Serce, serduszko – 30. WFF
Jan Jakub Kolski – po zrealizowaniu eksperymentalnego, mrocznego i brudnego Zabić bobra – swoim nowym filmem ucieka na przeciwległy biegun, do świata dziecięcych fantazji, gdzie nie ma miejsca na zło, a wszystkie historie kończą się szczęśliwie. Serce, serduszko oczarowuje oraz wzrusza. To baśniowa opowieść o ogromnie pozytywnym wydźwięku, jakiej już dawno nie oglądaliśmy w polskim kinie.
Główną bohaterką obrazu jest 11-letnia wychowanka bieszczadzkiego domu dziecka, Maszeńka (fantastyczna Maria Blandzi). Jej mama zginęła w wypadku samochodowym, natomiast ojciec (Marcin Dorociński) – dawniej będący szanowanym inżynierem – nie potrafiąc pogodzić się ze śmiercią żony, koi ból, wlewając w siebie olbrzymie ilości alkoholu. Mimo iż jest pijakiem, to Maszeńka go kocha i regularnie ucieka z domu dziecka, aby się z nim zobaczyć.
Gdy w placówce zatrudnia się ekscentryczna, przyozdobiona tatuażami oraz milcząca Kordula (Julia Kijowska), Maszeńka wykorzystuje jej nieświadomość i dzięki pożyczonym pieniądzom ucieka po raz kolejny. Teraz ma konkretny cel; ojciec obiecał, że zawiezie ją na egzamin do wymarzonej szkoły baletowej w Gdańsku. Tyle że jak zwykle się upił, a kierownictwo „bidula” zgłosiło zaginięcie dziewczynki. Ale od czego jest Kordula? Tytułowe Serce i Serduszko wyruszają w podróż po całej Polsce, gdzie uciekając przed policją, poznają mnóstwo oryginalnych ludzi, a także odkrywają same siebie.
W przeciwieństwie do swojego poprzedniego filmu, tym razem Kolski nie eksperymentuje i daje widzowi obraz zrealizowany według schematów typowych zarówno dla kina drogi, jak i kina familijnego. Prezentowany przez niego świat jest widziany oczami dziecka; to pełna humoru, baśniowa i cukierkowa kraina, w której dobro zawsze zwycięża ze złem. W tej rzeczywistości dzieci opiekują się dorosłymi, są od nich mądrzejsze, wykonują pierwszy krok i finalnie doprowadzają do naprawienia błędów.
Autor w dość ciekawy sposób podchodzi do problemu alkoholowego ojca dziewczynki. Wykreowany przez Marcina Dorocińskiego bohater jest typowym alkoholikiem, który za każdym razem obiecuje córce poprawę i nigdy się z danego słowa nie wywiązuje. Nie działa na niego nawet wypowiedziane prosto w oczy przez córkę stwierdzenie „jesteś pijakiem”. Dopiero w momencie, gdy uświadamia sobie, że może stracić Maszeńkę na zawsze, podejmuje walkę z własnymi demonami. Twórca Jasminum stara się nie dramatyzować, nakreśla problem w delikatny sposób, i chociaż pijackie zachowania ojca mogą wywoływać uśmiech na twarzach widzów, to wyraźnie pokazuje, iż taki styl życia prowadzi do upadku.
Bez wątpienia widzowie najbardziej zapamiętają ten obraz dzięki wyśmienitym kreacjom aktorskim. Cudowna jest debiutująca na dużym ekranie Maria Blandzi, to istny wulkan energii, dziecko nie bojące się kamery i doskonale dające sobie przed nią radę. Do tego świetny Marcin Dorociński, który jak zwykle nie zawodzi. Naczelny twardziel polskiego kina mięknie, zakłada na siebie strój baletnicy oraz opiekuje się kurczaczkiem zwanym – nie bez przyczyny – Sraluchem. Show jednak kradnie Borys Szyc. Urodzony w Łodzi aktor od dawna czekał na tak dobrze napisaną rolę i odnalazł się w niej bez trudu. W kreacji księdza – inspirowaną postaciami prawdziwych duchownych szukających nowych metod ewangelizacji – rapuje, robi beatbox, nagrywa wideoblogi oraz udziela rozgrzeszenia przez Internet. To po prostu trzeba zobaczyć.
Niestety najsłabiej prezentuje się Julia Kijowska. Jej Kordula pozornie kontrastuje z Maszeńką, ale tak naprawdę obie mają ze sobą wiele wspólnego. Tyle, że można odnieść wrażenie, iż absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie niezbyt odnajduje się w tej roli. Owszem, próbuje, kreuje się na buntowniczkę i gra niemal tak samo jak w drugim sezonie Bez tajemnic. Lecz w tym wszystkim czegoś brakuje, jej bohaterka nuży oraz męczy.
Reżyser zupełnie niepotrzebnie przedłuża również zakończenie. Naprawdę, nie wszystko trzeba widzowi podawać na tacy, a niedopowiedziany, ale sugestywny finał byłby dużo lepszy. Już kompletnie nietrafionym pomysłem, wręcz nieporozumieniem, jest piosenka kończąca film. Banalny, kiczowaty i słaby motyw. Maria Blandzi gra bardzo dobrze, lecz tego samego nie można już powiedzieć o jej śpiewie.
Serce, serduszko to film o nadziei, wierze we własne marzenia oraz o sile rodziny. Naiwna fabuła część widzów na pewno zniechęci, ale inni być może dostrzegą w niej urok. Nie zapominajmy, że to produkcja familijna, skierowana do młodego widza i opowiedziana z jego perspektywy, więc świat pełen uproszczeń i banałów nie powinien dziwić. To film ku pokrzepieniu serc, który się bardzo przyjemnie ogląda. Mając w pamięci, zrealizowane lata temu, polskie filmy dla młodego widza, przyznaję, że właśnie za takim kinem tęskniłem.