SIEDEM SIÓSTR. Za dużo Rapace, za mało Dafoe
Raffaella De Laurentiis, córka legendarnego producenta Dino, nigdy nie dorównała profesjonalnym instynktem swojemu ojcu, ale od blisko 40 lat konsekwentnie produkuje kolejne przedsięwzięcia filmowe, z niespecjalnym zazwyczaj rezultatem. W 2017 roku światło dzienne ujrzał kolejny projekt firmowany przez Raffaellę – Siedem sióstr Tommy’ego Wirkoli. Odpowiedzialny m.in. za kultowe Zombie SS (2009) i Hansel i Gretel: Łowcy czarownic (2013) norweski reżyser tym razem opowiada niezwykle specyficzną historię rodzinną, osadzoną w konwencji science fiction.
Na potężnie przeludnionej kuli ziemskiej do głosu dochodzą ci, którzy proponują rozwiązania zapobiegające nadmiernej populacji planety. Gdy polityk Nicolette Cayman (Glenn Close) wymusza na rodzinach ograniczenie do posiadania zaledwie jednego dziecka (Chińska Republika Ludowa, anyone?), Terrence Settman (Willem Dafoe) musi zaopiekować się siedmioma nowo narodzonymi wnuczkami, których matka zmarła podczas porodu. Ukrywa je w swoim mieszkaniu przez 30 lat, przydzielając każdej z wnuczek dzień tygodnia, podczas którego mają możliwość opuszczania mieszkania dziadka. „Nadprogramowe” dzieci są bowiem przymusowo poddawane hibernacji w przekonaniu, że w przyszłości warunki bytowe na Ziemi pozwolą na ich wybudzenie. Pieczołowicie skrywana tajemnica Settmanów pewnego dnia wychodzi na jaw, a wcielające się w Karen (Noomi Rapace) siedmioraczki stają w obliczu ogromnego zagrożenia. Po latach spędzonego głównie w ukryciu życia muszą spróbować opuścić bezpieczne dotychczas schronienie i spróbować przetrwać. Czy wobec braku opieki ze strony nieobecnego już w ich życiu dziadka będzie to w ogóle możliwe?
Podobne wpisy
Siedem sióstr to swoisty rewers historii opowiedzianej w Ludzkich dzieciach (2006) Alfonsa Cuaróna – tam ludzkość utraciła możliwość płodzenia potomków, u Wirkoli reprodukcja osiągnęła taką intensywność, iż konieczne było jej ukrócenie. Czy rzeczywiście jednak przymusowe ograniczanie dzietności oraz hibernacja drugich i kolejnych dzieci jest właściwym rozwiązaniem? Między innymi na to pytanie starają się odpowiedzieć bohaterki Siedmiu sióstr, węsząc ogólnoświatowy spisek, ale ich próby wypadają dość karkołomnie. Wirkola w swoim filmie zapragnął bowiem połączyć niemal wszystkie znane nam gatunki: science i political fiction, kino akcji, dramat rodzinny, a nawet film szpiegowski, a wszystko doprawił odrobiną humoru i całkiem niezłymi scenami golizny. Siedmiu siostrom bliżej niestety do Frankensteinowskiego potworka niż artystycznego kolażu, choć nie sposób odmówić filmowi Wirkoli dynamiki i konsekwentnych prób zauroczenia widza. Jednym z problemów tego dzieła jest to, że za dużo tu Noomi Rapace, a za mało Willema Dafoe – znakomity aktor, który w ostatnim czasie pojawia się niemal wyłącznie w genialnych rolach, miał tu zdecydowanie zbyt mało czasu i możliwości do wykazania się. Jego postać znika w zagadkowych okolicznościach – dziadek prawdopodobnie zszedł z tego świata, ale nie jest to powiedziane wprost – a Dafoe pozostawia swoich fanów z uczuciem niedosytu. Z kolei postać Noomi Rapace nie jest na tyle charyzmatyczna, by zafascynować sobą widza – nawet w siedmiu kopiach.
Można zrozumieć, dlaczego Siedem sióstr (oryginalny tytuł: What Happened to Monday?…) nie weszło do obiegu kinowego w Polsce. To dość siermiężne, niekonsekwentne gatunkowo dzieło, które naszpikowano schematycznymi rozwiązaniami fabularnymi i oparto na kreacji aktorskiej, która nie zdaje egzaminu. Z drugiej jednak strony jednym z producentów filmu jest Adrian Politowski, mający polskie i bangladeskie korzenie szwedzki producent, któremu powinno zależeć na dystrybucji Siedmiu sióstr w Polsce. Bywalcy naszych kin nie stracili jednak wiele – obraz Tommy’ego Wirkoli trafił na nasz rynek DVD i VOD, dlatego można nadrobić seans tego przeciętnego, ale mającego pewne atuty filmu.
korekta: Kornelia Farynowska