Silent Hill. Dziesięć lat po premierze
Jak to subtelnie i trzeźwo mawia moja przyjaciółka – Nie odrzyna się kurze złotych jajec. Świętą tę prawdę do serca sobie wzięli marketingowcy, którzy, mając w ręku dobrze sprzedający się produkt, stają na uszach, żeby wycisnąć z niego jak najwięcej pieniędzy. I tak – co już nas wcale nie dziwi – przy okazji każdego pojawiającego się w kinach filmu animowanego dla dzieci wypuszcza się na rynek wszystko, czym dziecko zwykle jest zainteresowane – lub chwilowo nie jest, ale należy to zmienić – wytapetowane uroczą buźką Elsy z Krainy Lodu lub wizerunkiem Zygzaka McQueena. Dziecko nagle zdaje sobie sprawę z tego, że jak zeszyt w kratkę, to tylko z Królem Lwem, a jak tenisówki, to tylko ze Spidermanem, i biznes się kręci, a wpływy przechodzą wszelkie wyobrażenie. Wszelkie wyobrażenie maluczkich, bo marketingowcy wiedzą swoje i przy każdej kolejnej premierze idą o krok dalej.
Działa to, oczywiście, także w drugą stronę. Jeśli coś jest popularne w swoim segmencie, dobrze się sprzedaje, robi się rozpoznawalne – czemuż by nie przerobić tego na film? Motyw, bohater, symbol – są przypadki trudne i wymagające odpowiedniej strategii, ale są też i produkty, które aż się proszą. Bestsellery książkowe, wiadomo. Oraz, wiadomo – gry komputerowe.
Na początku lat 80. XX wieku swój debiut miała prosta gierka o nazwie „Mario Bros”. Mario, sympatyczny hydraulik w niebieskich spodenkach, w towarzystwie nieodłącznego brata Luigi (opcja dla drugiego gracza) przemieszcza się po kolejnych planszach gry, pokonując licznych przeciwników i zbierając bonusy dodające punkty. Po przejęciu tytułu przez Nintendo i zmianie nazwy na „Super Mario Bros” gra odniosła niebywały sukces i trafiła do księgi rekordów Guinnessa, w której uznano ją za najbardziej kasową grę komputerową w historii. Potencjał był ogromny, zaczęły się więc mnożyć kolejne odsłony gry, towarzyszące jej gadżety, aż wreszcie powstał serial animowany na jej podstawie. Tylko krok dzielił zatem twórców od podjęcia decyzji o produkcji filmu pełnometrażowego. Aktorska produkcja powstała w 1993 roku i pomimo gwiazdorskiej obsady (Bob Hoskins, John Leguizamo) z miejsca została skrytykowana za zbyt luźny związek fabuły filmu z motywem gry.
Słabe przyjęcie filmu uświadomiło specom od wpływów, że sprawa z ekranizacją gry komputerowej, zwłaszcza jeśli jej warstwa fabularna jest dość uboga, nie jest wcale prosta. Z jednej strony bowiem dysponuje się w takim przypadku dość dużą swobodą interpretacji pomysłu gry. Z drugiej zaś, przy nieistniejącej głębi charakterów głównych postaci oraz specyficznych realiach świata gry platformowej niezwykle trudno stworzyć jednocześnie coś sensownego i nie przypominającego kolejnych skoków po poziomach, a przy tym nie unikającego pewnych nawiązań. W przypadku Super Mario Bros pomysł ekranizacji był traktowany jeszcze z przymrużeniem oka. Dziś, kiedy gra ma swoich fanatyków, nie fanów, słabą ekranizacją można wzbudzić w tłumach dziką furię.
I tak czynią niektóre tytuły. Do najsłabszych zaliczyć można Alone In the Dark czy Far Cry nieocenionego Uwe Bolla, a także Dungeons & Dragons z Jeremym Ironsem, który zajął 39. miejsce w rankingu najgorszych filmów wszech czasów opublikowanym przez magazyn Empire w 2010 roku.
Są też jednak filmy, które odniosły spory sukces. Za najlepszą ekranizację w dziejach wielu uważa do dziś Mortal Kombat z 1995 roku. Wysoko oceniana była także Lara Croft z Angeliną Jolie w roli głównej oraz Prince of Persia, zaś niekwestionowanym królem pozostaje Resident Evil – seria filmów liczy sobie już ponad pięć tytułów i końca nie widać.
