search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

MY KING – nieudany francuski romans

Maciej Niedźwiedzki

18 maja 2015

REKLAMA

Maiwenn w Polisse, swoim poprzednim filmie, wykorzystała polifoniczną narrację. Przez ekran przewijało się wielu bohaterów, a każdy z grupy policjantów został w wyczerpujący sposób opisany. Świetnie napisane dialogi ciągnęły w niewymuszony sposób akcje do przodu. Reżyserka niewątpliwie dąży do realizmu, interesują ją bieżące problemy francuskiego społeczeństwa. Postaci pojawiające się w jej filmach to nie „bohaterzy filmowi”, ale typy osobowości, które faktycznie pojawiają się w rzeczywistości.

W My King Maiwenn jest całkowicie pochłonięta romansem oraz późniejszym małżeństwem tylko dwóch bohaterów: Georgia (Vincent Cassel) i Tony (Emmanuelle Bercot – wyreżyserowała La tete haute , film otwarcia festiwalu). Film rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Na pierwszym Tony przechodzi rehabilitację po poważnym urazie kolana. Drugim są dominujące w retrospekcje wspomnienia Tony z przeszłości. Główna bohaterka w ten sposób podsumowuje swój związek z Georgiem.

[quote]Niestety te dwie płaszczyzny nijak się nie uzupełniają. Nie mają na siebie absolutnie żadnego wpływu. Nawet na poziomie metafotycznym niezwykle ciężko odnaleźć paralelność między nimi.[/quote]

To dwie osobne historie. Dodatkowo dwie koszmarnie nudne i mdłe. Maiwenn ponownie sięga po realistyczną konwencje, ale tym razem niesłusznie. Minuta po minucie (a jest ich aż sto trzydzieści) jesteśmy świadkami kolejnych rozmów o niczym; rozmów bez puent, bez konsekwencji. My King wygląda jakby powstał albo całkowicie przypadkowo i do gotowego filmu wrzucono cały nakręcony materiał albo nie poddano go żadnej selekcji i ułożono w dwa chronologicznie narracyjne bloki.

b

W krótszym z nich możemy obejrzeć wracającą do zdrowia klientkę ośrodka rehabilitacyjnego. Naprawdę nie wiem kogo może to zainteresować. W dłuższym jesteśmy świadkami codzienności małżeństwa w średnim wieku. Raz się kłócą, raz kochają. Raz rozmawiają o tym, raz o tamtym. Innym razem o siamtym. Nie ma w tym za wiele dramatyzmu, jest raczej usypiająca beztreściwość. Słabego scenariusza nie ratują nawet takie aktorskie osobowości jak Vincent Cassel i Emmanuelle Bercot. Praktycznie nie schodzą z ekranu, ale po godzinie seansu moja cierpliwość się kończy. My King może spodobać się obsesyjnym fanom tej dwójki. Cała reszta znacznie częściej będzie spoglądać na tarczę zegarka w poszukiwaniu ciekawszej intrygi.

Oczywiście trochę przesadzam, jestem zbyt radykalny w tym zero-jedynkowym opisie. Z tej kopalni nudy można wydobyć cenniejsze pierwiastki. Jednak wymaga to ode mnie zbyt dużo wyrozumiałości. My King jest po prostu niefilmowy. To obraz rozwleczony do granic i banalny. Ciekawsze wydaje mi się wyglądanie przez okno. Przynajmniej wtedy nikt  nie stara się mi wmówić, że obcuję ze sztuką.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA