Rozumiemy się bez słów
Autorką recenzji jest Agata Olbrycht.
Milczenie jest złotem, ale tylko dla tych, którzy milczą z wyboru. Dla nich jest codziennością. Dla tych , którzy nie słyszą od urodzenia, fakt, że ktoś posiada wspaniały głos i muzyczny talent nie oznacza daru z niebios – jest to coś nieznanego i niezrozumiałego. Niemożliwość poznania i pojęcia świata osób słyszących jest podłożem konfliktu i dramatu rodziny Bélier w filmie Erica Lartigou pod polskim tytułem “Rozumiemy się bez słów” (2015).
W czteroosobowej francuskiej rodzinie rodzice i syn są głuchoniemi. Jedyne słyszące dziecko – nastoletnia córka – nie tylko pomaga rodzicom na farmie, przy produkcji serów i w końcu przy wyborach na mera, w których decyduje się brać udział jej ojciec, ale jest także tłumaczem w każdej wymagającej tego sytuacji.
A tych jest wiele – od sprzedaży produktów na targu, przez wizyty u lekarza, po wywiady udzielane telewizji. Przez czysty przypadek – zapis do szkolnej sekcji chóralnej “w pogoni” za chłopakiem – Paula (Louane Emera) odkrywa, że ma niezwykle piękny i mocny głos. Przekonana przez kierownika chóru (Fabien Thomasson) rozwija swój talent podczas prób, w nadziei na wzięcie udziału w konkursie , który umożliwiłby jej studiowanie śpiewu w Paryżu. Robi to jednak w tajemnicy, bojąc się braku zrozumienia ze strony rodziny. Jej obawy potwierdzają się, gdy prawda wychodzi na jaw, a rodzice zamiast dumy z córki okazują gniew, rozżalenie i rozczarowanie jej planami, w dużej mierze pokrywające strach przed życiem bez dziewczyny pełniącej rolę łącznika między światem ludzi głuchoniemych i słyszących. Piosenka, którą znamy z trailera filmu (“Je vole”), podsumowuje całą historię i zapowiada jej zakończenie: “Drodzy rodzice, odchodzę. Kocham was, lecz odchodzę”.
[quote]”Rozumiemy się bez słów” jest filmem typowo francuskim – z humorem podchodzącym do skomplikowanego problemu – co sprawia, że całość jest łatwa w odbiorze dla szerokiej publiczności.[/quote]
Tę “francuskość” podkreśla wykorzystanie utworów Michela Sardou – niezwykle popularnego we Francji kompozytora i piosenkarza. Treść obfituje w komediowe sceny, kilka gagów, a nawet w typowo francuski niewybredny żart (np. fakt, że czarna krowa zostaje przez pana Bélier nazwana “Obama” tylko przez wzgląd na swoją maść). Życie wśród osób niesłyszących może być stresujące, ale i zabawne (każdy posiłek to kakofonia naczyń, przyjazdowi pod szkołę towarzyszy głośne trąbienie klaksonem i ryk włączonego niechcący radia). Humorystyczne podejście zostało jednak skrytykowane przez dużą część niesłyszącej publiczności francuskiej – pojawiły się oskarżenia, że śmiech wywołują tylko postacie głuchonieme, które zachowują się w sposób karykaturalny. Skrytykowano również fakt, że w roli rodziców Pauli obsadzono aktorów słyszących (Karin Viard i François Damiens), którzy rzekomo przesadnie i nieudolnie posługują się językiem migowym. W ich obronie stanął głuchoniemy krytyk Viguen Shirvanian i inni niesłyszący, którzy potwierdzają zgodność gry aktorów z prawdziwą formą gestykulacji i zachowania osób głuchoniemych.
[quote]Już teraz mówi się o możliwej amerykańskiej ekranizacji filmu.[/quote]
Mnie osobiście nie przeszkadza jego popularność, “podpubliczkowość” i dość oklepany temat wyrwania się z gniazda młodej osoby , której plany nie pokrywają się z planami rodziców. Głównie dlatego, że temat potraktowany jest oryginalnie, z lekkością i odpowiednią dozą humoru, a jednak zawiera kilka bardzo poważnych i skłaniających do przemyślenia prawd. Duże wrażenie robi scena, w której matka obwinia się za nieprzygotowanie dziewczyny do życia w świecie ludzi słyszących, którego do końca nie rozumie. Moment, w którym przyznaje, iż miała nadzieję, że Paula urodzi się głucha, dopasowana do reszty rodziny, że będzie mogła ją wychowywać do życia, jakie zna i pojmuje.
“Rozumiemy się bez słów” to pozytywny i inteligentny wyciskacz łez, z udanymi aranżacjami popularnych francuskich piosenek i dobrą grą aktorską. Wiele słów uznania ode mnie – osoby, która za kinem francuskim generalnie nie przepada.