Nieznajomy nad jeziorem
„Nieznajomy nad jeziorem” dzieje się w dwóch zamkniętych światach – z jednej strony mamy szukającą uniesień, mocno hermetyczną grupę gejów, z drugiej świat przyrody. Wszystko odbywa się z dala od miasta, kobiet i nawyków kina głównego nurtu, a Alanowi Guirauide udaje się przekwalifikować realistyczne kadry w metaforyczną opowieść o śmierci i pożądaniu.
W filmie pojawia się mnóstwo scen homoseksualnych zbliżeń, jest to seks ujęty bardzo bezpośrednio – bez zwierzęcego naturalizmu Bruno Dumonta, gorącej namacalności Abdellatifa Kechiche, czy formalnej brawury Xaviera Dolana. Mężczyźni odpoczywający nad jeziorem nie kryją swoich zamiarów i na łonie przyrody chcą skanalizować wszystkie swoje popędy oraz oddać się dzikim namiętnościom. Każdy z nich rozkłada swój ręcznik, rozbiera się do naga i szuka bratniej duszy albo kochanka. Cały ten erotyczny kosmos rozgrywa się pomiędzy trzema żywiołami: lasem, jeziorem i plażą, pośród których wplecione zostają kolejne: pożądanie, śmierć i potrzeba bliskości.
Fabuła filmu jest niezmiernie prosta. Frank (Pierre de Landonchamps) kolejne lato zamierza spędzić w gejowskim światku zbierającym się nad wodą. Poznaje samotnego, dosyć miłego i bardzo nieśmiałego Henriego (Patrick d’Assumcao), z którym szybko nawiązuje bezinteresowną przyjaźń oraz Michela (Christophe Paou) – mężczyznę stanowiącego odpowiedź na wszystkie jego fantazje, otoczonego aurą tajemniczości, z bujnym wąsem i pięknym ciałem. To bóstwo spod znaku Freddiego Mercury’ego ma jednak kilka mrocznych oblicz i tajemnic, które staną się motorem napędowym całego filmu.
Kluczowe dla głównego bohatera jest rozdarcie, które Alan Guirauide umiejscawia w kolejnych symbolach jego intymności. W dzień, kiedy na nasłonecznionej plaży kumuluje się napięcie erotyczne, Frank krąży pomiędzy przystojnym wąsaczem będącym w tej opowieści bunuelowskim mrocznym przedmiotem pożądania a poczciwym i trzymającym się zawsze na uboczu Henrim. Las stanowi miejsce nieposkromionej energii seksualnej, na plaży odbywają się swego rodzaju gody i oczekiwania, woda zaś jest najbardziej tajemnicza i nieobliczalna – to w niej Frank udaje się w desperacką pogoń za kochankiem, to ona skrywa i wyzwala mroczne sekrety i instynkty. Zmierzch zawsze oznacza koniec gejowskich rytuałów – trzeba wrócić do domu i zmierzyć się z pustym łóżkiem.
Podczas balansowania pomiędzy kolejnymi żywiołami, poczuciem bezpieczeństwa i bliskości a szukaniem zwierzęcych spełnień, dochodzi do morderstwa i to sex story zyskuje elementy pełnoprawnego thrillera, który podsyca seksualny niepokój bohaterów. W kameralnym środowisku plażujących się gejów reżyser stworzył pełną napięcia erotycznego opowieść, którą czytać można na wielu poziomach, która uwodzi swoją lekkością i bezpośredniością, a także po prostu bawi subtelnymi żartami i nieoczekiwanym tworzeniem dystansu do bohaterów. Właśnie w tej sprawności do łączenia różnych elementów w poetyce kina niezależnego jest największy atut „Nieznajomego nad jeziorem”.
Niektórzy na widmo śmierci krążące nad rozpaloną seksualnie plażą nakładają opowieść o wirusie HIV, który ciągle mocno utożsamiany jest ze środowiskiem gejowskim. Byłby to trzeci, po również canneńskim „Wielkim Liberace” oraz oscarowym „Witaj w klubie”, film poruszający tym problem. Soderbergh w swoim obrazie stał się skrupulatnym biografem, który ze świecącego blichtru i niszczejącego ciała stworzył obraz epoki, „Witaj w klubie” stało się okazją dla zapadających w pamięć kreacji aktorskich i opowieści o amerykańskim humanizmie, Guirauide natomiast stworzył film, który za nic nie chce się podporządkować; skacze pomiędzy żywiołami i od gejowskiej rzeczywistości ucieka do uniwersalnej opowieści o pożądaniu. I to jego największa siła.