PAROXISMUS. Psychodeliczny horror jak jazzowa improwizacja

Hiszpański mistrz kina klasy B nakręcił blisko 180 filmów, ale wielu znawców i wielbicieli jego twórczości uważa, że najlepszy w tym obszernym gronie jest właśnie Paroxismus.
Trębacz jazzowy Jimmy Logan koncertuje w Stambule. Będąc pod wpływem LSD, wędruje po plaży, gdy morze wyrzuca na brzeg ciało martwej kobiety. Jimmy rozpoznaje w niej Wandę – salonową lwicę rytualnie zamordowaną na jego oczach przez bawidamka Ahmeda Kortobawiego, marszanda Percivala Kappa i fotografkę Olgę. Wstrząs wywołany odkryciem ciała skłania Jimmy’ego do ucieczki z Turcji do Rio de Janeiro, gdzie znajduje pracę w klubie nocnym i wiąże się z piosenkarką Ritą. Pewnego wieczoru w klubie pojawia się ubrana w futro tajemnicza dziewczyna imieniem Venus, która wygląda dokładnie tak jak Wanda. Jimmy zakochuje się w Venus i zabiera ją do Stambułu, gdzie wkrótce Kortobawi, Kapp i Olga umierają w tajemniczych okolicznościach. Kim naprawdę jest Venus? Aniołem zemsty, duchem Wandy czy jej bliźniaczką dokonującą krwawej zemsty na oprawcach?
Jesús Franco wpadł na pomysł Paroxismusa po rozmowie z Chetem Bakerem. Amerykański jazzman wyjawił hiszpańskiemu reżyserowi, że podczas grania solówek na trąbce często wpadał w swego rodzaju trans i czuł się wtedy tak, jakby był prowadzony przez niewidzialną muzę. Franco wymyślił postać czarnoskórego muzyka jazzowego, który poznaje enigmatyczną białą kobietę, ale koncepcja wzbudziła sprzeciw producentów z wytwórni Commonwealth United Entertainment. Uznali oni bowiem, że masowa publiczność nie będzie w stanie zaakceptować erotycznej relacji czarnego mężczyzny z białą kobietą – i wymusili na Franco stosowne zmiany w scenariuszu. Filmowiec uczynił więc bohaterem białego jazzmana, ale za to dokooptował mu czarną partnerkę. Taka konfiguracja nie była już problematyczna dla decydentów z CUE i ich podwójnych standardów.
Producenci zmienili też pierwotny tytuł Black Angel na Venus in Furs w celu wywołania skojarzeń z Wenus w futrze, popularną wówczas powieścią Leopolda von Sacher-Masocha z 1870 roku. Franco argumentował, że jego scenariusz nie ma nic wspólnego z rzeczoną książką (zekranizowaną zresztą przez Massimo Dallamano w tym samym roku!), ale ostatecznie uległ. Aby jednak nowy tytuł filmu (wyświetlanego w wielu krajach jako Paroxismus, by jeszcze bardziej skomplikować całą sprawę) miał choć znamiona sensu, reżyser ubrał Marię Rohm – aktorkę grającą Wandę/Venus – w stylowe futerko, a na ścieżkę dźwiękową trafił utwór Venus in Furs zaśpiewany przez Barbarę McNair, która wcieliła się w Ritę. Główna rola Jimmy’ego Logana przypadła Jamesowi Darrenowi, a na drugim planie znaleźli się Dennis Price, Margaret Lee i Klaus Kinski w typowym dla siebie epizodzie złoczyńcy.
Kolejna ingerencja włodarzy CUE dotyczyła narracji zza kadru, do napisania której zaangażowano amerykańskiego scenarzystę Malvina Walda [1]. Zabieg ten z jednej strony nadał Paroxismusowi sznytu noir, z drugiej zaś zaburzył nastrój całości, bliższy filmowi grozy niż „czarnemu” kinu. Na tym nie koniec: ponieważ produkcja filmu przypadła na koniec lat 60. – epokę dzieci-kwiatów, wolnej miłości, narkotyków dla każdego i wszystkiego, co psychodeliczne – finansiści zadecydowali o jego dodatkowym wizualnym „uatrakcyjnieniu” (czy też udziwnieniu). W niektórych scenach zastosowano więc zwolnione tempo, jaskrawą kolorystykę i efekt nasłonecznienia. Powołując się na odpowiednie źródła, Troy Howarth w monografii Real Depravities: The Films of Klaus Kinski dowodzi, że wszystkie te zabiegi były pomysłami producentów i stały w jawnej opozycji do zamiarów Franco [2].
Od hiszpańskiego reżysera pochodzi natomiast idea obfitego wykorzystania muzyki jazzowej na ścieżce dźwiękowej Paroxismusa. Franco, prywatnie wielbiciel i znawca jazzu, zatrudnił brytyjską formację fusion Manfred Mann Chapter Three do skomponowania muzyki (ponadto sam reżyser i członkowie zespołu wystąpili w filmie jako muzycy zespołu towarzyszącego Jimmy’emu). Poza jej kompozycjami na soundtracku rozbrzmiewają również utwory Syda Dale’a, Stu Phillipsa, Brunona Nicolaia, Keitha Mansfielda i wspomniana wcześniej piosenka Venus in Furs w wykonaniu Barbary McNair. Przez ponad pół wieku muzyka do Paroxismusa nie była dostępna w całości na żadnych oficjalnych nośnikach – dopiero pięć lat temu obszerne fragmenty ścieżki dźwiękowej do filmu Franco ukazały się na kompilacji Manfred Mann Chapter Three pt. Radio Days Vol. 3 – Live Sessions & Studio Rarities.
Muzyka to kluczowy element Paroxismusa – niemal cały film rozbrzmiewa wyśmienitym jazzem, a sekwencje aktorskie przeplatane są występami grupy Manfreda Manna. Na tym nie koniec: sam film przypomina jazzową kompozycję z głównym tematem i oplatającymi go wariacjami i powtórzeniami. Jest to zresztą charakterystyczna cecha dorobku Franco, który zwykł traktować narrację swoich filmów w luźny sposób kojarzący się nieco również z logiką marzeń sennych. Nie inaczej jest w Paroxismusie: do końca nie ma pewności, czy ta opowieść jest snem, halucynacją, narkotyczną wizją lub pośmiertną podróżą po zaświatach. W innym przypadku taki brak dosłowności i konkretu mógłby zostać uznany za wadę. Ale nie tym razem: siłą tego zdumiewającego filmu jest nie fabuła, ale właśnie ów oniryczny rytm jazzowej improwizacji. Warto obejrzeć, warto posłuchać.
[1] Zob. S. Thrower, J. Grainger, Murderous Passions: The Delirious Cinema of Jesús Franco, London 2015, s. 192.
[2] Zob. T. Howarth, Real Depravities: The Films of Klaus Kinski, McHenry 2016, s. 215.