“Penny Dreadful” – recenzja czwartego odcinka
“Penny Dreadful” z odcinka na odcinek zadziwia mnie coraz bardziej. Zwykle, gdy do jednego kotła wrzucano postaci z różnych bajek, wychodziła z tego albo świetna komedia (“Abbott i Costello spotykają Frankensteina”), albo spektakularna katastrofa (“Van Helsing”), tudzież całkiem udana młodzieżowa przygodówka fantasy (“Drużyna potworów”). Ale nigdy kompilacja zawierająca w sobie tyle znanych “nazwisk”, nie udała się na poważnie. Tymczasem niemal w każdym odcinku “Penny Dreadful” na ekranie pojawiają się nowi bohaterowie z klasycznego universum i nie odnosimy wrażenia, że którykolwiek z nich został tu wepchnięty na siłę. W odcinku czwartym, zatytułowanym “Demimonde” debiutuje profesor Van Helsing, słynny łowca wampirów z “Draculi”.
Na pierwszy plan wychodzi tym razem zdecydowanie Ethan Chandler, na którego kierowanych jest coraz więcej podejrzeń, że to właśnie on stoi za nocnymi, brutalnymi morderstwami. Biorąc pod uwagę, że w serialu brakuje już chyba tylko człowieka-wilka oraz Doktora Jekylla i Pana Hyde’a (bo potwora z Czarnej Laguny czy Niewidzialnego człowieka się raczej nie spodziewam ;), możemy być coraz bardziej pewni, że Chandler stanowić będzie w “Penny Dreadful” personifikację albo wilkołaka, albo dwóch panów o skrajnie odmiennych charakterach. Tymczasem w finale odcinka twórcy po raz kolejny wykręcili widzom niezłego twista, którego głównymi bohaterami zostali Ethan Chandler właśnie, oraz powracający z przytupem do całej historii, Dorian Gray.
Doktor Frankenstein coraz lepiej dogaduje się z Sir Malcolmem, zagłębiając się w śledztwo i próby ocalenia znalezionego w ubiegłym odcinku oszalałego na punkcie chłeptania krwi młodzika. Jednak monstrum wciąż nie daje o sobie zapomnieć, z coraz większą stanowczością upominając się o należną mu istotę płci przeciwnej. Inaczej niż w powieści Mary Shelley, gdzie obawy związane z powołaniem do życia kobiety-potwora i związanym z tym niebezpieczeństwem dla gatunku ludzkiego. wyrażał Wiktor Frankenstein, tu o sile i przyszłym panowaniu “nowej rasy” z uniesieniem mówi samo monstrum:
“Łatwo złamać ci kark.
Wy, śmiertelnicy, jesteście tacy delikatni.
Jak skóra czy powietrze… jak przeszłość.
Przyszłość należy do silnych, do nieśmiertelnych,
do mnie i mnie podobnych.
Spójrz na swego pana!”
O ile Ethan Chandler jest w serialu postacią najbardziej tajemniczą, tak potwór Frankensteina – Kaliban, wywołuje najbardziej ambiwalentne uczucia. Z jednej strony pamiętamy jego krwawe, spektakularne wejście w fabułę drugiego odcinka, oraz fakt nękania “biednego” Frankensteina, z drugiej obserwujemy szczęśliwą, pełną pozytywnej energii i ciepła istotę pracującą za kulisami teatru, gdzie czerpie niezwykłą radość z kreowania (obsługuje kurtynę, rampy, efekty dźwiękowe i wizualne, w tym tryskającą z ran sztuczną krew) rzeczywistości na teatralnej scenie.
W czwartym odcinku, obok obowiązkowej dawki brzydkich słów i rozbieranych scen, a także konkretnej dawki przemocy (szczury vs. pies, skręcony kark nieszczęsnego kota), dostaliśmy kilka świetnych scen opartych na dialogu oraz pełnych romantyzmu i nostalgii. Aktorsko “Penny Dreadful” wciąż stoi na wysokim poziomie, coraz przyjemniej obcuje się też z sugestywnie odtworzonym klimatem londyńskich ulic schyłku XIX wieku. O wysokiej jakości serialu i ciepłym przyjęciu nie tylko przeze mnie – niepoprawnego wielbiciela tematyki frankensteinowskiej – ale i przez widzów, niech świadczy fakt, że właśnie ogłoszono plany realizacji drugiego sezonu.
Ocena 8,5//10
Odwiedź Blog autora:
CinemaFrankenstein.blogspot.com