Tylko kochankowie przeżyją
Metafora wampirycznej nieśmiertelności u Jima Jarmuscha staje się idealnym pretekstem do rozpoczęcia rozważań na temat ewolucji człowieka i kultury, którą tworzy. Trudno bowiem nazwać najnowsze dzieło twórcy Truposza, filmem o wampirach, mając na uwadze współczesne, popkulturowe konotacje tego specyficznego „gatunku” filmowego. W Tylko kochankowie przeżyją nie znajdziemy uwielbianego przez rzesze nastolatków wizerunku sympatycznego wampira-młodzieńca lubującego się w żelach do włosów i młodych, naiwnych śmiertelniczkach, będącego jednocześnie wzorowym uczniem z high school. Brakuje również scen dzikiego seksu i wyeksponowanych męskich muskułów na podobieństwo Erica Northmana z True Blood.
Cukierkowy obraz ociekającego seksem wampira na tyle skutecznie znalazł swoje miejsce w świecie popkultury, że trudno odnaleźć we współczesnych filmach poruszających tematykę wampiryzmu, kultywowany niegdyś wizerunek wampira-arystokraty, dandysa, a tym bardziej cząstkę archetypicznej wizji, pozbawionego jakichkolwiek skrupułów i niepotrafiącego kontrolować popędów zezwierzęconego mordercy, żądnego ludzkiej krwi. Dlatego każdy „film o wampirach” wchodzący na ekrany kin, wzbudza zaniepokojenie wśród anty-fanów sagi Zmierzch. Ale nie tym razem. Jeśli Jim Jarmusch podejmuje tę tematykę, w dodatku z taką obsadą aktorską, nie ma się czego obawiać.
Jak przekonuje reżyser, wampir XXI wieku poskromił swój instynkt łowcy. Jest w stanie kontrolować głód i nauczył się egzystować wśród ludzi, nie ingerując zanadto w ich życie i oczywiście oczekując od nich tego samego. Adam (Tom Hiddleston) – główny bohater Tylko kochankowie przeżyją, jest wrażliwym, uosabiającym cechy melancholika-dekadenta (jak i egocentryka) wampirem-muzykiem, próbującym odnaleźć sens istnienia w sztuce i nauce. Bohaterowie wbrew archetypicznym cechom wampira są sprzymierzeńcami świata nauki, starając się kontrolować swoje popędy. Adam odrzuca rzeczywistość śmiertelników, określając ich pogardliwie mianem zombie-żywych trupów, pozbawionych wrażliwości, zatraconych w swojej próżności i owładniętych konsumpcjonizmem. Postać wampira staje się uniwersalną personifikacją Innego, istotą borykającą się z samotnością, odrzuceniem i społecznym ostracyzmem, jak również metaforą „ciemnej strony osobowości” każdego człowieka i odwiecznej walki między popędem życia i śmierci.
W Tylko kochankowie przeżyją, wampiryzm staje się metaforą czasu, ewolucji kultury i cywilizacji. Nieśmiertelne wampiry wiedzą co stanie się, gdy historia po raz kolejny zatoczy koło, gdy cały dorobek cywilizacji zostanie zniszczony, po to, by odrodzić się na nowo i pozwolić nowym pokoleniom popełniać te same błędy. Adam i jego ukochana Ewa (Tilda Swinton), stają się symbolem wiedzy i doświadczenia, obserwują dzieje gatunku homo sapiens, który powoli zmierza ku zagładzie, wciąż wykazując coraz większą ignorancję wobec matki natury. Tylko oni odrzucają materializm świata codziennego, martwiąc się o swoją dalszą egzystencję w świecie zatrutym przez zombie, zanieczyszczających nie tylko środowisko, ale i własne ciała, będące przecież fabryką pokarmu dla eterycznych wampirów.
Tytułowi kochankowie doskonale rozumieją, że tylko prawdziwe emocje, miłość i doznania estetyczne, mogą nadawać sens egzystencji, zaspokajając potrzeby duchowe. Kult cielesności i konsumpcyjnego stylu życia obecny również w popkulturowych tworach, zaburza wewnętrzną harmonię wampirów. Choć snobizm Adama w dużej mierze staje się przedmiotem ironicznej krytyki (a może i osobistej samokrytyki reżysera), to w gruncie rzeczy pokazuje jednocześnie jarzmo niemożliwej do opanowania potrzeby tworzenia, brzemię dźwigane przez każdego artystę, który podczas kreacji dzieła pozostawia w nim cząstkę samego siebie. Tylko kochankowie przeżyją to wnikliwy traktat o sztuce, jej roli we współczesnym świecie oraz fantastyczny portret artysty. I trzeba dodać, że jest to jedno z najbardziej autobiograficznych dzieł Jima Jarmuscha, przemycającego głównie poprzez postać Adama wszelkie lęki artysty niepoddającego się regułom mainstreamu.
Jarmusch nie trwoni od intertekstualnych odniesień, nieustannie puszcza oko w kierunku widza, znajdując miejsce w swoim dziele nawet dla Christofera Marlowe’a – dramatopisarza owianego legendą, a raczej jedną z najsłynniejszych teorii spiskowych, stworzoną przez Calvina Hoffmana, jakoby Marlowe miał być autorem największych dzieł Szekspira. Imiona głównych bohaterów (choć jak twierdzi reżyser fragmenty scenariusza inspirowane były książką Marka Twaina „Dzienniki Adama i Ewy”), kwartet smyczkowy Schuberta, który rzekomo jest jednym z dzieł Adama, ceniącego sobie swoją artystyczną anonimowość, portrety jego „przyjaciół” wiszące na ścianie (między innymi Byron, Einstein, Kafka) i wszelkie pozostałe, skądinąd całkiem zabawne intertekstualne odniesienia, dopełniają charakterystyczny, autorski podpis reżysera, ale i sprawiają niezwykłą frajdę widzom odnajdującym coraz to nowsze nawiązania do powszechnie znanej nam historii, które stają się jednocześnie jej alternatywną wersją.
Ale Tylko kochankowie przeżyją to przede wszystkim niezwykła uczta estetyczna. Warstwa wizualna wyraża więcej niż słowa wypowiadane przez bohaterów. Już na samym początku poprzez ogólny wizerunek Adama i Ewy, kolory strojów, które noszą, fryzury, jesteśmy w stanie ocenić ich stosunek do świata, jak i stan ich psychiki. Ścieżka dźwiękowa porywająca w najmroczniejsze meandry pozbawionej sensu życia duszy Adama, kolory Tangeru i obraz marazmu Detroit – miasta przemysłowego upadku i amerykańskich talentów muzycznych – oddziałują na wszystkie zmysły odbiorcy. Współpracujący z Jarmuschem Jozef Van Wissem, formacja SQÜRL, którego reżyser jest członkiem oraz niezapomniana Yasmine Hamdan, tworzą nie tylko niesamowitą ścieżkę dźwiękową, która dopełnia filmowy świat wampirów, ale i poprzez zaprezentowane dźwięki, wprowadzają widza w stan muzycznego odurzenia, którego trudno się pozbyć przez dobrych kilka dni po seansie.
Opowieść zaserwowana przez Jarmuscha dojrzewa w meandrach świadomości widza w niespiesznym tempie, przypominającym powolny sposób prowadzenia filmowej narracji, która jest przecież odzwierciedleniem wewnętrznego świata bohaterów – wampirów celebrujących każdy moment egzystencji, delektujących się światem, naturą, nieowładniętych pędem codziennego życia i przede wszystkim upajających się uczuciem, które ich łączy. Bo czym staje się czas w obliczu nieśmiertelności?
Najnowsze dzieło Jarmuscha należy kontemplować, smakować w niespieszny sposób i nie oczekiwać natychmiastowych wrażeń. Warstwa wizualna nie jest jednak, jak mogłoby się zdawać ładną zasłoną dymną, odwracającą uwagę od pustej treści. Zaprezentowany obraz wywołuje efekt nienasycenia wzrastający wraz z pojawianiem się kolejnych przepełnionych estetycznym upojeniem kadrów – usychamy wraz z bohaterami-wampirami, poszukującymi świeżej, nieskażonej krwi i doznań, które ten coraz trudniej dostępny „specyfik” zapewnia. To co zaprezentował nam Jarmusch wywołuje zmysłowy odlot, jest jak konsumowany przez Adama i Ewę good stuff, i choć wiemy, że zaraz przestanie działać, wciąż pragniemy więcej i więcej.