search
REKLAMA
Nowości kinowe

Wywiad ze Słońcem Narodu

Filip Jalowski

30 grudnia 2014

REKLAMA

wywiad-posterPrzed rozpoczęciem oglądania Wywiadu ze Słońcem Narodu przynajmniej jedna rzeczy była pewna – ten film nie ma najmniejszych szans na to, aby udźwignąć na barkach medialny szum powstały wokół swojej premiery. Przepychanki na linii Sony – północnokoreańscy hakerzy nadmuchały bańkę do tego stopnia, że naturalną koleją losu stało się oczywiście jej widowiskowe pęknięcie.

W całej sprawie interesująca jest jednak nie tyle jakość głupiutkiej komedyjki z Rogenem i Franco, o niej zresztą za moment, ale niecodzienność i niejasność sytuacji, z jaką mieliśmy do czynienia w finałowej fazie kampanii reklamowej filmu. Rzekomy atak cyberżołnierzy z azjatyckiej grupy Guardians of Peace miał doprowadzić do pojawienia się w sieci kilku tytułów, które dopiero czekały na swoją premierę. W obiegu zawitała również poufna korespondencja pracowników Sony. Niewygodna między innymi ze względu na osobiste wycieczki uderzające w czołowe gwiazdy Fabryki Snów (Angelina nie wyglądała na zadowoloną). Ciężko podejrzewać Sony o to, że w ramach kampanii reklamowej komedii Rogena i Goldberga decyduje się na umieszczenie w sieci tego typu materiałów, a w szczególności kopii filmów, wszak niesnaski z Jolie mogły być przecież zapłacone i odegrane. Z drugiej strony, za pasem Oscary, screenery opublikowanych produkcji i tak wypłynęłyby do sieci, z czego dystrybutor doskonale zdaje sobie sprawę.

wywiad1

Wątpliwe jest jednak to, aby cała afera była nakręcona jedynie przez specjalistów od reklamy. Bardziej prawdopodobny wydaje się być jednak fakt, że to właśnie oni są autorami tożsamości hakerów. Guardians of Peace szybko wykpili doniesienia, wedle których ich komputery zalogowały się do sieci gdzieś w okolicach Phenianu. Atak na Sony (o ile istniał) miał najprawdopodobniej z premierą Wywiadu niewiele wspólnego. Porażka speców od zabezpieczeń stała się jednak doskonałą okazją do tego, aby wypromować film, w który zainwestowało się niemało pieniędzy.

W całej zabawie w sieciową wersję ciuciubabki wciąż pozostaje jednak kilka niejasności. Rzeczą wiadomą było to, że mimo zapewnień o całkowitej rezygnacji z dystrybucji filmu, Sony koniec końców i tak Wywiad ze Słońcem Narodu w jakiś sposób wyda, puści w obieg. Padło na internet oraz 331 kin na terenie USA (stan na 28 grudnia). Skoro garstka sal projekcyjnych zapewniła szacunkowo niemal 1/5 dochodu, dlaczego Sony nie zdecydowało się na globalną dystrybucję? Co z pozostałymi filmami będącymi rzekomo w posiadaniu Guardians of Peace? Jeśli wersja z karzącą ręką Korei Północnej miałaby trzymać się kupy, po wigilii (dzień premiery Wywiadu w sieci) torrentowe strony powinny zapełnić się całą bazą nowych tytułów. W końcu, kto w tym sporze bardziej pogrywa z opinią publiczną? Domniemani hakerzy czy potentat w branży filmowej? Co to wszystko mówi o przyszłości dystrybucji? Nad postawionymi pytaniami można gdybać godzinami, niemniej wydaje mi się, że z perspektywy czasu o Wywiadzie będziemy czytać w książkach poświęconych historii kina, niekoniecznie z powodu jego walorów stricte filmowych. O co jednak tyle szumu?

