SPOTLIGHT. Kler pod dziennikarską lupą
Nowy szef gazety codziennej „The Boston Globe”, Marty Baron (Liev Shreiber), proponuje zespołowi redakcyjnemu nowy temat. Dotyczy on katolickiego księdza, który od lat regularnie molestował dzieci w lokalnych parafiach, w których pracował. Jakby tego było mało, prawdopodobnie działo się to za wiedzą miejscowego kardynała, a ten ignorował problem. Sprawa zostaje przydzielona czteroosobowej ekipie dziennikarzy śledczych o nazwie Spotlight. Czeka ich jednak niełatwe zadanie – miejscowa społeczność jest dość mocno związana z kościołem, a duchowni cieszą się powszechnym szacunkiem. Zbierając materiały do swojej publikacji, dziennikarze poznają faktyczną skalę pedofilskich aktów wśród księży. Ofiary są uciszane, a dowody utajniane. Próba nagłośnienia całej sprawy spotyka się ze zdecydowanym sprzeciwem księży, a także ich świeckich współpracowników.
Tom McCarthy dokonał wielkiej sztuki. Poruszając tak drażliwy temat, łatwo popaść w skrajność. Księża cynicznie wykorzystujący swój autorytet i posłuch, by wykorzystywać seksualnie dzieci. Na dużą skalę. A wszystko za wiedzą przełożonych.
Twórcy mogli nakręcić film-krucjatę i sportretować duchownych katolickich jako pazernych hipokrytów, zboczeńców w sutannach. Kontrowersja jest w cenie, więc taka produkcja przyniosłaby zyski, a Watykan potępiającym oświadczeniem zapewniłby międzynarodową reklamę. Tymczasem Spotlight to niezwykle wyważony i realistyczny zapis prawdziwego śledztwa. Temat sam w sobie jest wystarczająco bulwersujący, nie trzeba ubarwiać go barwną narracją. Nie jest to też atak na instytucję kościoła w ogóle, tylko na duchownych winnych krzywdzeniu dzieci i tuszowaniu sprawy. W filmie pada nawet określenie „system” w odniesieniu do zwyczaju przenoszenia szkodliwych księży z parafii do parafii, gdzie kontynuowali swoje niezdrowe zwyczaje. Początkowy trop dotyczący jednego księdza okazuje się wierzchołkiem góry lodowej.
Realizacyjnie Spotlight to młodszy brat filmu Wszyscy ludzie prezydenta z Redfordem i Hoffmanem. Zamiast Watergate – pedofilski skandal, ale reszta oparta jest o podobny schemat. Skupienie się na śledztwie, zbieraniu materiału, chodzenie po domach osób zaangażowanych i wielogodzinne wywiady. Ponieważ widz – w obu przypadkach – ogląda wydarzenia, które miały miejsce w rzeczywistości, twórcy nie muszą się kryć z finałem historii. Siłą tych produkcji jest zaangażowanie bohaterów w sprawę i jej wciągający przebieg. Oraz aktorstwo, oczywiście. I tu jeszcze jedno podobieństwo do Wszystkich ludzi prezydenta. Jeden z redaktorów nazywa się Ben Bradlee Jr (gra go John Slattery). To autentyczna postać, której ojcem był… Ben Bradlee, zwierzchnik granych przez Redforda i Hoffmana dziennikarzy opisujących aferę Watergate (w tej roli Jason Robards).
W członków ekipy śledczej Spotlight wcielili się Mark Ruffalo, Michael Keaton, Rachel McAdams i Brian d’Arcy James. Ten pierwszy zasługuje na uznanie i uwagę. Michael Rezendes w interpretacji Ruffalo to złożona, ciekawa postać. Gra drobiazgami, mimiką twarzy, tikami nerwowymi, porusza się w taki sposób, jakby było mu niewygodnie we własnej skórze. Jest także najbardziej bojowo nastawiony do sprawy, widać w nim osobistą niechęć do kleru. Poza tym z obsady wyróżnia się – jak to on – Stanley Tucci (w roli adwokata ofiar molestowania). Wiecznie zajęty i niezadowolony, zawalony papierami, również walczy o sprawę, ale zupełnie innymi, prawnymi metodami. Najbarwniejsza postać, kolejna świetna rola na koncie tego znakomitego aktora.
Reszta obsady sprawdziła się w swoich rolach i niewiele na ten temat można dodać. Nie postacie są tu najważniejsze, tylko fakty. A te przedstawiono skrupulatnie i rzeczowo, bez zbędnych dodatków, szybkiego montażu czy nastrojowej muzyki. W tej materii nawet Howard Shore usunął się w cień, komponując jedynie delikatne, instrumentalne tło do wydarzeń, nie komentując ich mniej lub bardziej podniosłymi akordami.
Warto obejrzeć Spotlight. Jest to film niezwykle wartościowy, ponieważ nie narzuca interpretacji, a podaje fakty. Nie popada w ckliwość ani patos, nie operuje skrajnościami. To rzetelny zapis wydarzeń, wolny od osądów i uogólnień.
korekta: Kornelia Farynowska