W jego oczach

Zdarza się, że debiutujący twórca, chcąc być oryginalnym i przełomowym, faszeruje swoje pierwsze dzieło filmowymi fajerwerkami. Jednak nie zawsze fajerwerkom tym towarzyszy spektakularny pokaz. Niespójność, kłująca w oczy i nudna powtarzalność, bezsensowne epatowanie skandalicznymi scenami – takimi „niewypałami” nieraz kończą się debiuty. Ale nie w przypadku Daniela Ribeiro i „W jego oczach”. Reżyserowi udało się stworzyć film, po seansie którego możemy odetchnąć z ulgą i spokojnie pomyśleć, że twórca jest na dobrej drodze, by w przyszłości widza nie zawieść.
Niewidomy Leo (Ghilherme Lobo) od lat przyjaźni się z Giovaną (Tess Amorim), która pomaga mu uczestniczyć w szkolnym życiu. Duszami towarzystwa ich nie nazwiemy, a w klasie nie omijają ich docinki. Najlepiej czują się w swoim towarzystwie, pozostając gdzieś z boku. Oboje pragną jakiejś zmiany w życiu. Gi chciałaby się zakochać, a Leo wyjechać za granicę. Chłopak marzy również, by rodzice przestali go traktować jak chorego wymagającego specjalnej troski. Choć Leo nie widzi od urodzenia, życie i świat nie są dla niego salą tortur, nie marudzi ani nie użala się nad sobą. Proza życia Leo i Gi nabiera rumieńców, gdy do ich klasy trafia „nowy”. Gabriel (Fabio Audi) jest nieśmiały, ale fakt, że podoba się niejednej dziewczynie, sprawia, że długo osamotniony nie będzie. Okazuje się jednak, że Gabrielowi bliżej jest do Leo i Giovany niż do klasowej loży szyderców czy roli klasowego podrywacza. Przyjaźń Leo i Gi zostanie poddana próbie, gdy do ich dwójki dołączy Gabriel, a rodzące się nowe uczucia, które raczej wymykają się spod definicji przyjaźni, wstrząsną całą trójką.
Daniel Ribeiro, reżyser i scenarzysta w jednej osobie, oparł scenariusz „W jego oczach” na swoim wcześniejszym filmie krótkometrażowym, którego sukces festiwalowy natchnął autora, by kilkunastominutową historię przekształcić w film pełnometrażowy. Debiut Ribeiro, skierowany głównie do widzów młodych, jest filmem skromnym i prostym, ale dobrze zrealizowanym i dopracowanym. Spójna pod kątem scenariusza – fabuły, dialogów oraz charakterystyk bohaterów – historia Leo, Gi i Gabriela toczy się spokojnie, bez nagłych zwrotów akcji. Obserwujemy-poznajemy bohaterów, ulegając aurze romantycznej historii ich znajomości. Filmowe kłótnie i potknięcia dalekie są od tragicznych konfliktów, wywracających życie do góry nogami. Choć możemy zgadywać, jak potoczą się losy bohaterów, kto z kim się pogodzi, kto w kim się zakocha, to jednak z chęcią ogląda się film do końca, czekając na rozwiązanie bez obawy końcowej zagłady. W zakończeniu reżyser pokusił się nawet puścić oko do widza: wprowadzając odrobinę komizmu, rozbija słodko romantyczną atmosferę zakończenia.
Nie czuć, że homoseksualizm i niepełnosprawność są w filmie kluczowymi tematami. W centrum umieszczono pierwszą miłość i przechodzącą próbę przyjaźń nastoletnich bohaterów, jednak reżyser ucieka od schematu, gdzie romantyczna uniwersalna historia ma dotyczyć dziewczyny i chłopaka.
Lekkość i subtelność tego filmu są na przekór obrazom twórców przedstawiających nastolatków o osobowościach psychopatycznych, patologicznych i których losy już od pierwszych ujęć są tragiczne. Do tego dochodzi bogactwo chwytów formalnych, które mają wyrażać złożoność postaci i zdarzeń. Natomiast reżyser „W jego oczach” opowiada historię w linearny sposób i nie komplikuje formalnie fabuły. Decyduje się na pogodną kolorystykę, która taki też klimat – pogodny i subtelny – narzuca całemu filmowi. Bez wulgarności, skandalu, niezrozumiałego dziwactwa. Nie ma też problemu braku łączności światów dzieci i dorosłych, światy te schodzą się ze sobą, choć sercowe i towarzyskie rozterki Leo oraz jego rówieśników nie wychodzą poza ich krąg. Kto, kogo i jak bardzo lubi, pozostaje sprawą młodych (reżyser tak prowadzi fabułę i kończy ją w takim momencie, że aspekt reakcji rodziców na orientację syna jest pominięty, jednak nie stanowi to nielogicznej kwestii w całej historii). Nastoletni bohaterowie „W jego oczach” są nastolatkami z serii tych normalnych, niespecjalnie się wyróżniających. Nawet jak już pojawia się typ spod ciemniej gwiazdy – jest on raczej niegroźny, a jakieś wybryki trudno byłoby nazwać mocniejszym słowem. Drugi plan (rodzice, nauczyciele, klasowy szyderca czy szkolna królowa podrywu) może przypominać zbiór postaci-typów dobrze przez widza znanych, jednak nie traktowałabym tej powtarzalności jako minusa. Fundament, jakim jest relacja trójki głównych bohaterów, uzupełniają pozostałe postacie, a odtwórcom i ich pracy trudno byłoby wytknąć nieudolność. Kreacje pierwszoplanowych aktorów – Lobo, Amorim, Audi – to najmocniejsza strona filmu, dzięki nim scenariusz i zamierzony przez reżysera klimat mogą w pełni wybrzmieć.
Ribeiro nie każe nam wchodzić w skórę Leo, nie zmusza nas, byśmy zobaczyli, jak trudne jest życie niewidomego, jak straszne jest odkrywanie swojej orientacji, jak tragiczne jest dojrzewanie – do czego nieraz jesteśmy zmuszani w filmach, gdzie pojawia się wątek niewidomych, homoseksualizmu czy dojrzewania. Nie mamy do czynienia z pretensjonalnością ujęć i emocjonalnym szantażem, który wywołałyby bezradność oraz krzywda niewidzącego Leo. Poznawanie świata i drugiej osoby przez osobę niewidomą, jej związek z osobą widzącą – temat, do którego można by podejść filozoficznie, patetycznie, zagrać na emocjach widza – tutaj w naturalny sposób wpleciony został w historię o nastolatkach. Z ciekawością podglądamy relacje trójki bohaterów, na moment stajemy się Giovaną lub Gabrielem, którzy widzą to, czego oczywiście Leo nie zobaczy nigdy. Również obserwujemy ich miny, reakcje, zachowania, które są całkowicie poza zasięgiem odbioru Leo, i nikt mu o nich nie powie, a przynajmniej nie o wszystkim i nie od razu. Widz jest zostawiony ze świadomością, że o pewnych rzeczach wie tylko on. Świadomość ta jest czasami przyjemna, a czasami mniej, jednak jest to uczucie o wiele bardziej satysfakcjonujące niż to, gdy film zmusza nas do płaczu i litości.
Niektórzy mogą zarzucić filmowi „grzeczność”, zbytnią skromność czy przesadne uporządkowanie, nie docenią filmu, zarzucając mu bajkowość, serialową obyczajowość. Ale nawet jeśli przedstawiony świat jest zbyt dobry i ładny, a pokazywane miejsca i osoby należą do lepszej Brazylii, to mimo wszystko bajka ta jest spójnie oraz przekonująco opowiedziana, jak również zagrana.