POCIĄGI POD SPECJALNYM NADZOREM. Hodný Miloš w nehodném świecie Hrabala
W Czechach był momentami tak uwielbiany jak sam Václav Havel. Reżyserowi Jiříemu Menzlowi, którego prześcignąć udało się jedynie Milošowi Formanowi, przez wiele lat towarzyszył jako scenarzysta jego najważniejszych dzieł. Do końca życia pisał po swojemu i nic mu w tym nie mogło przeszkodzić: ani czeska krnąbrność, ani komunistyczna władza, ani aksamitna rewolucja i jej następstwa. Bo przecież tylko on potrafił dać swojemu bohaterowi nieprzyzwoite nazwisko: Pipka i do tego śmiać się z tego niewybrednego żartu. Ale inni też się śmiali, bo przecież Hrabal był najbardziej czeski ze wszystkich Czechów.
Bohumil Hrabal, ikona popkulturowa naszych sąsiadów, nazywany przez niektórych czeskim Gombrowiczem, w 1965 roku wydaje słodko-gorzkie opowiadanie Pociągi pod specjalnym nadzorem. Kiedy je pisał, dopiero zaczynał obserwować prażan, resztę Czechów i ich charakterność. Wraz z Menzlem stworzył później ekranizację, która w 1967 otrzymała Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Życie Hrabala nie było już takie samo, jego teksty zaś miały wpłynąć na przyszłe pokolenia. Umarł w 1997 roku, jednak jego sława wciąż jest żywa. Kilkanaście lat później Mariusz Szczygieł napisze, że Hrabal tak naprawdę nas wszystkich oszukał, ponieważ to, co brzydkie i pokrętne, ukazał jako piękne i przyzwoite. Oszukał? Przecież czytają go na całym świecie, wciąż tłumaczą, nadal adaptują jego utwory i wystawiają w teatrze. Szczygieł ma rację, Hrabal kłamał, naciągał, kpił z czytelników i widzów swych ekranizacji – ukazywał świat widziany oczami Czecha, bo świat widziany oczami Czecha potrafi być weselszy, bo Czech potrafi przymknąć oko na tragedie i cieszyć się z życia nawet wtedy, kiedy gołąb narobi mu na nowy mundur, a żona zdradzi go z najlepszym przyjacielem. I Pociągi pod specjalnym nadzorem są podręcznikowym przykładem tego niebanalnego, aczkolwiek potrzebnego kłamstwa. Kłamstwa, które znamy, które codziennie zdarza nam się określać mianem poczucia humoru.
Pociągi… są wzorcowym przykładem czechosłowackiego coming-of-age story. Główny bohater, czeski Józio Kowalski, czyli Miloš Hrma (oryginalne nazwisko Pipka nie znalazło się w ekranizacji, nie sposób nie domyślić się dlaczego!), rozpoczyna swoją pierwszą w życiu pracę na niedużej stacji kolejowej o nazwie Kostomlaty. Miejsce to dla scenariusza będzie tylko pretekstem, by wprowadzić bohatera w fundamentalne życiowe obszary: przeżyje inicjację seksualną, pozna problemy powiązane stricte z dorosłymi i wojną, która stanowi istotne tło dla wydarzeń przedstawionych przez reżysera. Hrma odkryje również co nieco o sobie, ponieważ to wokół niego skupiona jest akcja tego kultowego już filmu, należącego do czołowych dzieł czechosłowackiej Nowej Fali. To w tej krótkiej historii komizm łączy się z tragedią, humorzasta groteska z doniosłymi wydarzeniami, a heroizm bohatera przeczy założeniom ukazanych realiów.
“Hodný” po czesku oznacza miły, grzeczny, przyjemny, “nehodný” natomiast jest jego całkowitym przeciwieństwem, tak jak bohater, jako sprzeczność, jest przeciwieństwem środowiska, w którym funkcjonuje od momentu rozpoczęcia pracy. Nie oszukujmy się, Miloš na życiu się zbytnio nie zna, a karierę aspiranta wybrał, jak sam mówi, by nie musieć harować tak jak reszta jego kolegów. W pracy poznaje różnych ludzi, przykładowo Maxima, szefa, zawiadowcę stacji, lubującego się w hodowaniu gołębi, łudząco przypominającego ojca ze Sklepów cynamonowych, czy Ladislava, dyżurnego ruchu, błazeńskiego casanovę, którego podboje miłosne wpędzają w tarapaty. Stacja żyje swoim zwyczajnym, codziennym życiem, a jej rytm wyznaczają zarówno humory kierownika, jak i wydarzenia z kraju – akcja dzieje się podczas II wojny światowej i nie jest to w tej opowieści przypadkowe.
Jiří Menzel przejmuje w filmie stery Hrabala i konfrontuje widza z własną, rozwiniętą wizją czeskiej maniery, a całość łączy z metodami czechosłowackiej Nowej Fali. Pociągi pod specjalnym nadzorem nie szarżują i nie starają się być szalone niczym Lemoniadowy Joe nakręcony dwa lata wcześniej albo nieznośnie urocze jak Kapryśne lato (1968), tylko pokazują swój kameralny autentyzm i humor, czeski, często bezpośredni, ale utrzymany w granicach zdrowego rozsądku i dobrego smaku; tego drugiego często w kinie szukamy, a nie znajdujemy, dlatego film Menzla można nazwać przeżyciem okraszonym humorem słodkim jak bielusieńki cukier. Ta parafraza słów Jaroslava Seiferta pasuje tu jak ulał, bo takie są te Pociągi…: zwyczajnie dowcipne.
Szerokie spektrum charakterów pozwala widzowi z łatwością połapać się w tym małym, ale ważnym przekazie, który zyskuje ponadczasowe wartości, kiedy odniesiemy film do czasów nam współczesnych. Hrabal (przy tym i Menzel) atakuje przede wszystkim ludzi obłudnych, niemających za grosz wyrafinowania, wpatrzonych w siebie, ale i udających, że niby drzemiące w nich dobro zwycięża “ledwie widoczne” zło. Zawiadowca stacji wygłasza przed żoną siarczyste monologi o degrengoladzie współczesnego świata, a na co dzień zachwyca się wdziękami napotkanych kobiet; ojciec bohatera jest na emeryturze od nie wiadomo kiedy i w żadnym wypadku nie może być dla syna autorytetem, choć paradoksalnie nim jest (“Mój ojciec potrafił zrobić wszystko na świecie, bo skończywszy czterdzieści osiem lat, przeszedł na emeryturę”); matka niby jest dumna z syna, że zaczyna nowy etap w życiu, ale w rzeczywistości zachwyca ją to, że nazwisko rodziny znów będzie na ustach wszystkich. W czeskim stylu twórcy atakują małomiasteczkową hipokryzję, nie bojąc się tego zrobić w sposób do bólu groteskowy. Na pochwałę zasługuje jeszcze autorska zręczność, jako że nie każdy potrafi tak umiejętnie umieścić fatalne wątki w pełnokrwistej komedii.
Zatrważające są w Pociągach pod specjalnym nadzorem często tragiczne wstawki, przypominające widzowi o realiach, w których dzieje się akcja filmu. Absurd wojny i stłamszenie czeskiej społeczności przez niemieckich żołnierzy, a oprócz tego komentarze odnoszące się do sytuacji na froncie potrafią zniesmaczyć, nawet wywołać gęsią skórkę w momentach niespodziewanej trwogi. Ten tragikomiczny obraz nie boi się widza angażować w wojenną nastrojowość, a przy tym ukazywać niedorzeczności relacji czeski obywatel – nazistowski wojskowy. Chociaż biorąc pod uwagę czeskie spojrzenie na świat, wcale nie musi chodzić o ukazanie głupoty mieszkańców – dlaczego nie mogą cieszyć się z życia pomimo konfliktu, nie zawsze ich w stu procentach dotyczącego? Perspektywa książki Hrabala jest prawdopodobnie taka sama, ale może Menzel bawi się literacką formą, ukazując jej filmową, wzmocnioną wersję.
I fakt, cały ten (czasem afektowany) komizm przeplata się w dużym stopniu z bezsensowną wizją wojennej melancholii, ponieważ tragifarsowy – już od samego początku, z jedną formą odczytu jego osobowości – Miloš Hrma budzi ogromne współczucie, bo pomimo ciągłego śmiechu wywoływanego kuriozalnymi sytuacjami pokazuje, że nie każdy do tego czeskiego świata pasuje, ba, pasować nawet nie musi i może nigdy nie będzie. Zaczyna przytłaczać go ciężar życia, stale przez ten humor spychany na drugi plan, aż w końcu, uodporniony na swawolę życia, zatraca się w smutku. Zatem finałową scenę potraktować można jako oczyszczenie, katharsis bohatera uwalniające go od ciężaru procesu dojrzewania – nie każdy przejdzie przez niego bez szwanku.
Pociągi pod specjalnym nadzorem należałoby obejrzeć pod specjalnym nadzorem, nawet dla klimatu nigdy nietracącego wiarygodności. Mnogość poruszonych tematów porusza, a morał (a może nawet kilka konkluzji) z tej czeskiej bajki zmusi widza do paru refleksji, większych lub mniejszych. A najważniejszy wniosek jest jeden – warto zapoznać się z twórczością Hrabala i Menzla. Koniec końców dzięki ich “antydepresantom” aż chce się żyć!