SING 2. Więcej, szybciej, głośniej, lepiej!
Pierwszą część Sing obejrzałem z córką dopiero niedawno, choć to film przecież już kilkuletni, a ja z reguły staram się być na bieżąco z animacjami. Z jakiegoś powodu jednak dzieło Gartha Jenningsa mi umykało, a gdy wreszcie się z nim zapoznałem, nie poczułem się rzucony na kolana. Choć zarówno sama animacja, jak i wokalne popisy znanych aktorów (Scarlett Johansson, Reese Witherspoon, Taron Egerton) trzymały poziom, czegoś zabrakło mi chyba w samej historii. Sing 2 niedosytu już nie pozostawia – jeżeli pierwsza część była jak debiutancki koncert dobrze zapowiadającego się zespołu, sequel jest niczym main event na festiwalu Coachella.
Po tym, jak w Sing Busterowi Moonowi (wówczas Marcin Dorociński, teraz Modest Ruciński) i skompletowanej przez niego ekipie talentów udało się odbudować teatr jego ojca i wystawić świetnie przyjęty musical, cała grupa marzy o tym, by wykonać krok naprzód. W swoim mieście są już w zasadzie lokalnymi gwiazdami, którym regularnie udaje się zapełnić cały teatr. Ale gdy stają przed możliwością zaprezentowania się przed Jimmym Crystalem (Mateusz Łasowski), magnatem przemysłu rozrywkowego z Redshore City, Buster Moon musi uciec się do fortelu, który zagrozi nie tylko przyszłości tej utalentowanej grupy, ale i… jego życiu. Wszystko zależeć będzie od tego, czy uda się namówić Claya Callowaya (Andrzej Chudy), niewystępującą od wielu lat legendę rocka, do powrotu na scenę.
Trzeba przyznać, że twórcy Sing odrobili zadanie domowe i odpowiednio „doprawili” scenariusz sequela. Film Gartha Jenningsa jest wypełniony wartką akcją od pierwszej do ostatniej minuty, zaś paleta emocji rozciąga się od głębokiego wzruszenia aż do autentycznego przerażenia. Z tego powodu Sing 2 może wydawać się propozycją skierowaną mniej do dzieci, a bardziej do ich rodziców – tym pierwszym na pewno spodoba się znakomita, pełna rozmachu animacja i tempo akcji, ale emocjonalną głębię i fenomenalne wykonania muzycznych hitów bardziej docenią mamusie i tatusiowie. Jest tu bowiem zarówno element zagrożenia, jak i motyw bardzo bolesnej straty – tematy bardzo trudne do przepracowania dla najmłodszego widza. Szczęśliwie jednak warstwa wizualna i zabawne dialogi powinny wystarczyć, by zafascynować dzieciaki – mogę potwierdzić, że pięciolatka z dużym doświadczeniem w oglądaniu animacji wystawiła Sing 2 certyfikat jakości.
W obu filmach Gartha Jenningsa prawdziwym clou są oczywiście znakomicie dobrane piosenki i choć już w pierwszej części Sing wykonania hitowych utworów robiły piorunujące wrażenie (Egerton ponoć dostał rolę w Rocketmanie właśnie dzięki Sing, gdzie zaśpiewał I’m Still Standing Eltona Johna), to Sing 2 zdaje się wchodzić na kolejny poziom. Bodaj najbardziej efektownym dodatkiem do oryginalnej ekipy dubbingowej jest Halsey, której wykonanie Girl on Fire Alicii Keys i Could Have Been Me The Struts po prostu zmiatają z fotela, ale to oczywiście nie jedyne wspaniałe występy. „Stara gwardia” wciąż prezentuje wysoką formę: Scarlett Johansson jako Ash potwierdza, że mogłaby z powodzeniem dołączyć do U2 (zwłaszcza że w jednej ze scen śpiewa z samym Bono!), Reese Witherspoon wykonuje cover Break Free Ariany Grande, a Taron Egerton doskonale radzi sobie z repertuarem zarówno Shawna Mendesa, jak i Coldplay. Najważniejsze, że podobnie jak w pierwszej części zdecydowano się nie spolszczać zagranicznych utworów, jak to uczyniono np. w Trollach – skoro już wykorzystywane są utwory nienapisane specjalnie do filmu, warto pozostawić je w formie, w której są nam wszystkim znane.
Sing 2 do starej zasady „więcej, szybciej, głośniej” dokłada jeszcze jeden człon: lepiej. Choć pierwsza część filmu nie była rozczarowaniem – zwłaszcza finansowo, bo zarobiła globalnie ponad 600 milionów dolarów – Garth Jennings znalazł sposób, by kontynuację swojego dzieła poprawić i urozmaicić. Dzięki temu otrzymaliśmy bardzo angażującą, perfekcyjną technicznie animację, która przypadnie do gustu wszystkim pokoleniom widzów.