search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

Niewierni

Radosław Pisula

15 października 2012

REKLAMA

Najnowsza produkcja pochodząca z ojczyzny kina to antologia (która jeszcze kilka miesięcy temu była zapowiadana w naszym kraju pod absurdalnym tytułem "Ślubuję Ci miłość, wierność i…"). Składa się z kilku segmentów, których wspólnym tematem jest męska niewierność i jej konsekwencje. Z tego powodu pod projektem podpisało się aż siedmiu twórców – w tym oscarowi Michael Hazanavicus i Jean Dujardin. Co ciekawe, w gronie autorskim znajduje się tylko jedna kobieta. Z tego powodu film, jak i związana z nim francuska kampania reklamowa wywołały spore kontrowersje ze względu na domniemany szowinizm, jakim pozornie epatuje produkcja. Czy tak jest naprawdę?

Mimo protestów feministek i rzucanych w stronę filmu oskarżeń, to mężczyźni okazują się w tym obrazie przegranymi. Tak, kobiety są przez nich traktowane przedmiotowo, oszukiwane i zdradzane, ale żaden samiec nie wychodzi na tym dobrze. Oglądamy smutną degrengoladę panów w średnim wieku, którzy oprócz pieniędzy nie mają nic innego do zaoferowania. Poszukują nowych przygód z przebojowymi i rozkwitającymi dopiero partnerkami, ale nic nie zyskują. Może uda im się zaciągnąć do łóżka młodziutką dziewoję, ale siwych włosów bohaterom od tego nie ubędzie i koniec końców wrócą do pustego mieszkania, żeby zjeść odmrożoną pizzę. Albo do żony, której nie mogą spojrzeć w oczy. Mimo sztafażu komediowego film skrupulatnie oddziera męskość z mitologii, pokazując, że niektóre duże dzieci nigdy nie znajdą w sobie siły aby dorosnąć.

 

W „Niewiernych” kolejną fenomenalną rolę zalicza Dujardin. Świetny jako parodia Jamesa Bonda w serii „OSS 117” i jako gwiazdor kina niemego w „Artyście”, tym razem wciela się w kilka diametralnie różnych postaci i za każdym razem jest niesamowicie naturalny. Mimo że aktor i jego uśmiech stali się już pewnym symbolem, kojarzonym z konkretnym typem roli, to Francuz idealnie odnajduje się w odmiennych tematycznie segmentach filmu – tak samo wiarygodnie odgrywa szarmanckiego szowinistę, sfrustrowany seksualnie i nieporadny obiekt kpin, szalonego imprezowicza, pozornie przykładnego ojca czy kuriozalnego biznesmena. Wtóruje mu Gilles Lellouche, który również wciela się w kilka różnych postaci. Ma mniej charyzmy od Dujardina, ale spełnia swoje zadania – szczególnie w epizodzie, który pokazuje brutalne starcie pokoleniowe. Takie ujednolicenie całej męskiej płci – za pomocą facjat dwójki aktorów – wypada ciekawie w konfrontacji z ciągle zmieniającymi się wizerunkami kobiet.  

Całościowo francuski film funkcjonuje w taki sam sposób jak żart opowiadany w czasie jego trwania przez jedną z postaci. W jakiś sposób stara się zainteresować, rozwija pewien pomysł, ale cały czas coś staje mu na drodze do puenty (bo ironicznego puszczania oka do widza w finale i zbanalizowania niewierności za taką uznać nie można). Fabuła jest rozrzedzona jak drinki w tanich knajpach, a rozmowy to głównie bełkot napalonych samców, którzy mierzą penisy za pomocą samochodów. Ciężko tu komukolwiek kibicować.  

Również sama reklama filmu w naszym kraju jest karygodna. Powoływać się w tym momencie na to, że mamy do czynienia z dziełem twórców „Artysty” i „komedią roku” (jak każdy zagraniczny film) jest kosmicznie naciągane. „Niewierni” starają się być komedią tylko chwilami – które zazwyczaj i tak wypadają żenująco. Chyba, że bawi kogoś np. pies z prezerwatywą w zębach. W przeważającej części mamy do czynienia z filmem, który całkiem poważnie stara się przedstawić współczesny problem. Nie do końca umiejętnie, ale przynajmniej próbuje, czego nie można powiedzieć o warstwie komediowej. Jedynie segment poświęcony spotkaniu anonimowych niewiernych usiłuje rozbawić widza, przez co – jak na ironię – odstaje klimatem od reszty filmu.

„Niewierni” poruszają ciekawy temat, ale ogólne wykonanie pozostawia dużo do życzenia. Jak to w każdej „niegrzecznej” francuskiej komedii, ekran wypełnia duża ilość wyeksponowanych piersi i scen, które nie martwią się cenzurą. Jednak żadna ilość golizny nie jest w stanie ukryć mielizny fabularnej. Można zobaczyć w ramach ciekawostki, ale tylko w domowym zaciszu. Odradzam wyjście do kina. 

Panowie: warto przekonać się, ile można stracić na próbach powrotu do młodości, jak bardzo można się upodlić i jak cierpią przez nas wartościowe osoby, na które nie zasługujemy.

Panie: możecie sobie odpuścić „Niewiernych”. Niczego gorszego się już o mężczyznach nie dowiecie, a zgaduję, że wątpliwą przyjemność sprawia oglądanie zezwierzęconych samców, którzy żebrzą o kawałek piersi.

REKLAMA