Królowa XXX
Życie gwiazd to nie zawsze same zaszczyty i przyjęcia z drogim szampanem. W kuluarach sławy kryją się często ludzkie dramaty. W „Królowej XXX” historia kultowej Lindy Lovelace, aktorki z jeszcze bardziej kultowego „Głębokiego gardła”, przedstawiona została z zupełnie dwóch różnych punktów widzenia.
Na przełomie lat 60. i 70. XX wieku w cywilizacji zachodniej zachodzi rewolucja seksualna. Rozkwita przemysł pornograficzny, ale filmy tego nurtu, według reżysera Gerarda Damiano (Hank Azaria), szybko stają się nudne i nie potrafią zaoferować zbyt wiele. Twórca postanawia to zmienić pisząc scenariusz do produkcji spod znaku XXX. Potrzebuje jeszcze tylko aktorki. Tę przedstawia mu Chuck Traynor (Peter Sarsgaard), prywatnie chłopak Lindy (Amanda Seyfried). Dziewczyna, choć ładna, nie przypada do gustu reżyserowi. Jego zdaniem niczym się nie wyróżnia. Szybko zmienia zdanie, gdy Chuck pokazuje mu seks-taśmę, na którym widać, że Linda opanowała sztukę fellatio do perfekcji.
Linda to grzeczna dziewczyna, rygorystycznie wychowywana przez swoich rodziców. Zawsze musi być w domu przed 23:00, przed obiadem odmawia modlitwę. Matka (Sharon Stone) wpaja jej, że musi być posłuszna wobec męża. Lekcja (niestety) nie idzie na marne. Bycie posłuszną żoną doprowadza Lindę do stania się marionetką w rękach Chucka, z którym się żeni i który chce spłacić swoje długi przez sprzedawanie ciała dziewczyny.
Historię w „Królowej XXX” poznajemy z dwóch perspektyw. Z tej oficjalnej, gdzie śledzimy pędzącą karierę bohaterki. Jej metamorfozę z „dziewczyny z sąsiedztwa” w prawdziwą kobietę-wamp, której dobrym znajomym jest Hugh Hefner (James Franco). I z tej znanej tylko samej zainteresowanej. W tym wypadku Linda jest zwykłą, bezbronną kobietą, która ulega przemocy ze strony męża wymierzającego jej kolejne razy i obrzucającego wyzwiskami. Staje się stereotypową ofiarą patologicznych sytuacji powodowanych przez Chucka. Ona nie chce być gwiazdą porno, chce być tylko przykładną żoną, wypełniającą wolę partnera. To, w jej wypadku, wiąże się z zagraniem w filmie dla dorosłych. I tylko z tym, bo za tę rolę Linda dostała zaledwie 1250 dolarów. Rob Epsteina i Jeffrey Friedman, twórcy filmu, odkrywają to, co do tej pory było zamiecione pod dywan. Odzierają legendę z popkulturowej szaty i pokazują co się pod nią kryje – uciemiężona kobieta, która jednak zdobywa w sobie w końcu siłę i mówi „dość”.
Oddane w obrazie scenerie i kultura Ameryki lat 70. zasługują na medal. Fryzury, ubrania, wystrój wnętrz, pokazywane w telewizji programy – wszystko wyjęte wprost z tamtych czasów. W warstwie muzycznej usłyszymy cały przekrój gatunków sprzed 40 lat – jest miejsce na melodyjny gitarowy pop, psychodeliczne dźwięki, jak i trochę funku. Istna celuloidowa kalka lat 70.
Oko więc można nacieszyć, ale scenariusz już tak nie zachwyca. Wiele wątków zostało zaledwie muśniętych. Reżyserzy starają się zgłębić biznes pornograficzny minionych lat, ale ponoszą na tym polu klęskę. Ten wątek dużo lepiej rozwijał „Skandalista Larry Flynt” Milosa Formana i „Boogie Nights” Paula Thomasa Andersona. Nie dowiadujemy się też niczego więcej o wewnętrznej przemianie Lindy, o jej fenomenie jako aktorki, czy o tym dlaczego „Głębokie gardło” stało się pozycją kultową. Wątek matki w historii aktorki jest znaczący, tu został sprowadzony do jednej sceny. W zamian dostajemy melodramatyczne klisze, pełne tanich wzruszeń. Zamiast pełnego pożądania seksu jest tylko przytulanie się na kanapie.
Nurt biografii filmowych gwiazd popkultury ma się czym pochwalić. W tym gatunku powstało wiele arcydzieł, wystawiono wiele kinowych pomników. „Królowa XXX” na ich tle jawi się jako feministyczna opowieść, pozycja, która ma dać kobietom siłę do przeciwstawienia się ciemiężącym je mężom. I może w tym tkwiłaby potęga obrazu, gdyby nie to, że bliżej mu do historyjek z „Życia na gorąco” niż do motywującego dzieła.