NOMADLAND. Wyzwolony żywot współczesnych koczowników
Można już chyba powiedzieć, że Chloé Zhao to dziś największa nadzieja Hollywood na ożywienie cokolwiek skostniałej reżyserskiej hierarchii. Nie dość, że jest kobietą, których wciąż w Fabryce Snów nie jest tak wiele, to jeszcze pochodzi z Chin, co przydaje jej osobie egzotycznej aury. I pomijając już mocno lansowane w branży filmowej standardy polit-popu, Zhao naprawdę jawi się jako przybyszka, która pojawiła się w USA, by odświeżyć tamtejszą kinematografię. Zapowiedzią tego był już Jeździec z 2017 roku, który rozbił bank indie nagród, ale czy Nomadland okaże się dla Zhao prawdziwym przełomem?
Jeśliby mierzyć przełomowość wyłącznie liczbą zdobywanych przez film laurów, należałoby na powyższe pytanie odpowiedzieć twierdząco. Nomadland otrzymało nie tylko Złotego Lwa podczas ubiegłorocznej, mocno okrojonej edycji festiwalu w Wenecji, ale w ostatnich tygodniach zgarnęło też najważniejsze laury na galach Złotych Globów oraz BAFTA, a to przecież najważniejsze oscarowe prognostyki. Należy się więc spodziewać, że ekranizacja reportażu Jessiki Bruder zdobędzie także co najmniej kilka nagród Akademii (ma sześć nominacji), w tym tę najważniejszą. Ale czy ewentualne zwycięstwo dzieła Chloé Zhao będzie triumfem zasłużonym? Odpowiedź na to pytanie nie jest już tak oczywista.
Nomadland to historia pięćdziesięciokilkuletniej Fern (świetna jak zawsze Frances McDormand), która po stracie pracy i śmierci męża decyduje się sprzedać cały, tak naprawdę niewielki dobytek i kupić małego kampera, którym podróżuje po Stanach w poszukiwaniu pracy. Poznajemy ją w momencie, gdy – podobnie jak wielu innych “bezmiejscowych” – rozpoczyna pracę w magazynie Amazona, by jakoś przetrwać zimę. Fern staje się częścią społeczności nomadów, którzy przemierzają Amerykę, imając się różnych zajęć i żyjąc z dnia na dzień. Nie mają stałego miejsca ani adresu, ale nie lubią, gdy nazywa się ich bezdomnymi, bo ich domem są vany, kampery czy przyczepy. Znają wszystkie największe kempingi w Stanach – na niektórych mają już przyjaciół, na innych zdarzało im się pracować, tak jak choćby Fern. Nomadzi tworzą społeczność łudząco przypominającą hipisowskie komuny, mimo że każdy z jej członków ma własne cztery kółka. Wśród bezmiejscowych także najważniejsze jest braterstwo i wzajemna pomoc, co mocno odróżnia ich od tych, dla których wciąż najważniejsza jest idea posiadania.
Nomadland to współczesna filmowa baśń o ludziach, których bardzo łatwo byłoby nazwać wykluczonymi, ale oni nie chcieliby być tak określani. Wciąż przecież pracują, tworzą społeczności i rodziny, cieszą się życiem – kto wie, czy nie bardziej niż ci uwiązani do domu z hipoteką. Najmocniejszą stroną filmu Zhao jest jego tematyka: dotąd nie wiedzieliśmy zbyt wiele o nomadach, a ich styl życia jest czymś oryginalnym i – paradoksalnie – odświeżającym. Tyle tylko, że sam pomysł i tematyka to jedynie połowa sukcesu. Nomadland tak naprawdę jest filmem, jakich w amerykańskim nurcie niezależnym co roku powstaje kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt. Kino drogi o bohaterce, która porzuca dotychczasowy styl życia, by przepracować traumę – o tym samym była choćby Dzika droga (2014) Jean-Marca Vallée, także zresztą wyróżniona przez Akademię dwiema nominacjami. Jasne, dzieło Zhao ma w sobie także dużą dawkę komentarza społecznego, ale czy krytyka bezdusznego kapitalizmu to w kinie amerykańskim coś nowego? Wydaje się, że Nomadland – poza bardzo wartościową możliwością wglądu w nieznaną szerzej, zwłaszcza z polskiej perspektywy, społeczność – nie oferuje niczego nowego.
Jeśli więc miałbym szczerze odpowiedzieć na postawione wcześniej przeze mnie pytanie – czy ewentualne zwycięstwo dzieła Chloé Zhao będzie triumfem zasłużonym? – musiałbym napisać: nie. To nie jest najlepszy film w stawce oscarowej, podobnie jak Zhao – bodaj najmocniej promowana dziś w Hollywood twórczyni – nie wykazała się najlepszą reżyserią. Ale wszystko wskazuje na to, że to właśnie ona i jej film zgarną Oscary w kluczowych kategoriach, bo Nomadland ma wszystko, co potrzebne do zwycięstwa – nośną tematykę, silnie wybrzmiewający komentarz społeczny, a przede wszystkim świetny lobbing.