SYNOWIE SAMA: DROGA W MROK. To nie jest kolejny klasyczny dokument o seryjnym mordercy
Nie ma chyba drugiej osoby, która tak jak ja obsesyjnie oglądałaby dokumenty związane z morderstwami oraz seryjnymi zabójcami. Dlatego niezwykle ucieszyłam się, że na Netflixie pojawiła się produkcja skupiająca się na jednej z najdziwniejszych teorii spiskowych związanych z morderstwami popełnionymi przez Davida Berkowitza a.k.a Syna Sama w latach 70. XX wieku w Nowym Jorku. Czy faktycznie działał on sam? A może za wszystkim stała sekta satanistów, powiązana ze scjentologami oraz wpływowymi ludźmi, którzy chcieli nakręcić snuff movie z prawdziwego zdarzenia?
Zacznijmy od tego, że nie jest to kolejny klasyczny dokument spod znaku serial killer. To przede wszystkim historia dziennikarza na tropie, który poświęcił wszystko: małżeństwo, zdrowie i zdrowy rozsądek, by odkryć prawdę. Czy faktycznie to mu się udało? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy. Wiemy jednak jedno, Maury Terry, bo tak nazywa się nasz główny bohater, głosem samego Paula Giamattiego prowadzi nas przez kolejne etapy śledztwa, które ujawnia bezsprzeczny fakt: to kolejna sprawa seryjnego mordercy, gdzie działań policji nie można uznać za perfekcyjne, a raczej za niechlujne. To też kolejny przypadek, gdy morderstwa ustały wyłącznie dzięki przypadkowi i zwykłemu zbiegowi okoliczności.
Do dzisiaj otwarta zostaje kwestia tego, czy Berkowitz faktycznie działał sam, czy był wplątany w działalność sekty o nazwie Dzieci. Im bardziej zagłębiamy się w całą historię, tym większe mamy wątpliwości. Czy niechlujstwo po stronie policji faktycznie uniemożliwiło aresztowanie pozostałych zabójców? A może morderca był jeden, tyle że policja nie potrafiła poradzić sobie z całą sprawą, bo zeznania świadków różnią się od siebie? Bez względu na to, wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy Syn Sama została złapany. Kto miał dostać nagrodę, ten ją dostał, kto miał zyskać sławę i chwałę, ten uzyskał ją dzięki łutowi szczęścia. Te wątki powracają niczym bumerang podczas kolejnych dziennikarskich śledztw dotyczących różnych amerykańskich seryjnych zabójców.
To, co jednak odróżnia ten dokument od innych, to trzy sprawy: media, polowanie na sektę oraz śledztwo naszego dziennikarza, który z każdym kolejnym tropem popada w coraz to większe szaleństwo, nie odróżniając, co jest prawdą, a co jedynie jego własnym dopowiedzeniem. Przykładowo, podążając śladem śmierci miliardera, który miał być uwikłany w działalność sekty, Maury znajduje w miejscu pozostawienia jego ciała Biblię. Czy to zbieg okoliczności? A może ktoś celowo ją tam zostawił? Niestety w jego śledztwie pojawia się wiele takich momentów, gdzie do końca nie wiemy, czy elementy łamigłówki są ze sobą powiązane, czy Terry tak bardzo chce, by pasowały, że nie przyjmuje do wiadomości innych opcji.
Jeżeli chodzi o kwestię mediów, to idealnie pokazano mechanizm manipulacji oraz przeinaczania faktów, by tylko mieć temat na pierwszą stronę. Trzeba pamiętać, iż były to początki imperium Ruperta Murdocha, który zaczął wprowadzać trend krzykliwych wielkich nagłówków z szokującymi zdjęciami. To także pokazanie, że media wręcz zrobiły z seryjnych morderców gwiazdy. Dziś nie do pomyślenia byłoby zamieszczenie zdjęć śpiącego skazańca posądzonego o sześć morderstw. Sprawa Syna Sama była o tyle wyjątkowa, iż konieczne było wprowadzenie zmian w prawie, aby mordercy nie otrzymywali wynagrodzenia za udostępniony wizerunek oraz za książki, filmy itd., oparte na historii ich morderstw.
Jednak historia dotycząca tajemniczego kultu satanistycznego, który żerował na potrzebie przynależności takich osób jak Berkowitz, sama w sobie wydaje się równie fascynująca. Na potwierdzenie tej tezy mamy wyłącznie słowa człowieka, który został skazany na ponad 300 lat w więzieniu oraz tajemnicze miejsce spotkań w Yonkers. Myślę, że bez znaczenie pozostaje, czy Dzieci istniały naprawdę, czy była to wyłącznie kolejna gierka, w którą morderca bawił się z dziennikarzami i mediami. Tajemnicze przesłania w listach, samobójstwa, morderstwa, zaginione osoby. To wszystko jak na tacy dają nam twórcy dokumentu. Maury był przekonany, że prawda gdzieś tam się kryje. Że lada moment uda mu się dotrzeć do celu, ale poza garstką osób nikt nigdy mu nie uwierzył. Pytanie: czy był sens wierzyć w historię, która mogłaby doprowadzić do kolejny dramatów? Czy lepiej było odpuścić i udać, że to tylko szalona teoria, jedna z wielu?
Dokument Synowie Sama jest inny. Jest intrygujący. Jest niejednoznaczny. Myślę, że to ciekawsze spojrzenie na sprawę, która do dzisiaj elektryzuje twórców filmowych i opinię publiczną. Samego mordercy, Davida Berkowitza, jest w tym dokumencie niewiele, ale to dobrze, bo to nie on jest gwiazdą tego programu. Jeżeli liczycie na emocje, niesamowite zwroty akcji oraz chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat okultyzmu, to jest to produkcja dla was. Jeżeli ciekawią was teorie spiskowe, to warto sięgnąć po ten produkt. A jeśli macie ochotę sam na sam pobyć z seryjnym mordercą, to koniecznie zobaczcie ten niecodzienny dokument.