OUR LITTLE SISTER – najnowszy film Hirokazu Koreeda w Cannes 2015
Our little sister to film nakręcony z typową dla japońskiego kina gracją ale z niespotykanym w nim brakiem serca. Jeśli ono jednak gdzieś jest, to nie ma już tętna. Trudno do końca określić w czym tkwił problem tego przegadanego scenariusza: czy w braku tematu, braku puenty, czy w nieudanej próbie zobrazowania nużącej codzienności? Nie potrafił uchwycić jej nawet tak zdolny reżyser jak Hirokazu Koreeda, by status quo w relacjach między postaciami był dla mnie fascynujący jako filmowy motyw przewodni.
Uznany japoński reżyser niewiele potrzebował w swoich wcześniejszych tytułach, by nawiązać ze mną-widzem kontakt. W Dziecięcym świecie skupił się na kilku dzieciach zamkniętych w ciasnym mieszkaniu. Z samej obserwacji ich monotonnego zachowania wydobył ogrom emocji. Ważny też był fakt oczekiwania, dla niektórych śmiertelnego. Nie mniej interesująco zawiązał konflikt w Jak ojciec i syn. Postawił na skrupulatną analizę uczuć rodzących się w ojcach i ich pierworodnych synach. Wtedy podążałem krok w krok za Koreedą.
W Our little sister japoński twórca jest już jednak zbyt lakoniczny, wprowadza gromadę bohaterów ale nie bardzo wie, co z nimi zrobić. Sytuacja wyjściowa jest niespodziewanie prosta. Bohaterkami filmu są cztery siostry. Trzy starsze mieszkają w domku w jednym z japońskich miast. Czwarta, trzynastoletnia Suzu, żyje dalej z ojcem i matką gdzieś na prowincji. Najmłodsza z nich jest dzieckiem z drugiego małżeństwa, przez co nigdy nie poznała się jeszcze ze swoimi siostrami. Dochodzi do tego na pogrzebie ich ojca. Podczas tego spotkania trójka sióstr proponuje Suzie, by się do nich przeprowadziła. Najmłodsza pakuje bagaże i opuszcza dom rodzinny.
Kolejnych kilkadziesiąt minut sprowadza się do nużącej obyczajówki. Są zlepkiem scen i scenek nie składających się w spójną całość. Nie budują one emocjonalnego zaplecza w relacjach między bohaterkami. Najmłodsza siostra krąży między pokojami, wymienia przypadkowe opinie z siostrami, socjalizuje się w szkole, odnosi sukcesy w drużynie piłkarskiej. Our little sister nie ma oczywiście ambicji, by swoim odbiorcą wstrząsnąć. To kino z definicji subtelne, a jego autor wypracował swój filmowy język, którym porozumiewa się ze swoją widownią. Tym razem przedstawił bohaterów ze zbyt dużej odległości.
Wyjściowy temat rzecz jasna nie zakładał żadnego rodzaju gwałtownych fabularnych wolt.
[quote]Film Koreedy nie ma niestety w sobie też niuansów, z których mógłbym upleść misternie angażujący dramat. [/quote]
Bohaterowie tego filmu nie mają względem siebie pretensji, ani niczego przed sobą nie ukrywają. Koreeda nie chce też zasiać wśród nich nieco fermentu, sprowokować do zadawania pytań, choćby wątpliwości. Nie dokopałem się też do drugiego dna, które mogłoby stać się fundamentem dla faktycznie znaczącej opowieści.
https://www.youtube.com/watch?v=9zw9IAF1Acs
Koreeda nie wie też kiedy skończyć swój film. Ostatnie piętnaście minut to sekwancja kadrów, z których każdy mógłby być tym ostatnim. Z niewiadomych przyczyn Koreeda nie umie się z tymi bohaterkami rozstać. Jakby starał się sprzedać jakąś skrywaną tajemnicą o czterech siostrach. Ona niestety nie istnieje. Wszystko było już jasne na samym początku.