Pan i pani Smith (2005)
Tekst z archiwum film.org.pl (2005).
[quote]Nie mogłam znieść myśli, że nie jesteś ze mną
że mnie nie kochasz, że jesteś z inną.
Wzięłam więc strzelbę swojego dziadka
Odstrzeliłam Ci łeb, wylądował w rabatkach.
Między rabarbarem, a pomidorem
Między kapustą, a dużym porem (…)”[/quote]
LOS TRABANTOS, Rabatki
Gdy słyszę, jak grupa Los Trabantos śpiewa o rozwiązywaniu problemów sercowych, przypomina mi się pewna scena z Mr. & Mrs. Smith. Oto Angelina Jolie uzbrojona w kuchenny nóż i karabin maszynowy oraz Brad Pitt uskakujący przed kulami szanownej współmałżonki i niezwłocznie robiący użytek z własnych karabinków automatycznych.
W tle kuchnia – niegdyś lśniąca i wysprzątana – teraz nosi na sobie świadectwo rodzinnych porachunków. Dziury w ścianie, tony gruzu i ogólny bałagan to pozostałości po nocy upojnej inaczej. A upajało się sobą stare, dobre małżeństwo – Pan i Pani Smith.
Mr & Mrs Smith to film lekki i błyskotliwy. Na pierwszy rzut oka zwyczajna komedia sensacyjna, przy dłuższym obcowaniu okazuje się jednak produkcją starannie przez twórców nadbudowaną. W tej “nadbudówce” kryją się zaś najlepsze rodzynki tego ciasta – zjadliwa satyra obyczajowa połączona z rozmachem i gadżetami filmów o Bondzie. A jakby ktoś w miejsce tego gustował raczej w gorących nazwiskach, na niniejszym polu również znajdzie coś dla siebie. Chociażby spoconą Angelinę Jolie wraz ze spoconym Bradem Pittem.
W ich rękach natomiast śliczności arsenał – od wazonu i patelni po granaty i wyrzutnię rakiet. Na co komu jednak przemoc w rodzinie? Państwo Smith są przecież piękni, młodzi i bogaci. W ich związku są mimo to tematy przemilczane. Otóż Pani Smith nie wie, że małżonek dorabia jako tajny agent, ukrywając w szopie komplet uzbrojenia współczesnego commando. Pan Smith nie wie zaś, że żona również para się agenturą, (ba, niejedną głowę w swej karierze już ucięła), a w piekarniku ukrywa starannie własny arsenał śmierci. Oboje nie wiedzą także, że ich agencje są względem siebie konkurencyjne. Ale gdy się już z niniejszymi faktami szczęśliwie zaznajomią, nie pozostanie im nic innego, jak tylko wykonać wyrok śmierci na swej szacownej drugiej połowie. A zabicie agenta – współmałżonka do przesadnie łatwych zadań niestety nie należy.
Scenariusz “Smithów” ma w sobie tyle świeżości i energii, ile powinna mieć praca debiutanta. Tutaj – dodajmy – praca magisterska absolwenta szkoły filmowej. Jej autor Simon Kinberg skonfrontował ze sobą dwa światy. Podmiejską rzeczywistość zgrabnych domków jednorodzinnych z rzeczywistością niemożliwych logistycznie, tajnych akcji agencji wywiadowczych. Umowność, spokój i obłuda rodzinnego życia osiedlowego spotkała się więc z rozmachem i urokiem najwyższej rangi zadań wywiadowczych.
Humor Mr & Mrs Smith wynika, co za tym idzie, z wymieszania skali mikro ze skalą makro – niesnasek małżeńskich z interesami bezpieczeństwa narodowego. Na tym jednak nie koniec, bo Mr & Mrs Smith stanowi przede wszystkim prostą jak drut, lecz czarującą filmową hiperbolę kryzysu w rodzinie – Wojnę państwa Rose pomnożoną razy pięćdziesiąt. W związku Smithów głównym argumentem w dyskusji jest bowiem siła – siła przekonywania wyrzutni rakietowej. A rozwiązanie problemu otrzeć się może nie tylko o poczciwego psychoanalityka, ale także o interesy wywiadu USA.
I nie tylko w scenariuszu, ale także na ekranie przejawia się owo wyolbrzymienie skali konfliktu. A wizualne efekty wszystkich tych zabiegów są skądinąd fantastyczne. Rozmach działań wywiadu z właściwym sobie taktem rozpycha się w przestrzeniach osiedlowego domu państwa Smith. Realizm walki na śmierć i życie jest tu sukcesywnie i z całą swą konsekwencją wprowadzany na peryferia kuchni i salonu. Koniec końców, wszystko razem tworzy wrażenie dość osobliwej i zaskakującej filmowej groteski. Osobliwej, bo hollywoodzkiej, a zaskakującej, bo z Angeliną Jolie i Bradem Pittem w rolach głównych.
A gdy już o niespodziankach mówimy, to wspomnieć wypada, iż jeszcze kilka lat temu w małżeńskiej batalii dominowałby pewnie pierwiastek męski. Wojnę domową anno domini 2005 wygrywa zaś nieznacznie demoniczna pani Smith. Jolie jest tutaj tą sprytniejszą i szybszą, ale też bardziej bezwzględną stroną konfliktu. I mimo że do ostatecznych rozstrzygnięć nie dochodzi, gdyż twórcy pozostają w bezpiecznych światopoglądowo granicach prorodzinnego przesłania, to Mr & Mrs Smith nieśmiało zdaje się zahaczać o kino feministyczne. A może jedyne co w istocie robi, to delikatnie podkreśla wymiar przemian jakie dokonały (i ciągle dokonują się) w zachodniej mentalności, społeczeństwie i rodzinie?
O ile więc w komentarzach prasowych dominować będą zapewne zachwyty nad lekkością, rozmachem i ogólną “wakacyjnością” filmu, o tyle cała radość oglądania bierze się tutaj raczej z powtykanej tu i ówdzie ciekawej ironii obyczajowej. Mr & Mrs Smith to bowiem wbrew wszelkim pozorom produkcja, która oprócz komediowego i gwiazdorskiego wymiaru wyposażona jest także w wachlarz celnych obserwacji kulturowych. Stanowi ripostę na amerykańskie mity szczęśliwej osiedlowej rodziny i wielkiej romantycznej miłości. Bo kino mity nie tylko tworzy, ale także rozbraja. A Mr & Mrs Smith zadanie swe wykonuje w dodatku oryginalnie i świadomie. Stanowi więc rozrywkę dla wszystkich, co w tym przypadku jednak okazuje się być bardziej zaletą niż wadą tej osobliwej produkcji.