ASHBY. Mickey Rourke uczy życia

Autorem recenzji jest Adam Lewandowski.
Tytuł „Ashby” może wywoływać skojarzenia z nieco zapomnianym twórcą, Halem Ashbym. I rzeczywiście reżyser, a także scenarzysta tego filmu Tony McNamara przyznał, że inspirowało go kino Ashby’ego, czyli „Szampon”, „Powrót do domu”, „Wystarczy być”. Szczególną uwagę poświęcił „Harold i Maude”, najgłośniejszemu filmowi Ashy’ego, i to właśnie stamtąd zaczerpnął motywy dorastania oraz godzenia się ze śmiercią, które w jego najnowszym obrazie zdecydowanie wychodzą na pierwszy plan.
Głównym bohaterem jest nastolatek Ed Wallis, który razem z matką przeprowadził się do nowej okolicy. Sprawia wrażenie wartościowego chłopaka, ale jest gnębiony w szkole z powodu przysłowiowego „braku jaj”. Potrafi gadać jak najęty, lecz gdy staje przed trudnymi zadaniami, zazwyczaj nawet nie próbuje im sprostać. W dodatku matka nie poświęca mu zbyt wiele czasu, ponieważ stara się ułożyć na nowo swoje życie umawiając się regularnie z różnymi facetami. Natomiast ojciec porozumiewa się z nim wyłącznie przez ekran komputera i cały czas wykręca się, że nie może przyjechać go odwiedzić. W szkole uczniowie dostają polecenie wejścia w relację z jakąś starszą osobą i opisania jej życia. Ed puka więc do drzwi tajemniczego sąsiada Ashby’ego, który na początku nie jest zbyt chętny do współpracy. Stanie się jednak dla chłopaka mentorem po tym, jak ten pozna jego sekret.
Tytułowy Ashby Holt to postać groteskowa. Już w pierwszych scenach dowiadujemy się, że jest śmiertelnie chory i zostało mu około trzech miesięcy życia. Od wielu lat nie pracuje, choć wcześniej trudnił się dosyć osobliwą profesją. Poza tym obdarzony jest fizjonomią Mickeya Rourke’a, czyli aktora, który ożywił swoją karierę rolą w „Zapaśniku” i sam ją szybko przygasił. W międzyczasie zawitał chyba znowu do chirurga plastycznego, ponieważ już wtedy zniszczona twarz teraz wygląda jeszcze gorzej. Do roli Ashby’ego wykorzystał zapewne także ubrania z własnej szafy oraz wcale się nie pozbył swojej fantazyjnej fryzury. Niestety, zarówno scenariusz, jak i aktualny wygląd aktora, nie pozwalają mu w pełni rozwinąć skrzydeł.
[quote]Trzeba jednak uczciwie przyznać, że kreacja Rourke’a ma przebłyski dawnej wielkości.[/quote]
Z kolei Ed Wallis to postać charakterystyczna dla filmów o dorastaniu. Rozgadany, dziwny, samotny – od początku wiadomo, że poprzez znajomość z podstarzałym sąsiadem zajdzie w nim jakaś przemiana. Na początku sam usprawiedliwia ojca, który go ciągle zawodzi. Boi się przekazać bezpośrednio swoje uczucia zarówno matce jak i dziewczynie, która mu się podoba. Pomimo trenowania w domu, obawia się sprawdzenia swoich umiejętności w szkolnym zespole futbolu amerykańskiego. Ze względu na swoje zachowanie nie jest to bohater, z którym łatwo się utożsamić.
Niektóre pomysły reżysera – takie jak trzymanie sprzętu do rezonansu magnetycznego w garażu – potrafią zauroczyć. Rozbrajająca jest scena spowiedzi tytułowego bohatera w domu dosyć luźno podchodzącego do sprawy księdza. Z drugiej strony wyjątkowo słaby jest motyw zdobycia szacunku w szkole poprzez zaistnienie w drużynie futbolowej. Wątek romantyczny zbyt szybko się rozwija i nie wywołuje ani wzruszeń, ani żadnych refleksji. Nie można traktować poważnie problemów Eda z rodzicami, ponieważ oboje zostali nakreśleni w prześmiewczy sposób. Chociaż akurat jedynie wirtualna obecność ojca na ekranie komputera jest ciekawym zabiegiem. Należy pochwalić ścieżkę dźwiękową – taki zestaw utworów pasuje w sam raz do filmu młodzieżowego mierzącego się również z tematem umierania.
Sama fabuła przypomina trochę film „St. Vincent”, w którym wprawdzie główny bohater był znacznie młodszy, ale również nawiązywał znajomość z ekscentrycznym sąsiadem. Tam wątki komediowe oraz dramatyczne niezbyt dobrze się komponowały i „Ashby” cierpi na podobną przypadłość. Cała opowieść jest delikatnie przerysowana, ale zbyt delikatnie, żeby bez skrzywienia obserwować finałową przemianę bohatera oraz pretensjonalne żegnanie się ze światem jego nietypowego sąsiada.
https://www.youtube.com/watch?v=o1mInlMP_Ts