Do ekranizacji, które prezentują wysoki poziom, zaliczyć należy także horror w reżyserii Christophe Gansa z 2006 roku. Silent Hill jest oparty na fabularnych elementach pierwszych trzech z serii japońskich gier komputerowych pod tym samym tytułem, wydanych przez firmę Konami Corporation.
Historia wydaje się być typowa dla horroru. Małżeństwo adoptuje dziewczynkę, ta po latach zaczyna mieć koszmary, w których wędruje po widmowym miasteczku Silent Hill. Przybrana matka dziewczynki zabiera ją, wbrew woli swojego męża, do wymarłego miasta, które dziewczynka przywołuje w snach i ponurych rysunkach. Po drodze ulegają wypadkowi. Rose da Silva traci przytomność, a jej córeczka Sharon znika z samochodu…
Silent Hill, w odróżnieniu od wspomnianych tu Super Mario Bros czy Prince of Persia, jest grą o niezwykle rozbudowanej, wielowątkowej fabule, pełnej charakterystycznych postaci. Scenariusz filmu był na bieżąco konsultowany z fanami gry na blogu scenarzysty (Roger Avary, zdobywca Oscara za Pulp Fiction). Twórcy za wszelką cenę chcieli uniknąć sytuacji, w której zbyt dalekie odejście od fabuły gry spowoduje jej całkowite oderwanie od oryginału. Avary wprowadził zatem wiele koniecznych modyfikacji, łącząc wątki, zmieniając relacje między bohaterami i tworząc spójną, zamkniętą w określonym czasie ekranizacji fabułę, uczynił to jednak ostrożnie i przemyślnie, sprawiając, że jego zmiany zostały zaakceptowane przez większość fanów gry. Wytykano filmowi pewne potknięcia, jak to, że w jednej z końcowych scen bez mała na tacy podaje się widzowi całą historię, tym niemniej przyznać trzeba, że jest to zrobione z wyczuciem, i niestety – było to również konieczne, aby film mógł zostać zrozumiany także przez osoby, które z grą nie miały do czynienia.
To, co stanowi o sile filmu Gansa, to wierne oddanie klimatu gry. Silent Hill tworzy przerażające uniwersum – Japończycy są w tym znakomici – pełne niesamowitych potworów, osadzone w plastycznej scenografii, okraszone niepokojącą muzyką Akiry Yamaoki. Jest jedyną grą, w którą nigdy nie grałam, ale mogłam obserwować godzinami, czekając w napięciu na zwiastujący kłopoty, przejmujący dźwięk syren. Film dostarcza widzowi tych samych emocji. Kiedy Rose trafia do pokrytego popiołami miasteczka, zanurzonego w głębokiej mgle, nie wie jeszcze, co ją czeka. Widz, który zna tytuł, oczekuje na typowe objawy – farba na ścianach zaczyna się łuszczyć, wszystko zalewa się rdzawą krwią, z zakątków wypełzają ohydne stwory – spętany drutem kolczastym człowiek, demoniczne pielęgniarki i On: Piramidogłowy. W charakterystycznym czarnym nakryciu głowy, z potężnym ostrzem w ręku przemierza swój świat w towarzystwie tysięcy pełzających stworzeń. Niesamowite uczucie, zobaczyć go na wielkim ekranie.
W rolach małżonków da Silva wystąpili Radha Mitchell oraz Sean Bean. Poradzili sobie oboje znakomicie, ona jako zatroskana matka, on jako zrozpaczony ojciec, ale show skradła im etatowa „dziewczynka z horrorów”, czyli Jodelle Ferlan, w potrójnej roli Sharon da Silvy, Alessy Gillespie i Mrocznej Alessy. Zwłaszcza ta ostatnia zasługuje na uwagę, Ferland, znakomicie wykorzystując swoje naturalne warunki, po raz kolejny w swojej karierze tworzy mocną kreację dziecka-demona. Podając obsadę wymienić należy także Laurie Holden, znaną obecnie szerzej z serialu The Walking Dead, w roli odważnej policjantki Cybil, oraz brawurowo odtwarzającą rolę Christabelli Alice Krige. Ta ostatnia daje prawdziwy popis jako fanatyczna przywódczyni sekty.
Takich produkcji, jak Silent Hill możemy sobie życzyć jak najwięcej. Film jest spójny, klimatyczny, zrobi – i robi – wrażenie nawet na osobach, które nie są fanami gry. Fani z pewnością znajdą pewne niedociągnięcia, ale wiadomo, że nie wszystko da się zrobić i miejscami trzeba iść na kompromis. Silent Hill zaś wybiera najlepszą drogę pomiędzy wiernością grze a ustępstwem na rzecz ekranizacji.