwa lat 70., dotyka tematów pracy pamięci i rodzinnych historii przekreślonych przemocą, a jednocześnie nakłuwa balon powagi solidną porcją absurdu i gatunkowej pulpy (przez krótką chwilę zmierza nawet w stronę apokalipsy zombie). Przede wszystkim zaś tworzy film stylistycznie piękny, angażujący i pozostający blisko bohaterów.

Mamy rok 1977. Marcelo (świetny, nagrodzony w Cannes Wagner Moura) jedzie do Recife. Po drodze zatrzymuje się na przydrożnej, skromnej stacji benzynowej. Mały budynek, jedno stanowisko z paliwem, energiczny właściciel w rozchełstanej koszuli i dużo piasku, a na piasku nieboszczyk. Leży już tak trzeci dzień, wokół niego latają muchy i biegają psy. Policja nie ma czasu się nim zająć, bo trwa karnawał. Ostatecznie funkcjonariusze się na stacji jednak pojawią, ale po to, żeby wyciągnąć od Marcela jakąś łapówkę. Ta początkowa scena to genialna miniatura, w której Filho pokazuje mikrokosmos skorumpowanej Brazylii lat 70. i zarazem świetnie ustanawia klimat filmu, który płynie spokojnie, lecz zaskakuje na każdym zakręcie gatunkowymi woltami i fabularnymi osobliwościami. Oprócz trupa pojawią się chociażby ludzka noga we wnętrznościach rekina czy kot o dwóch twarzach. W scenie na stacji benzynowej reżyser pokazuje się też jako wytrawny stylista: z kadru bije świeżość, biel i wyraziste, ciepłe kolory. Nie ma wątpliwości, że znajdujemy się w miejscu barwnym i parnym (od temperatury i od emocji).

O Marcelu ani świecie przedstawionym z początku nie wiemy wiele. Osobiste odkrywanie przez widza kolejnych warstw opowieści jest bowiem częścią przyjemności wynikającej z obcowania z filmem Filho, a sam proces rekonstruowania i tworzenia historii jest jednym z jego głównych tematów. W pewnym momencie okazuje się, że to pewna kobieta przesłuchuje taśmy sprzed pięćdziesięciu lat i z tej perspektywy próbuje odtworzyć życia bohatera. Sam film jest podobną próbą powrotu do miejsca i czasu, które istnieją już tylko we wspomnieniach; stworzenia Recife lat 70. na nowo i uwiecznienia go przez kamerę.

Marcelo zostaje zatrudniony w urzędzie zajmującym się identyfikacją obywateli i dostęp do dokumentów wykorzystuje po to, żeby odnaleźć potwierdzenie śmierci (a więc też istnienia) swojej matki, znaleźć dokument trwalszy od dziurawej pamięci. Po latach jego syn Fernando będzie pamiętał swojego ojca równie niewyraźnie. Filho zadaje tu pytania o istotę historii i wagę pamięci, zarówno tej narodowej, jak i osobistej.

W 1977 roku Filho miał dziewięć lat i bardzo fascynowały go Szczęki Stevena Spielberga. Był za młody, żeby je obejrzeć, ale namiętnie rysował ich plakat. W filmie dokładnie to samo czyni Fernando. To za mało, by postawić znak równości między bohaterem a młodszą wersją reżysera, ale z pewnością na ostateczny kształt Tajnego agenta miały wpływ wspomnienia Filho z dzieciństwa. Podobnie jak w przypadku Bogini Partenope Paola Sorrentina czy Romy Alfonso Cuaróna mamy do czynienia z impresyjną, nostalgiczną pocztówką stworzoną przez człowieka, który portretowane miasto zna jak własną kieszeń, pamięta jego tekstury, zapachy i dźwięki. Te ostatnie są tu zresztą kluczowe. Ścieżka dźwiękowa Tajnego agenta to coś więcej niż składanka brazylijskich i międzynarodowych przebojów – w rękach Filho muzyka staje się potężnym chwytem narracyjnym.

Tajny agent to film, w którym liczą się przede wszystkim soczyste kolory, pulsująca muzyka i zamaszysty storytelling, a sekretnym składnikiem trzymającym całość w ryzach jest przymrużenie oka, które pozwala mówić o rzeczach ważnych bez przesadnego nadęcia i wynagradza cierpliwość widza wystawioną na próbę przez zbytnią rozwlekłość drugiego aktu. Filho snuje swą opowieść o brazylijskiej historii i osobistej pamięci w iście kinofilskim stylu. To nie przypadek, wszak kino to przecież jedna z najdoskonalszych maszyn pamiętania. Jak bowiem lepiej podzielić się z innymi swoimi wspomnieniami niż za pomocą filmu? Nigdy nie byłem w Brazylii. Po seansie nowego dzieła Filho poczułem się tak, jakbym właśnie z niej wrócił.

Łukasz Homziuk

Łukasz Homziuk

Student wrocławskiego kulturoznawstwa, laureat konkursu krytycznofilmowego Krytyk Pisze (2022). Da radę obejrzeć wszystko, choć zwykle woli arthouse od Marvela.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA