Rozpocznę od małego zwierzenia: Obcy: Romulus był dla mnie największym kinowym rozczarowaniem ubiegłego roku. Długo wyczekiwany powrót ksenomorfa na duży ekran okazał się zaledwie (sprawnie zainscenizowanym, ale jednak) zestawem pustych kalorii – pochodem jałowych cytatów z historii serii, na dodatek sprowadzającym Obcego do roli standardowego horrorowego straszaka. Z tego też powodu nie obgryzałem nerwowo paznokci w oczekiwaniu na serial Obcy: Ziemia, pomimo faktu, że za sterami projektu stanął twórca Legionu i Fargo, Noah Hawley. Po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków mogę jednak ostrożnie stwierdzić, że mój sceptycyzm okazał się, na szczęście, nieuzasadniony.
Chociaż fanserwisu w serialu nie brakuje, to nowy Obcy stoi pewnie na własnych nogach. Akcja rozgrywa się dwa lata przed wydarzeniami z 8. pasażera „Nostromo”, na Ziemi rozrywanej przez zastęp chciwych korporacji. Chociaż prym w wyścigu o władzę wiedzie rzecz jasna firma Weyland-Yutani, to konkurencja też nie zasypia gruszek w popiele, a głównym polem walki jest przemysł robotyczny – kto stworzy lepszego androida, ten opanuje rynek. Seria o Obcym już od pierwszego filmu opowiadała nie tylko o starciu ludzkości z ksenomorfami, ale również o nierównej walce szarego obywatela z bezosobowym korporacyjnym molochem, gotowym poświęcić każdego w pogoni za zyskiem (lub nieśmiertelnością – w zależności od tego, kto akurat stał za sterami cyklu). Może właśnie dlatego na pierwszy plan wysuwają się tu „robotnicy idealni”: cyborgi, androidy (czy też, jak powiedziałby Bishop, „sztuczni ludzie”) oraz najnowszy towar na rynku, czyli mechaniczne hybrydy z przeszczepioną ludzką świadomością.
Do tej ostatniej grupy należy Wendy, dwunastolatka zamknięta w robotycznym ciele dorosłej kobiety, żyjąca wraz z podobnymi sobie dorosłymi-dziecięcymi osobnikami w odizolowanym ośrodku badawczym o znamiennej nazwie „Nibylandia”. Okazja do szybkiego osiągnięcia dojrzałości nadarza się z chwilą, gdy na Ziemi rozbija się statek przewożący Obcego i inne pozaziemskie istoty. Emocjonalnym sercem pierwszych dwóch odcinków jest właśnie wątek Wendy, dziecka o aparycji dorosłego, oraz jej relacja z bratem Hermitem – wojskowym lekarzem uwięzionym na miejscu katastrofy.
Od strony estetycznej serial zwraca uwagę przede wszystkim świadomym zderzaniem kontrastów: z jednej strony wielkie miasta, „Nibylandia” upozowana niemalże na rajski ogród i wyciszone emocjonalne momenty, z drugiej zaś ukochane przez fanów niedoświetlone korytarze, trzymające w napięciu skradanki i krwawy horror. Symboliczna jest tu zwłaszcza scena w której siedzący na szczytach wieżowców miliarderzy spierają się o sprawy biznesowe, podczas gdy w tym samym czasie szeregowi pracownicy ich firm toczą desperacką walkę o życie w walącym się budynku.
A jak wypada główna atrakcja, czyli sam Obcy? Przyznaję, że mam w tej kwestii mieszane odczucia. Kiedy ksenomorf przechodzi do działania, twórcy filmują go z odpowiednim namaszczeniem, a sceny kolejnych brutalnych mordów zainscenizowane są bez zarzutu. Z drugiej strony, wprowadzone tu hybrydy kosmicznego drapieżnika – choć pod względem designu prezentują się okazale – mogą potencjalnie okazać się jedynie efekciarskim i niepotrzebnym dodatkiem. Pozostaje mieć nadzieję, że Hawley i spółka nie popełnili tego samego błędu, co Fede Álvarez, i nie zmienili największego kosmicznego drapieżnika w pozbawione charakteru straszydło.
Na razie jednak serial Hawleya zapowiada się nader obiecująco. Na ten moment Obcy: Ziemia w intrygujący sposób poszerza znane nam z poprzednich odsłon uniwersum – twórcy nie tylko sprawnie pokazują świat przedstawiony, ale również zaludniają go wiarygodnymi postaciami. Nadchodzące tygodnie pokażą, czy to wystarczy, aby dorównać legendzie cyklu.