POSŁAŃCY. Mało oryginalny horror z Kristen Stewart

Amerykański horror XXI wieku zdominowany został przez symbole, rozwiązania i problemy poruszane w obrazach azjatyckich. Od lat nie straszą nas już puste korytarze i dzieci na małych trzykołowych rowerkach. Ich miejsce zajęły różnorakie bladolice maszkary zamieszkujące najciemniejsze zakamarki opustoszałych domów.
Pierwsze uderzenie orientalnego filmu wprowadziło nieświadomych Amerykanów i Europejczyków w stan kwalifikujący się na przedzawałowy. Sam uciekałem z krzykiem z pokoju na widok spełzającej po schodach kreatury (Ju-on: The Grudge), czy też przerażającej kobiety wychodzącej z odbiornika telewizyjnego (The Ring). Powodem tej dość sprawnie przebiegającej ewakuacji z pomieszczenia, w którym znajdował się telewizor był nie tyle strach przed samym „potworem”, bardziej obawa przed czymś nowym i nieznanym. Owa obawa musiała zniknąć po obejrzeniu serii horrorów, które w nieudolny sposób próbowały kontynuować wątki poruszone w ich protoplastach. Posłańcy to kolejny tytuł próbujący przerazić nas tym samym – pustym domem, bladolicymi maszkarami, oraz eksplozją dźwięku towarzyszącą pojawianiu się „potworów”.
Oglądaliście Amityville? Oglądaliście Klątwę?
Jeśli na oba pytania odpowiecie twierdząco, omińcie ten akapit. Niepotrzebne wam krótkie streszczenie fabuły, jestem pewien, iż doskonale ją znacie. Otóż amerykańska głowa rodziny postanawia porzucić życie w mieście. Kupuje stary, znajdujący się na totalnym odludziu dom otoczony pokaźnym kawałkiem żyznej gleby. Postanawia zmienić się w farmera! Wkrótce sielanka zostaje przerwana (cóż za zdziwienie). Nastoletnią córkę i synka zaczynają nękać straszliwe wizje z udziałem „bladolicych potworów”. Co stało się w tym domu? Czy to tylko wybujała wyobraźnia dzieci (seria pytań retorycznych oczywiście)?
Trudno znaleźć w Posłańcach coś, co określić można mianem pozytywnego aspektu. Wszystko, dosłownie WSZYSTKO mogliśmy oglądać w innych, popularnych ostatnimi czasy straszakach. Film jest niczym innym jak zlepkiem bezczelnie zapożyczonych motywów. Oglądając go zadajemy sobie pytanie: „Czy ja już gdzieś tego nie widziałem?”.
Pozwolę sobie, drogi Czytelniku, odpowiedzieć na to quasi filozoficzne pytanie. Odpowiedź brzmi: widziałeś.
Bracia Pang zamieniają będący już legendą trzykołowy rowerek Danny’ego Torrence’a na zabawkowy ciągnik podróżujący po korytarzach nawiedzonego domu. Szpony Freddy’ego Kruegera przeobrażają w przecinające ściany widły dzierżone przez szaleńca, który to z kolei do złudzenia przypomina opętanego przez nieczyste siły George’a Lutza – głównego bohatera Amityville. Niczym nowym nie jest stale odnawiająca się plama pleśni, z którą to z uporem maniaka walczyła wcześniej główna bohaterka Dark Water. Motyw domu, który pragnie zabić każdego nowo przybyłego lokatora, to nic innego jak główne założenie fabuły Klątwy. Nienaturalnie poruszające się i blade do granic możliwości upiory to domena filmów azjatyckich. Nękające ludzi ptactwo przywodzi nam na myśl słynne hitchcockowskie Ptaki, a dziwne szmery i poczucie obcej obecności w domu – kultowych Innych.
Następnym, po zupełnym braku oryginalności, problemem Posłańców jest niezwykle niski poziom efektów specjalnych. Pamiętacie o spełzającej po schodach kreaturze, o której wspominałem na początku? Jej nienaturalny sposób poruszania się, dźwięk łamanych kości i wykręcanych stawów towarzyszący jej każdemu ruchowi wprawiał w osłupienie. Tutaj nienaturalnie przemieszczające się maszkary przypominają te powołane do życia przez twórców Strasznego filmu 4 – produkcji wyśmiewającej kultowe filmy grozy. W komedii ich niezdarność sprawdzała się doskonale, w horrorze – nie bardzo.
Wiesz, ile rzeczy można kupić za kilkanaście złotych? Ile radości może ono sprawić? Nie marnuj ich na bilet na ten film, wykorzystaj je w bardziej odpowiedni sposób!
Tekst z archiwum film.org.pl