SIOSTRA ŚMIERĆ. Za murami klasztoru [RECENZJA]
Swoim najnowszym filmem twórca [Rec] (2007) i Veróniki (2017) udowadnia, że nadal potrafi straszyć widza, chociaż ten koszmar nie pozostanie raczej długo w pamięci i nikomu nie przysporzy bezsennych nocy.
Dzieci, duchy i klasztory – Siostra śmierć łączy w sobie te trzy wielkie miłości kina grozy. To rekwizyty dość zużyte, ale wciąż zaskakująco żywe i przede wszystkim skuteczne w wywoływaniu strachu. Siostra śmierć jest także dowodem na to, że w kinie jak jest ważniejsze niż co. Malarskie piękno filmu i intrygujące rozwiązania audiowizualne sprawiają, że mało odkrywcza opowieść nabiera głębi i utrzymuje uwagę widza.
Akcja przenosi nas do lat 40. w Hiszpanii, gdzie towarzyszymy nowicjuszce Narcisie (Aria Bedmar) w wyprawie do klasztoru. Ma uczyć przebywające w tym miejscu dziewczęta, a z polecenia biskupa przyjąć święcenia kapłańskie. Potem wszystko toczy się zgodnie z tym, czego oczekujemy, kiedy wyszukujemy film na wieczór pod kategorią „horror” na Netfliksie. Nowicjuszka okazuje się pełna wątpliwości, a może nawet zaburzona. Cela, którą jej przydzielono, należała wcześniej do siostry samobójczyni. Klasztor skrywa wiele tajemnic z czasów wojny, a zakonnice ewidentnie nie mówią o wszystkim. Uczennice przekazują sobie opowieść o krążącym po budowli duchu dziewczynki: każdy, którego imię zapisze na ścianie, umiera.
Największą zaletą filmu Paco Plazy jest jego piękno. Pomimo dobrego początku – gęstego, onirycznego, zapowiadającego horror rozgrywający się raczej na planie psychologicznym – fabuła mniej więcej w połowie filmu skręca w stronę sztampowego straszaka, a zakończenie nieco rozczarowuje i nie pozostawia w widzu poczucia niepokoju, jakiego szukamy w kinie grozy. Mam taką teorię, że większość horrorów oblewa „test drugiej połowy” – intrygują tak długo, jak długo nie poznajemy potwora. Mało który film grozy potrafi spełnić złożoną na początku obietnicę, dostarczyć rozwiązanie, które okaże się czymś bardziej niepokojącym od sugestii, czymś więcej niż niewiarygodną maszkarą ulepioną w CGI. Niedopowiedzenia straszą bardziej niż dosłowności, dlatego tak trudno nakręcić horror trzymający poziom do ostatniej minuty. Recenzowany film także jest z tych, co to lepiej się zaczynają, niż kończą – potrafi w budowanie atmosfery, a trochę gorzej w rozwiązywanie zagadek. Jednak dla pięknych kadrów, wysmakowanych rozwiązań wizualnych i gry dźwiękiem warto po Siostrę śmierć sięgnąć. Kontrastowe zestawienia czerni i bieli, surowe wnętrza klasztoru, operowanie mrokiem i ciemnością, niewinna uroda aktorki Arii Bedmar obok srogiego oblicza siostry przełożonej: to proste, ale estetyczne i budujące klimat rozwiązania.
Siostra śmierć jest filmem bez pretensji do zrewolucjonizowania języka kina grozy. Wydaje się dziełem nakręconym dla czystej twórczej przyjemności, dla przeniesienia na ekran kilku wizualnych pomysłów, jakie zrodziły się w głowie reżysera; a także dla zmierzenia się z estetyką mistrzów. Plaza nawiązuje w swoim filmie nie tylko do innych horrorów (również hiszpańskich: do Sierocińca i swojej Veróniki), ale i do kanonu kina europejskiego. Posuwista kamera jak z Antonioniego sunąca po ogarniętym mrokiem pokoju i lekkie odrealnienie á la Saura nie są przypadkowe, a przy tym te odwołania są na tyle subtelne, że nie budzą śmieszności, tylko jeszcze głębiej wciągają w niepokojące piękno niemal całkowicie bezbarwnych wnętrz klasztoru, finezyjnie odmalowanych okiem kamery. Jest to film dla osób, które w kinie grozy poszukują raczej poczucia dziwności i niesamowitości niż skoków adrenaliny.
Swoim najnowszym filmem twórca [Rec] (2007) i Veróniki (2017) udowadnia, że nadal potrafi straszyć widza, chociaż ten koszmar nie pozostanie raczej długo w pamięci i nikomu nie przysporzy bezsennych nocy. To propozycja niewybijająca się ponad solidną przeciętność, ale i tak warta polecenia osobom zainteresowanym tematyką lub gatunkiem – albo takim, które lubią się bać „tak tylko troszeczkę”, bo Siostra śmierć zdecydowanie nie należy do mocnych, wystawiających odwagę widza na poważną próbę horrorów.