Non-Stop
Porwanie samolotu to wdzięczny temat dla kina akcji. Mieliśmy już Con-Air, Air Force One, Lot 93 i serię Turbulencja. Już sama lokacja nadaje filmowi tempa, podnosi stawkę i poziom trudności dla bohaterów – ponieważ akcja musi rozegrać się tu i teraz, nie ma szans na ucieczkę, najmniejszy błąd może spowodować katastrofę. Po 11 września 2001 roku samolot nabrał zupełnie nowy wymiar i znaczenie. Z najbezpieczniejszego środka transportu stał się symbolem spektakularnych tragedii i terroryzmu. Z takim przeświadczeniem wsiadamy na pokład razem z Billem Marksem (Liam Neeson) – federalnym ochroniarzem linii lotniczych.
Marks nie jest postacią bez skazy. Popadł w alkoholizm, wygląda na samotnika – outsidera, któremu zawaliło się życie. Zanim wsiądzie do samolotu autorzy filmu, za pomocą kilku detali, starają się zarysować jego portret psychologiczny. Drążące ręce, papieros w ustach, dwudniowy zarost jednoznacznie sugerują, że jest to bohater na życiowym zakręcie. Właśnie teraz będzie musiał zmierzyć się z najtrudniejszym zadaniem w swojej karierze. Szybko dostanie od nieznanego numeru smsa o treści: „Czy jesteś gotowy na służbę?” i razem z nim przez półtorej godziny będziemy szukać nadawcy tej wiadomości. Ratować kolejnych pasażerów.
O dziwo, scenariusz Non-Stop jest zaskakująco rzetelny i niebanalny. Jego autorzy praktycznie do samego końca umiejętnie ukrywają tożsamość porywcza. Mocno angażują widza w rozwiązanie zagadki, zapraszają go, by sam prowadził własne śledztwo. Bo w pewnym momencie cała sytuacja wymyka się spod kontroli Billa i wtedy zaczynamy wątpić w jego umiejętności. Sami będziemy starać się przestępcę zidentyfikować: przyglądać się twarzom kolejnych pasażerów, przypominać sobie, czy nie wykonali żadnego fałszywego ruchu, nie zdradzili się jakąś wypowiedzią. Marks jest kierowany przez nieustannie przychodzące na jego komórkę wiadomości. Postać grana przez Liama Neesona staje się marionetką, która nieświadomie zaczyna wykonywać plan porywaczy.
I właśnie tutaj odnajdziemy najciekawszy i najlepiej wygrany wątek filmu Jaume Collete-Serry. W środkowym akcie granica między dwoma stronami konfliktu zostaje zamazana. Bill Marks, robiący wszystko, by bronić bezpieczeństwa pasażerów, okazuje się być w ich oczach największym zagrożeniem i sprawcą całego zamieszenia. Bill Marks w swoim obłędzie okazuje się być postacią niejednoznaczną, która często nadużywa swojej władzy i przewagi, jaką mu daje mu naładowana broń. Nie pomaga mu również wizerunek, jaki kreują media zdając relację z porwania. Non-Stop w inteligentny sposób przedstawia względność i wielość perspektyw, którymi możemy kierować się w ocenie czyjegoś postępowania. Na tym poziomie Non-Stop jest zaskakująco oryginalnym i niegłupim filmem. W pewnym stopniu ucieka od konwencjonalnego kina akcji: rzuca światło na problematykę bardziej uniwersalną.
Non-Stop oczywiście spełnia też oczekiwania jako kino sensacji: wyjątkowo dobrze zmontowane, emocjonujące, efektowne (nie efekciarskie) i sprawnie przez reżysera opowiedziane. Serra umiejętnie porusza się w ciasnych i wąskich pomieszczeniach samolotu. Liam Neeson po raz kolejny sprawdza się w tym gatunku. Jest aktorem charyzmatycznym, dominującym na ekranie i przyciągającym uwagę. Nie zdziwię się, jeśli za kilka lat zobaczymy go wśród ekipy Niezniszczalnych. Wciąż jestem zdziwiony kierunkiem, jaki obrał Neeson w rozwoju swojej kariery. Jednak ja dalej czekam na jego powrót do kina bardziej zaangażowanego, do dramatu, gdzie będzie mniej biegał a więcej grał, nawet jeśli to bieganie wychodzi mi całkiem nieźle.