ROJST ’97. Powódź stulecia, zbrodnie i transformacja polityczna, której nie było
Premiera pierwszego sezonu została obwołana jednym z najważniejszych wydarzeń polskiego rynku serialowego, aczkolwiek wraz z emisją kolejnych odcinków okazywało się, że przeestetyzowana historia kryminalna osadzona w epoce schyłkowego komunizmu jest pięknie zrealizowana, aczkolwiek pod względem fabularnym oferuje powtórkę z wyeksploatowanego gatunku. Wielu widzów początkowo nabrało się na piękne kadry, by później uzmysłowić sobie, że dzieło Jana Holoubka wcale nie jest tak wspaniałe, jak się na początku wydawało.
Drugi sezon, również zrealizowany przez Jana Holoubka we współpracy z Kasperem Bajonem, oparty na Mordzie, scenariuszu napisanym przez zmarłego Marcina Wronę i Pawła Maślonę, również wabi odbiorców znakomitą sferą wizualną, ale tym razem ufundowany jest na znakomicie napisanym skrypcie, w którym obok zagadki kryminalnej czai się bolesna prawda na temat ludzkich słabości. Niby nie ma nic w tym odkrywczego, wszak sztuka od dziesiątek lat eksploruje najciemniejsze zakamarki psychiki przedstawicieli naszego gatunku, niemniej jednak jest to wszystko znakomicie poukładane, z odpowiednim wyczuciem tempa akcji, przestrzeni i bohaterów.
Polska, rok 1997. Przez miasto przetoczyła się powódź stulecia, dewastując każdy skrawek przestrzeni. Kamera obejmuje wzrokiem ulice pełne błota, na które wypłynął cały dobytek mieszkańców. Zniszczone meble, zniszczone ubrania, zniszczone dokumenty. Miasto, zarówno w sensie architektonicznym jak i metaforycznym, musi wymyślić się na nowo, skoro dotychczasowa, i tak już skomplikowana tożsamość, została wymyta przez destrukcyjną falę wody. To w tych okolicznościach historii dochodzi do przypadkowego utonięcia, a może mordu dwunastolatka. Wały przeciwpowodziowe nie wytrzymały, chłopak znalazł się w nieodpowiednim miejscu, płuca wypełniły się wodą i pstryk, życie zgasło. Dla policjantki Jass (Magdalena Różczka) i Miki (Łukasz Simlat) te tłumaczenia nie są wystarczające, więc drążą i kopią, aż dokopują się do brudów związanych z drugowojenną zawieruchą i komunistycznym zniewoleniem.
Na drugim planie pojawiają się bohaterowie pierwszego sezonu – Zarzycki (Dawid Ogrodnik) z żoną Teresą (Zofia Wichłacz) oraz Wanycz (Andrzej Seweryn) – niemniej jednak to losy wspomnianego powyżej policyjnego duetu śledzi się najmocniej. Wynika to ze znakomicie rozpisanych charakterów, klasycznych dla kryminału, ale jednocześnie psychologicznie prawdopodobnych. Jass jest uzdolnioną ekspertką zesłaną do Wrocławia z Warszawy przez błąd, który popełniła w poprzednio prowadzonym śledztwie, zaś Mika to dobroduszny, jąkający się człowiek, który chce dobrze, ale jest na tyle uwikłany w układziki, że nie zawsze potrafi dokonywać słusznych wyborów.
Holoubkowi i jego ekipie udało się zagrać jednocześnie na kilku fortepianach. Dobrze skonstruowana intryga przykuwa uwagę, dzięki czemu w zasadzie do samego końca sezonu nie wiadomo, co kryje się za tajemniczą śmiercią młodego chłopaka. Sporo czasu poświęca się również rodzinnym rozterkom protagonistów, dzięki czemu zyskują oni ludzką twarz, a nie są postaciami z papieru. Co chyba jednak najistotniejsze, główną rolę w Rojście ‘97 gra miasto i epoka historyczna. Mając w pamięci wydarzenia z pierwszego sezonu, którego akcja toczyła się w 1984 roku, można prześledzić zmiany, jakie zachodziły w losach postaci drugoplanowych, jak również w topografii zamieszkiwanego przez nich miasta. Wystarczy już szybkie spojrzenie, by przekonać się, że wszystko zostało po staremu, mimo że wszystko się zmieniło. Transformacja ustrojowa sprawiła, że scenografia uległa modernizacji, a ludzie przestali się bać władzy i brata ze wschodu, ale komu dobrze się wiodło za poprzedniego systemu, ten i po zmianie będzie czuł się jak pączek w maśle.
Twórcy starają się osiągnąć efekt immersji przy pomocy wielu popkulturowych odniesień umieszczanych mimochodem w kolejnych kadrach serialu. Na ekranach małych telewizorów pojawiają się znane programy – Benny Hill, Słoneczny patrol i Familiada, na dancingach i w soundtracku słychać przeboje Andrzeja Zauchy i Martyny Jakubowicz, a na dodatek kadra techniczna znakomicie zajęła się aktorami i aktorkami, jeżeli chodzi o ich stroje i fryzury.
Rojst ‘97 jest dopieszczonym cackiem, tak jak zresztą pierwszy sezon, przy czym udało się w drugiej odsłonie znacznie lepiej skonstruować fabułę. Nie wiem, czy to kwestia moich upodobań, niemniej jednak w pewnych momentach da się w polskim tytule wyczuć klimat znany z niemieckiego Dark, zwłaszcza drugiego sezonu. Rzecz jasna, nie chodzi o aktorkę grającą w obu historiach. Wykorzystano podobny jasny filtr, dzięki któremu budynki są rozświetlone letnim słońcem, w powietrzu unosi się aura końca pewnej epoki i oczekiwania na apokalipsę (w przypadku Rojsta roztaczanej przez Świadków Jehowy), a nade wszystko w podobny sposób twórcy budują całą „historiozofię” świata przedstawionego. W obu przypadkach bohaterowie są uwikłani w traumy z przeszłości, a ich stare grzechy mają długie cienie. Zmieniają się okoliczności, zachodzą po sobie kolejne epoki i ustroje polityczne, a ludzie notorycznie popełniają te same błędy, wikłają się w te same problemy i tak samo straceńczo szukają ich rozwiązań.
Niewątpliwie powrót Rojsta to ogromna niespodzianka i przykład na to, że zawsze istnieje szansa na poprawę jakości produkcji, jeżeli tylko pominie się wszelkie efekciarstwo, a skupi na żmudnym rozpisaniu dobrego scenariusza. W przypadku Rojsta ‘97 to właśnie scenariusz jest najlepszym elementem, dzięki czemu widzowie platformy streamingowej otrzymali nie tylko kawał dobrej rozrywki, ale także interesującą opowieść o końcu poprzedniego milenium, kiedy to narastały problemy społeczne – choćby związane z patodeweloperką – z którymi obecnie boryka się znaczna część, zwłaszcza młodych, obywateli Polski. Serial Netfliksa może stać się ważnym punktem odniesienia w naszej kulturze, bowiem to teraz wykuwa się sposób, w jaki będziemy lada chwila opowiadać sobie w kinie i telewizji o czasach rządów premiera Buzka, ery Kwaśniewskiego, ataku na WTC i przełomu, do jakiego doszło po wejściu Polski do UE. A sposób opowiadania o tamtych czasach może zdeterminować to, w jaki sposób będziemy opowiadać sobie o naszej przyszłości.