SHOWGIRLS – Przegląd kina erotycznego wg KMF
Kilka słów odnośnie cyklu o kinie erotycznym według KMF. Okazja jest oczywista: Pięćdziesiąt twarzy Greya podbije za kilka dni kina, więc dlaczego by nie wspomnieć o najciekawszych dokonaniach X muzy odnośnie kina erotycznego? Oczywiście pomijamy tutaj ekranową gimnastykę, wszelkie hard czy soft porno w różnych konfiguracjach, ale skupiamy się na tym, co z golizną i seksem miało wiele wspólnego, choć było środkiem do opowiedzenia jakiejś historii niż atrakcją samą w sobie. Wybór konkretnych tytułów z jednej strony jest oczywisty – trudno pominąć niewątpliwe klasyki kina erotycznego – ale kilkoma wyborami postaramy się zaskoczyć albo je po prostu wydobyć z niepamięci. Na pierwszy ogień Showgirls, swego czasu okrzyknięty wielką kinematograficzną pomyłką.
***
Dziewczyny z prowincji ciągnie do centrum. Miasto to podwyższony standard, w nim można naprawdę zarobić, to tam zyskuje się sławę. Tam spełnia się American dream. Właśnie w to wierzy Nomi Malone (Elizabeth Berkley) – doświadczona przez życie dwudziestolatka, doskonale świadoma tego, jak działa na mężczyzn. Nomi jest również pracowita i ufna. To nie wredna suka sprzedająca siebie, sprzedająca przyjaciół. Las Vegas inaczej jednak mierzy ludzi, inne umiejętności ceni, inne postawy pozwalają w nim przetrwać. To miasto koniunkturalistów, zdrajców i fałszerzy. Miejsce, gdzie by mieć wiele, trzeba równie dużo zapłacić. Nomi, zanim jeszcze zdąży postawić tam stopę, straci cały dobytek. Nie stchórzy jednak, nie spojrzy za siebie na drogę powrotną. Pewnie nie pierwszy raz w życiu została zdradzona, zna ludzi – to zwierzęta dwulicowe i podstępne. Las Vegas jest więc dla niej próbą charakteru, areną walczących ze sobą żmij. Decyduje się na niej pozostać. Nie ryzykuje jakoś specjalnie, ponieważ poza życiem nie ma nic do stracenia.
Showgirls Paula Verhoevena, nagrodzone Złotą Maliną za najgorszy film dekady, jest nie tylko historią pnącej się po szczeblach kariery młodej tancerki, ale przede wszystkim portretem środowiska. Scanarzysta Joe Eszterhas (autor również Nagiego instynktu) stworzył kilka zapadających w pamięć postaci. Nadał im charakter i osobowość – to nie są przypadkowi ludzie z tłumu, których Nomi spotyka w trakcie swojej kariery. To bohaterowie reprezentujący różne stanowiska lub postawy życiowe: dorobkiewicze, tancerze z pierwszego, drugiego czy trzeciego planu, menadżerowie, pracownicy zaplecza i naiwni marzyciele. Każdy z nich u Verhoevena ma głos, swoje pięć minut.
Nomi szybko znajdzie pracę w Cheetah’s Topless Club – klubie z erotycznym tańcem. To trochę kabaret, trochę burdel: takie mini moulin rouge. Raczej tego nie planowała, to było pierwsze miejsce, gdzie ktoś ją chciał. Na pewno lepiej czuje się kręcąc tyłkiem przy rurze niż przed zmywakiem. Niewątpliwie więcej też jej płacą. Nomi daje z siebie wszystko, a ma czym przyciągać na siebie wzrok mężczyzn. Zdaje sobie również sprawę, że jest w tym dobra, że może od życia więcej. W końcu zapragnie dostać się do elitarnego zespołu tanecznego Goddess. Nie chce być tam jedną z wielu, ale uwielbianą divą – tą, na którą wszyscy czekają, dla której wszyscy przychodzą na spektakl. Na przeszkodzie nie stają jej jednak nie brak wymaganych umiejętności czy małe znajomości, ale aktualnie panująca gwiazda – Cristal Connors (Gina Gershon).
Rywalizacja między nimi jest najważniejszym wątkiem filmu Verhoevena – psychologicznym kołem zamachowym. Nomi prowadzi podchody, naśladuje Connors, trochę się od niej uczy (wyrachowania, dystansu), przede wszystkim coraz bardziej jej zazdrości. Cristal z kolei nieustannie kusi Nomi, testują ją, pomiata i jednocześnie flirtuje. Między aktorkami wyczuwalne są napięcie i chemia. One się pragną i nienawidzą, szukają wzrokiem i ostrzą na siebie noże. Ich związek jest znacznie silniejszy od tych, które bohaterki zawiązują z kolejnymi mężczyznami. W końcu relacja między dwójką kobiet okazuje się być szczersza, pozbawiona korupcji – ich świat zostaje więc uratowany, a nawet uwznioślony. Nomi i Cristal zastają zrehabilitowane, potrafią się ze sobą porozumieć. Główna bohaterka wdrapała się na sam szczyt. Z niego teraz dokładnie widzi szambo, przez które musiała się przedrzeć. Teraz pozostaje jej oczyszczająca droga w dół.
Kompozycyjna klamra filmu wiele wnosi do wizerunku Nomi. Verhoeven inteligentnie wieńczy ten obraz – zakończeniem zaprasza do ponownego seansu. Zmienia ono bowiem naszą perspektywę na główną bohaterkę, na jej portrecie pojawiają się barwy, które wcześniej były ukryte.
Showgirls poza interesującym głównym konfliktem i środowiskową obserwacją jest też oczywiście kinem erotycznym. Berkley chętnie się rozbiera – to dobrze dla męskiej części widowni. Bez odzienia swobodnie i naturalnie zachowuje się przed kamerą – to dobrze dla jakości samego filmu. Jest zmysłowa i emanuje seksapilem. Wszystkie erotyczne sceny ponadto sensownie wpleciono w fabułę: pełnią funkcję dramatyczną, są kolejnym etapem w poznawaniu postaci. Seks jest oczywiście również częścią gry, jaką prowadzą ze sobą bohaterowie. Wszyscy powoli pokazują, kim są naprawdę – zdradzają prawdziwe intencje. Wreszcie okazuje się, że w tym świecie ciało jest tylko kartą przetargową.
korekta: Kornelia Farynowska