wywiad4

***

James Franco prowadzi program o ogromnej oglądalności, lecz marnej jakości. Na jego kanapie wszelakiej maści celebryci spowiadają się ze swoich intymnych sekretów. Show jakich wiele. Za kasowym sukcesem telewizyjnego formatu stoi najlepszy przyjaciel Franco, Seth Rogen. Ten drugi marzy jednak o tym, aby wyjść poza poziom celebryckiej szmiry i zacząć robić wartościową telewizję zajmującą się realnymi problemami społeczeństwa. Franco ignoruje tego typu zapędy, lecz mimo popularności jego samoocena wciąż jest nieco zaniżona. Wszystko za sprawą krytyki ze strony kolegów po fachu i ciągłego wytykania, że nie jest w stanie przeprowadzić wywiadu z prawdziwego zdarzenia. Ekipa Skylark Tonight świętuje właśnie tysięczny odcinek show. Zaraz po mocno zakrapianym wieczorze okazuje się, że oto zdarza się rzecz niesamowita. Ze względu na ogromną sympatię do prowadzącego na wywiad ze Skylarkiem (Franco) zgadza się stroniący od zachodnich mediów Kim Dzong Un. Po tym, gdy wszystko zostaje przybite, a panowie zaczynają odliczać dni do wyjazdu, do drzwi ich rezydencji puka seksowna agentka CIA (Lizzy Caplan) wraz z partnerem. Ameryka pragnie, aby telewizyjny błazen i jego spec od reklamy stali się międzynarodowymi bohaterami.

wywiad3

Jak widać, fabuła Wywiadu ze Słońcem Narodu nie jest zbyt skomplikowana. Pomijając kilka sztampowych twistów, które musiały pojawić się w trakcie filmu ze względu na popychanie opowieści do przodu, mamy do czynienia z typową opowieścią o głupkach wstawionych w buty wysokiej klasy specjalistów (w tym przypadku szturmówki amerykańskiej agencji wywiadowczej). Wszyscy wiemy jednak o tym, że w kreowaniu ekranowych idiotów Rogen i Franco znajdują się w światowej czołówce. I trzeba przyznać, że to właśnie ich charyzma ratuje ten film przed całkowitą klapą. Chemia pomiędzy bohaterami sprawia, że nawet najniższego sortu żarty potrafią przyprawić widza o uśmiech na twarzy. Brak tu raczej miejsca na głośny rechot i rozpaczliwe łapanie każdego haustu powietrza, niemniej skłamałbym mówiąc, że Wywiad ze Słońcem Narodu obejrzałem z całkowicie kamienną miną.

Humor obecny w filmie ma w sobie wiele z tego, co pojawiło się we wcześniejszej produkcji reżyserskiego duetu Setha Rogena i Evana Goldberga. To już jest koniec zebrał bardzo mieszane opinie i nie ma co się temu dziwić, ponieważ jego recepcja zależy od indywidualnej odporności na kinową głupotę. W opowieści o wycieczce do Korei znajdziemy podobne, choć wzmocnione numery. Znów posypie się słowniczek niewybrednych docinek, znów w zaskakujący sposób zostaną wykorzystane maksymalnie ograne utwory (fani Katy Perry nie powinni omijać tego tytułu), na planie błyśnie kilka znanych twarzy, a humor sytuacyjny będzie opierał się na tym, że bohaterowie znaleźli się w sytuacji bezpośrednio zagrażającej ich życiu. Nie mówię, że to złe – wiadomo, kultura remiksu – niemniej w To już jest koniec tego typu manewry zagrały dużo lepiej. Wywiad ze Słońcem Narodu dość często bawi, z podobną częstotliwością jednak podłamuje.

wywiad2

W ogólnym rozrachunku nie jest to ani straszna szmira, ani nic wybitnego – kolejna komedyjka, w której błaznuje sobie dwójka dobrych kumpli. W obliczu całej afery powstałej wokół tego tytułu po seansie pozostaje jednak w głowie wielkie WTF, bo ani to szczególnie obraźliwe, ani wybitnie kontrowersyjne, ani aż tak szalenie złe, aby w promocji uciekać się do zagrywek na taką skalę. O co chodzi Sony?

REKLAMA