Olive Kitteridge. Kawał kina codzienności
![olive-kitteridge-1920 | Film.org.pl](https://film.org.pl/wp-content/uploads/2020/12/olive-kitteridge-1920-830x475.jpg)
Mimo że to serial, który triumfował w 2015 (8 nagród Emmy, w tym dla najlepszego serialu limitowanego; 3 nominacje do Złotych Globów), na fali kina skupiającego się na wydarzeniach życia codziennego warto do niego wrócić. Siła Olive Kitteridge tkwi w prostocie, która produkcji HBO zapewnia ponadczasowość.
We wstępie wypada opisać historię: czteroodcinkowy film (technicznie serial, ale recenzenci traktują go jak kawał dobrego kina) opowiada o losach zamieszkującej niewielką miejscowość w stanie Maine rodziny – nauczycielki, farmaceuty i ich jedynego syna. Przedstawia wydarzenia dziejące się na przestrzeni dwudziestu pięciu lat. I można by ciągnąć, rozpisywać się o perypetiach, ale… Olive, Olive, Olive. Nieczęsto spotyka się na małym ekranie tak charakterystyczne, silne, surowe (pod wierzchnią warstwą wrażliwe, nie ma innej opcji), twardo stąpające po ziemi postaci, które w pełni rozwijają swój potencjał. I mimo że Oscara dostała już w 1996 roku za główną rolę w Fargo, rewelacyjna Frances McDormand być może zagrała tutaj rolę życia – po raz pierwszy w butach bohaterki tak skomplikowanej, choć wciąż o jednej, kamiennej twarzy.
Olive Kitteridge trudno lubić, nie da się nienawidzić, niezręcznie ją oceniać. Czy codzienne dobre słowo i uśmiech dla męża i syna wystarczyłyby, by jej życie wyglądało zupełnie inaczej? Może, ale wtedy postać nie byłaby tak spójna. Oschła, szczera, bezpośrednia, pozornie niedbająca o sferę uczuć swoich, bliskich i nieznajomych. Chowająca się w pancerzu (z czy przed?) depresją, na którą chorował kiedyś jej ojciec.
Odporny na twardy charakter żony wydaje się być Henry (Richard Jenkins). Mężczyzna dobry jak anioł, lecz nie bez słabości. Pogodny farmaceuta, który zakochuje się w pracownicy o sarnim spojrzeniu i… Brak mu odwagi? Zostaje z Ollie z przywiązania? Odpowiedzi przychodzą w miarę upływu lat i czasu ekranowego. Im dalszy odcinek, tym głębiej wgryzamy się w osobowość bohaterów, odkrywamy kolejne jej warstwy, godzimy się z nimi, jako i każdy z wiekiem powinien się pogodzić sam ze sobą zamiast rozpamiętywać przeszłość.
W tym tkwi sedno powstałego w oparciu o nagrodzoną Pulitzerem powieść Elizabeth Strout serialu. Nie w wydarzeniach, które są do bólu codzienne (te dramatyczne można liczyć na palcach jednej ręki), wpisane w życie każdego. We wpływie czasu i otoczenia na charakter człowieka.
A czas w każdym odcinku płynie niespiesznie, co podkreślają długie ujęcia, błahe rozmowy, tworzące klimat muzyczne wypełniacze. Pod względem klasyfikacji Olive Kitteridge to klasyczne kino obyczajowe. Lisa Cholodenko w tej formie ćwiczy się od lat, co całkiem nieźle wyszło jej w nominowanym do czterech Oscarów Wszystko w porządku (2010) z Julianne Moore i Annette Bening w rolach głównych.
W Olive Kitteridge to Frances McDormand jest dla mnie na pierwszym planie – przy niej role Jenkinsa, Johna Gallaghera Juniora, Zoe Kazan czy nawet Billa Murraya bledną, co nie znaczy, że nie trzymają wysokiego poziomu. Niektórym błahość elementów składających się na fabułę przeszkadza. Moim zdaniem uwypukla to, co najważniejsze – cechy charakteru postaci (sposób, w jaki Olive przesadza kwiaty w ogrodzie, wiele o niej mówi) i rzuca światło na ich dojrzewanie, przemiany. A pod lupą z tak dużym powiększeniem nic w tym serialu nie zgrzyta. Chciałabym się przyczepić, ale nie mam do czego. Może do nielicznych, na wpół fikcyjnych sekwencji, odgrywanych w psychice głównej bohaterki? Nie, to przytyk na siłę. W ogólnym rozrachunku życia wszystko traci na znaczeniu.
korekta: Kornelia Farynowska