Poradnik Pozytywnego Myślenia
– Chce się pani rzucać z okna?
– No, w zasadzie to jeszcze nie. Czasami tylko nie mam ochoty wstawać z łóżka. W końcu wstaję, bo przecież muszę iść do roboty, prawda? Ale naprawdę mi się to nie uśmiecha. Wolę spać, śnić. We śnie życie jest lepsze.
– A jak natręctwa, obsesje, wyszukiwanie dziury w całym?
– Żartuje pani, prawda? Czy ja naprawdę muszę szukać dziury w całym?! Nie jest wystarczająco źle?
– Diagnoza: depresja.
– Zatem, jak się życie układa? Jak codzienne obowiązki?
– Pani doktor – fantastycznie. Mam tyle energii, że nie wiem, jak ją spożytkować. Szkoda mi czasu na sen, przecież tyle jest do zrobienia. Nie mogę się opędzić od pomysłów. Kupiłam sobie specjalny notes, o, proszę. Zapisuję w nim wszystko, co mi przyjdzie do głowy. Najważniejsze to myśleć pozytywnie, pozytyw przyciąga pozytyw, i w ogóle.
– Będzie dobrze.
– No przecież – musi być.
Problemy psychiczne to jeden z elementów, które najboleśniej separują nas od otoczenia. Niestety nawet od tych najbliższych, którym najbardziej ufamy. Forma może być różna: od „weź się w garść – niby co takiego przerażającego jest w wykonaniu telefonu?” poprzez „nerwica nie istnieje, to wymysł słabych ludzi” aż do „kim jesteś, jak możesz tak mówić, nie poznaję cię!”.
Nie spodziewajcie się po tym filmie dogłębnej analizy nerwicy, depresji, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, osobowości pogranicznej czy psychozy maniakalno-depresyjnej. Bo nie o to chodzi. Pat, główny bohater w brawurowej interpretacji Bradleya Coopera, ma z tym poważny problem. Skłonności do niekontrolowanej agresji doprowadziły go do pobicia do nieprzytomności kochanka żony (jak można mieć za kochanka kogoś o nazwisku CULPEPPER?) i w efekcie ośmiu miesięcy w zakładzie zamkniętym.
Terapia? Pełen sukces! Co tam zakaz zbliżania się, co tam ograniczenia. Pat zamierza wieść nowe, pozytywne życie. Na fali optymizmu chce udowodnić niewiernej żonie, Nikki, że wszystkie jej oczekiwania były uzasadnione, jakakolwiek niemożność z jego strony wynikała wyłącznie z choroby, a wielka i iskrząca miłość musi obronić się sama – małżeństwo też, bo właśnie po to jest małżeństwem, prawda?
Po drodze pojawia się Tiffany, szwagierka najlepszego kumpla naszego bohatera. Po trosze żałosna, na pewno godna współczucia, bo jak inaczej można myśleć o wdowie ze skłonnością do nimfomanii?
Skoro jednak jest jedyną szansą na ominięcie zakazu zbliżania się i przekazanie listu mitycznie idealnej żonie – Nikki, to może warto poddać się jej absurdalnym żądaniom? Konkurs tańca, myślałby kto. No ale cóż, cel uświęca środki…
Choroba separuje, choroba jakiegokolwiek typu, ponieważ przez chorobę ukochana osoba może stać się kimś zupełnie innym, wręcz obcym. Nie jest łatwo zdobyć się na zrozumienie. Nie jest łatwo dzielić na pół, nie dowierzać, filtrować to, co się słyszy, widzi… przecież musiało być źle, zanim doszło do zdrady. Wiele błędów musiało być po drodze. Czasem można (i trzeba) je wybaczyć. Czasem każda ze stron powinna pójść własną drogą i dać sobie szansę gdzie indziej, od nowa.
Jednak najważniejsze, co z tego filmu płynie, to przekonanie, że choroba, chociaż dojmująca, ograniczająca nawet, nie skreśla ani prawa, ani możliwości szczęścia. To samo tyczy się błędów. Można odnieść wrażenie, że o ile w społeczeństwie jest zrozumienie wobec choroby somatycznej, a nawet potępienie w stosunku do osoby, która porzuca cierpiącego na nią partnera, o tyle na trudniejszą do sklasyfikowania chorobę psychiczną patrzy się inaczej. Jest taka… płynna, nieokreślona. Tak łatwo obciążyć winą kogoś, kto na nią cierpi. Tak łatwo odmówić mu prawa do mozolnego układania sobie życia.
To zabawny, lekki film. Ma wiele wspólnego z klasyczną komedią romantyczną. A jednak… jest w nim coś więcej. Może po prostu nadzieja dla wszystkich w ten czy w inny sposób niezrównoważonych. Tak po prostu – polecam.