Oko za oko. 20 lat później
Jak szybko urodzinowa sielanka rodzinna może prysnąć niczym bańka mydlana? Bardzo szybko. Czasem wystarczy tylko otworzyć drzwi.
Megan McCan (Alexandra Kyle) obchodzi swoje szóste urodziny. Trwają przygotowania do przyjęcia z tej okazji. Wszyscy dbają, by ten dzień był dla niej wyjątkowy. Matka (Sally Field) kupuje balony i stara się dojechać do domu na czas pomimo codziennego, popołudniowego tłoku na ulicach. Rozmawia w tym czasie ze swoją starszą córką Julie (Olivia Burnette), która dekoruje tort. Nagle nastolatka słyszy dzwonek do drzwi i każe matce poczekać na linii. Są to ostatnie normalne słowa, które Karen McCan usłyszy od swojej córki.
Od początku filmu można wyczuć, że coś się tutaj wydarzy. Że obraz szczęśliwej rodziny zostanie przez coś lub przez kogoś zakłócony. Jednak to, co się dzieje po otwarciu przez Julie drzwi, może być dla widza naprawdę wstrząsające.
I nie chodzi tutaj o samą scenę gwałtu – brutalną i pokazaną bez uciekania kamery w kąt pokoju. Nie chodzi o rozwalenie – bo inaczej tego nazwać nie można – ofierze głowy kawałkiem lodowej rzeźby, gdy już „jest po wszystkim”. Chodzi o to, że Schlesinger ukazał tę scenę dwutorowo. Z jednej strony widzimy Julie i jej napastnika, z drugiej matkę stojącą w niekończącym się korku i słyszącą przez telefon krzyki córki. Widzimy próbującą się bronić dziewczynę oraz Karen wybiegającą z samochodu i starającą się zadzwonić z telefonu kogoś innego na policję. Nie może przecież rozłączyć się z córką. Jej zapewnienia, że policja już jedzie, że ona też zaraz będzie w domu i jej pomoże oraz wołanie „mamo!” naprawdę długo pozostają w uszach.
Nic jednak nie pomaga. Julie zostaje zamordowana przez nieznanego gwałciciela. Policja na początku szuka zupełnie po omacku, zadając rutynowe pytania o problemy z narkotykami czy o byłych chłopaków. W końcu jednak dociera do kogoś, komu może postawić zarzuty i doprowadzić przed sąd. Rodzice dziewczyny wreszcie mogą poznać tożsamość mężczyzny, który dla nich od razu staje się winny. Robert Doob (w tej roli Kiefer Sutherland) unika jednak kary dzięki błędom proceduralnym, których dopuszcza się prokuratura.
Jak można się pozbierać po śmierci córki? Nie mam pojęcia. Może jedyną nadzieją jest znalezienie sprawcy. Co jednak, gdy on pozostaje bezkarny? Co zrobić? Jak daleko się posunąć? Jak dalej żyć?
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że filmy w tej tonacji już były. Że to nic odkrywczego. Że fabuła obrazu Oko za oko nie jest bardzo skomplikowana i możemy przewidzieć następujące po sobie wydarzenia. Oczywiście, że możemy. Ale prostota głównej osi, wokół której kręci się dzieło Johna Schlesingera, w moim odczuciu nie zmienia faktu, że reżyser poradził sobie z tematyką, tworząc naprawdę dobry film.
[quote]Po pierwsze – scena gwałtu. [/quote]
Uciekające – zupełnie jak rodzinne szczęście McCanów – balony z samochodu. Goła lalka Barbie, wcześniej będąca częścią tortu urodzinowego, leżąca w salonie niedaleko zwłok Julie. Cisza w słuchawce, gdy matka próbuje dowiedzieć się, co z córką, i wyłączenie rozmowy przez napastnika. Te wszystkie drobne elementy budują nastrój filmu, sprawiają, że widz jeszcze bardziej odczuwa brutalność i niesprawiedliwość tego, co się wydarzyło.
[quote]Po drugie – bardzo dobrze wykreowani bohaterowie. [/quote]
Sally Field jako matka podczas popadania w skrajne emocje (od apatii i płaczu poprzez krzyki, awantury aż do podjęcia decyzji i działania) jest wiarygodna. Kreacja ojca – Ed Harris – stojącego u boku żony, starającego się ją wspierać, ale jednak zdającego sobie sprawę, że trzeba żyć dalej, również powinna zostać zaliczona na plus. I wreszcie sam Kiefer Sutherland odgrywający rolę Roberta Dooba. Bez dwóch zdań najlepsza postać w filmie. W tej kreacji wszystko jest dla mnie idealne – od fryzury aż do obleśnego zachowania. Od drobnych gestów czy spojrzeń aż do najmocniejszych w filmie scen.
[quote]Po trzecie – nienawiść.[/quote]
Zastanawialiście się kiedyś, skąd bierze się to uczucie? Pojawia się nagle, czy może ewoluuje i rośnie, aż sami nie jesteśmy w stanie określić jego początków? Oko za oko pokazuje, co znaczy prawdziwie nienawidzić. Bać się, a nawet więcej – być przerażonym, gdy uniewinniony morderca i gwałciciel za bardzo zbliża się do naszej rodziny, ale jednak pragnąć dla niego śmierci. Pragnąć jej zresztą już dużo wcześniej – nie znając jeszcze osoby, której powinna ona dotknąć. Karen i jej mąż przecież nienawidzili, zanim jeszcze poznali obiekt swojej nienawiści, zanim zobaczyli Dooba w telewizji.
Ktoś kiedyś powiedział mi, że dla rodziny, którą dotknęła tragedia morderstwa, najgorszy nie jest sam fakt śmierci. Najgorsza jest świadomość cierpienia, niewyobrażalnego bólu i strachu, który odczuwała ofiara, zanim została zabita. Właśnie ten aspekt sprawia, że bliskim tak trudno się z tym pogodzić. Wszystko to znajdziemy w filmie Oko za oko. Zakwalifikowałam go do osobistej kategorii „Do obejrzenia tylko raz”. Nie dlatego, że film nie jest dobry – wręcz przeciwnie. Raczej dlatego, że już nie chcę więcej przeżywać tragedii rodziny McCanów.
korekta: Kornelia Farynowska