search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

GRU, DRU i MINIONKI. Historia rodzinna

Maciej Niedźwiedzki

1 lipca 2017

REKLAMA

Agresywna promocyjna kampania temu przeczy, ale seria zapoczątkowana przez Jak ukraść księżyc nigdy nie dotyczyła Minionków. To za każdym razem jest opowieść o rodzinie, o potrzebie jej posiadania, o trudnych międzypokoleniowych relacjach, o uczeniu się wyrażania i przyjmowania uczuć. Dlatego tak bardzo cenię jedną z pierwszych scen Gru, Dru i Minionków, gdy zgraja żółtych stworków zostaje wyraźnie wypchnięta poza główną fabularną oś (podejrzewam też, że niejeden widz może być nimi autentycznie zmęczony). Twórcy zdają się mieć świadomość, że Minionki sprawdzają się najlepiej, gdy jest ich mniej, gdy działają gdzieś na poboczu i nie pożerają cennych ekranowych minut swoją krzykliwą obecnością.

W Jak ukraść księżyc Gru nauczył się być ojcem, choć nie wydawał się osobą do tego stworzoną. W Minionki rozrabiają wyzbył się swojej nieśmiałości i potrafił się zakochać, odnaleźć w roli męża. W Gru, Dru i Minionkach bohater dowie się, że posiada brata bliźniaka. Jego reakcja po otrzymaniu tej szokującej wiadomości trafnie wyraża, jak diametralnie Gru się zmienił. W pierwszej części zapewne od razu zaszyłby się w swojej komnacie celem uniknięcia jakiegokolwiek kontaktu. Tutaj od razu chce dowiedzieć się, jaki jest jego brat, co robi, gdzie żyje i z czego żyje. Gru jest biegunowo innym bohaterem, ale jego ewolucja jest całkowicie przekonująca.

Największą siłą Gru, Dru i Minionków, podobnie zresztą jak dwóch poprzednich części, pozostają świetnie napisane postaci. Każda z nich ma swój urok i kompleksy. Trzymają się razem, mimo że każdy ma swoje odrębne zdanie. Trylogia Illumination Entertainment uzbrojona jest w zespół przyciągających uwagę charakterów. Tej wartości nie zniszczy nawet pretekstowa fabuła. Tym razem nie otrzymujemy tak naprawdę jednej linearnej opowieści, ale zbiór luźno połączonych ze sobą wątków, niektórych wyjątkowo uroczych. Taka jest choćby historia Agnes – najmłodszej z rodzeństwa dziewczynek – usilnie próbującej znaleźć jednorożca. Jeszcze bardziej podoba mi się wątek Lucy uczącej się (i starającej się ze wszystkich sił), jak być dobrą i czułą matką.

Najważniejsza jest oczywiście relacja między bliźniakami: bogata w kłótnie i nieporozumienia, rywalizację i współpracę. To zdrowy związek oparty na miłości i nienawiści. Jedyne, co może doskwierać, to polski dubbing. Rozmowy między sepleniącym Gru i obdarzonym piskliwym głosem Dru są miejscami nieznośne. Taka już niestety jest współczesna tendencja w kinie animowanym. Ponoć im głośniej i krzykliwiej, tym lepiej. Gru, Dru i Minionkom bardzo dobrze zrobiłoby kilka scen ciszy i spokoju, chwila oddechu dla widzów.

Twórcom wyjątkowo udał się też filmowy antagonista. Balthazar Bratt jest przebrzmiałą gwiazdą lat osiemdziesiątych, kiedy jako dziecko zyskał ogromną popularność, grając rabusia w tandetnym serialu. Balthazar jest niezwykle charakterystyczny i przebojowy, otoczony stylistyką kiczu i przesady. Uzbrojony w równie skuteczne, co absurdalne gadżety. W równie zaskakujący sposób pokonuje przeszkody pojawiające się na jego drodze. Ze wszystkich przewijających się przez trylogię przeciwników Balthazar może być nawet najciekawszą postacią. Bratt ma napędzać akcję i sprowadzać na rodzinę głównego bohatera kolejne tarapaty. Zabrakło mi w tym jednak budowania większej dramaturgii, jakiejś więzi łączącej z nim Gru. Mogłaby ona podnieść nieco napięcie i stawkę. Niestety pozostajemy jedynie na poziomie kolejnej kradzieży i próbach jej powstrzymania. Nie przemawia za tym nic więcej. Tym cennym przedmiotem jest tym razem klejnot, konieczny Balthazarowi do zrealizowania jego złowieszczego planu – zemsty na Hollywood.

Gru, Dru i Minionki pozostają satysfakcjonującym zwieńczeniem dobrej trylogii. To wciąż kino o wyjątkowo kreatywnej reżyserii, z masą pomysłowych fabularnych rozwiązań i przede wszystkim angażującymi wiodącymi postaciami. Illumination Entertainment odniosło niewątpliwy sukces trylogią o Gru. Nie tylko ten komercyjny.

korekta: Kornelia Farynowska

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA