Pirania 3DD
Gdy jakieś dwa lata temu dowiedziałem się, że Alexandre Aja reżyseruje film o krwiożerczych piraniach, które z uśmiechem na paszczach będą masakrować amerykańskich nastolatków podejrzewałem, że film wywoła grymas zadowolenia i na paszczy recenzenta. Nie zawiodłem się, Aja użył bowiem formuły klasycznego slashera do czułego obśmiania gatunku. Zasłużony sukces, jaki odniosła marynistyczna produkcja musiał odbić się echem w głowach, a może kieszeniach, ludzi, którzy czerpali z niej zyski. Tak i oto pod osąd widza została oddana „Pirania 3DD”, która przy pomocy tytułu, trailerów, plakatów oraz tagline’ów oznajmia, że tym razem żarłoczne piranie będą musiały walczyć nie tyle o przetrwanie, co o „czas antenowy” skutecznie podbierany im przez roznegliżowane damskie klatki piersiowe.
I istotnie, tytuł nie zwodzi, ponieważ w ciągu niespełna półtorej godziny zdecydowanie można dostać pierosiopląsu. Zmutowane rybki przedostają się tym razem do jeziora, które bezpośrednio łączy się z wodnym parkiem rozrywki nastawionym na przyciąganie klienteli wizją uciech cielesnych. Właściwie na tym elemencie można zakończyć streszczenie filmu Gulagera, bo kogo, w tego typu kinie, interesują niezbędne do odhaczenia punkty typu – walka o dziewczynę toczona pomiędzy miejscowym przystojniakiem, a nieśmiałym chłopcem, czy pieniężne machlojki pojawiające się w świecie dorosłych. Pomińmy te wypełniacze, krwi i igrzysk!
Pod tym kątem film właściwie nie zawodzi. Ilość czerwonego płynu objętościowo dorównuje hektolitrom pamiętanym z pierwszej „Piranii”. Mamy ludzkie ciała skonsumowane do kości, dzieci pozbawione głów oraz kończyn, dryfujące po dnie basenu dłonie oraz stopy i wiele innych slasherowych atrakcji. Obok piersi w 3D oraz Davida Hasselhoffa we wdzianku Mitcha Ducanona (o nim więcej za moment) stanowią one trzon filmu określonego mianem „horror komediowy”.
O ile „Pirania 3D” Alexandre Aji, mimo kuriozalności pomysłu wydobycia prehistorycznych piranii z podziemnych czeluści jeziora Wiktorii, była komedią w miarę inteligentną, to „Pirania 3DD” – wychodząc z założenia „więcej, mocniej” – jest po prostu głupia. Wyolbrzymienie pomysłów scenariuszowych zaczerpniętych z części pierwszej skutkuje tym, że przerysowanie slasherowej konwencji posuwa się zbyt daleko. Właściwie już nikt z oglądających nie pamięta o tym, że film Gulagera ma coś wspólnego z horrorem, a co za tym idzie zabrana zostaje nam przyjemność płynąca z wyśmiewania oklepanych schematów tzw. kina grozy (charakterystyczna dla części pierwszej). Tyle o minusach.
Taki zabieg ma jednak i pozytywne strony, które docenią jedynie widzowie najnormalniej lubiący oglądać filmy pełne zamierzonych idiotyzmów. „Pirania 3DD” jest takim połączeniem slashera z „Postalem” Uwe Bolla. Poziom żartu nie wykracza tu wysoko poza kant rynsztoku. Śmichy-chichy, bo „głupiemu rudemu dziecku” (tekst namiętnie wypowiadany przez Davida Hasselhoffa) ryba zabrała głowę, bo młoda pirania podszczypuje dziewczynę pod wodą, bo w najmniej spodziewanym momencie zostajemy uraczeni slow motion oraz „adekwatnym” do sytuacji podkładem muzycznym. Żarty, żarty… Jest w końcu i David „Mitch Ducanon” Hasselhoff, który w dość ujmujący sposób parodiuje sam siebie, będąc zarazem najmocniejszym punktem filmu. Jego zadyszka w trakcie biegu do wstępniaka „Słonecznego patrolu”, wręcz rozlewająca się ignorancja oraz problemy tożsamościowe wynikające z zazdrości o swoje boskie ratownicze alter ego bawią zdecydowanie bardziej, niż pirania pełniąca funkcję środka antykoncepcyjnego.
„Pirania 3DD”, powtarzam, jest po prostu głupia. Jeśli zaakceptujemy ten oczywisty fakt, to możemy się na niej nawet – jak to się mawia – „sążnie” ubawić. Ja, choć trochę mi wstyd, nawet się uśmiałem. Czekam na część trzecią.