search
REKLAMA
Nowości kinowe

Nimfomanka

Jakub Koisz

12 stycznia 2014

REKLAMA

nymphomaniac_ver16_xlgJuż w pierwszym akcie „Nimfomanki” widz jest wręcz atakowany metaforą wędkowania. Odnaleziona, sponiewierana przez życie i nieznanych jeszcze sprawców Joe musi wysłuchiwać, jak mężczyzna, który ją odnalazł, ciągle odnosi się do łowienia ryb. Seligman to intelektualista sprawnie posługujący się wiedzą i językiem, jednak metaforyka rybołówstwa to nie trop mający pomóc nimfomance Joe. Tu nie chodzi o łowienie facetów i orgazmów. Złowieni, wijący się w sieci w oczekiwaniu, co będzie dalej, jesteśmy my, krytycy i widzowie.

Sprawny rybak najpierw wybiera wędkę oraz przynętę. Najlepszą przynętą w świecie przemysłu filmowego jest dzisiaj kontrowersja. Cel? Grube, opasłe ryby, spasione, powolne, łapiące się na to, co świeci i kusi. Seks. Przynęta to ciekawa, wije się ponętnie, wyzwala feromony, pływa to tu, to tam, zostawia ślady i nie pozwala o sobie zapomnieć. Tańczymy, jak nam ten wędkarz, Lars Von Trier, zagra. Łykaliśmy jak szczupaki te wszystkie minimalistyczne plakaty przedstawiające cipkę stworzoną z nawiasów. Łykaliśmy newsy o tym, jakoby aktorzy „Nimfomanki” mieli naprawdę uprawiać seks na ekranie. Tańczyli duńscy krytycy, bawiąc się pomysłem zaczerpniętym z kampanii plakatowej filmu. Tańczą dzisiaj i polscy recenzenci, którzy nagłaśniają film, zanim jeszcze sami mogli go obejrzeć. Jesteśmy na haczyku. W czasie mojego seansu narybek w kinie był spory. Film zakończył się w krytycznym momencie, a ciąg dalszy tej historii nastąpi za trzy tygodnie. Lars Von Trier to to dobry wędkarz.

Paradoksalnie to właśnie ta ukryta ironia, wespół z ironią wynikającą bezpośrednio ze scenariusza, ratuje ten film. Mało tego – czyni go wręcz wyjątkowym. Ile to już razy słyszałem, że „Nimfomanka” jest moralitetem? A to niby czemu? Bo leżąca na łóżku, zakrwawiona bohaterka, mówi, że opowie Seligmanowi (który jest idealnym nośnikiem dla widza) historyjkę ku przestrodze? Joe może pieprzyć totalne bzdury tak samo mocno, jak pieprzyła mężczyzn. Nie o moralitet tutaj chodzi, bo nie widzimy sposobu, w jaki Seligman miałby pomóc kobiecie w zmianie perspektywy. Gdy przenosimy się do dzieciństwa Joe, widzimy wyraźnie, że cała ta nimfomania to pic na wodę – nie dostajemy studium tej przypadłości, a po prostu wyimek z hedonistycznego życia. Hedonizm jest zły, zdaje się mówić Von Trier, ale gdyby mówił to głośniej i wyraźniej, widzowie wyśmialiby go za truizmy i banały.

chapter_2_photo_by_Christian_Geisnaes

Na szczęście reżyser nie rości sobie praw do wytłumaczenia fenomenu uzależnienia od seksu. Nie musi zresztą, bo o przyczynach oraz skutkach seksoholizmu opowiadał nam już Steve McQueen we „Wstydzie”. Mimo to jest atrakcyjnie – dowiadujemy się, jak przekłada się ciąg liczb Fibonacciego na relacje międzyludzkie oraz jak to jest z polifonią u Bacha. Ciągle jednak mamy wrażenie, że w obu tych warstwach, metaforycznej i (z pozoru) realistycznej, Von Trier się nami bawi. Gdy dostrzeżemy, że coś w tej historii nie trzyma się kupy albo głośno parskniemy na sali kinowej ze śmiechu, bowiem jest to całkiem sprawna tragikomedia, scenariusz za chwilę nam dowodzi, że Von Trier przewidział naszą reakcję. Wiedział, że się zaśmiejemy, mimo że wcale nie jest to oczywiste. Ciągle rozładowuje atmosferę. Wiedział, że musi, a przede wszystkim wiedział, że i tak do kina pójdziemy. To granie na nosie widza zresztą trwa od początku do końca. Ja z seansu nie zapamiętałem tylko scen obciągania, kadrów z wielkimi i małymi penisami oraz spoconego tyłka Shii LeBeoufa. Wiadomo, że to powinienem zapamiętać, wszak na tym opiera się ów przynęta. Ale jednak nie. Jednak pamiętam groteskę w dialogach, krótkie przerywniki paradokumentalne oraz dziwaczne, jakby kręcone „z ręki”, zbliżenia.

hr_Nymphomaniac-_Part_One_23

Jako naturalistyczny ironista to wspaniały film. I dobrze zagrany, a owszem. Charlotte Gainsbourg jeszcze mało nam pokazała, bo sceny z dorosłą Joe zobaczymy dopiero w drugiej części, ale Stacy Martin grająca młodszą wersję spisuje się idealnie. Ten uśmieszek, zaciekawione, a jednocześnie nieobecne spojrzenie. Żal nam pewnego uwiedzionego w pociągu mężczyzny, któremu Joe oferuje seks oralny, a jednocześnie rozumiemy biedaka. To wszystko widać w spojrzeniu tej młodej aktorki. Ona by potrafiła. Stellan Skarsgård to zbyt oczywisty wybór do roli intelektualisty o nieco zdziwaczałych przyzwyczajeniach, ale sprawdza się jako nośnik dla widza. Shia LeBeouf gra swoją rolę z dystansem. Może nieco za dużym, wszak w końcu nie wierzymy, że to właśnie jemu tytułowa nimfomanka oddaje również serce, a powinniśmy. Warto wspomnieć również o Christianie Slaterze, który mimo że gra tutaj przeciętnie, dowodzi, że w wiek średni wchodzi jednak z klasą. Absolutne brawa należą się jednak Umie Thurman, grającej pewną zazdrosną żonę. To krótki segment tej opowieści, a dzięki groteskowości oraz grze doświadczonej aktorki – niezwykle emocjonujący i zabawny.

Właśnie. Zabawny. „Nimfomanka” jest bowiem komedią skąpaną w tragizmie życia, bliższą „Dogville” czy „Idiotom” niż nieudanemu „Antychrystowi”. To, jak bardzo w nosie ma Von Trier temat „poważnej analizy nimfomanii”, widzimy już w okraszonym muzyką Rammsteina wstępie. Ten sam kawałek rozbrzmiewa salę kinową wraz z napisami końcowymi. Nawias. Nawias, w który wpisany jest cały ten ironiczny film.

REKLAMA