NIEPOSŁUSZNE (Nowe Horyzonty 2018)
Sebastián Lelio w swoim najnowszym filmie opowiada historię, która momentalnie przywodzi na myśl oscarową Fantastyczną kobietę. Chilijczyk ponownie mierzy się z tematami wykluczenia, łamania tabu, uprzedzenia, determinacji oraz, co najważniejsze, nieszczęśliwej i zakazanej miłości. Nie powtarza się jednak i w Nieposłusznych obiera inną drogę. Niestety. Rezygnuje z wyrazistości i intensywności swojego poprzedniego filmu na rzecz bezbarwności i powściągliwości.
Reżyser zdecydował się na śmiały ruch, umieszczając swoją najnowszą historię w kręgach ortodoksyjnego środowiska żydowskiego. Jej główna bohaterka, Ronit (Rachel Weisz), podobnie jak Marina Vidal z Fantastycznej kobiety musi zmierzyć się ze stratą bliskiej osoby. Po długiej nieobecności wraca w rodzinne strony na pogrzeb ojca – szanowanego rabina. Jej przyjazd spotyka się jednak z chłodnym przyjęciem żydowskiej społeczności. Musi zmierzyć się nie tylko z żałobą, ale i z dawnymi urazami oraz niechęcią rodziny, którą opuściła dawno temu. Jedyną osobą, która wydaje się cieszyć z obecności gościa, jest jej przyjaciółka z młodości – Esti (Rachel McAdams). Z czasem okazuje się, że kobiet nie łączyła jedynie przyjaźń, ale silne, namiętne uczucie – niezgodne z dogmatami rygorystycznego środowiska. Niezależna i wyzwolona Ronit wywraca uporządkowane życie zamężnej Esti do góry nogami, gdy daje o sobie znać dawna czułość.
Zakazana miłość rozbudza się w domu fundamentalistycznych Żydów. Choć kobietom grozi publiczne znieważenie, nie potrafią dłużej trzymać na wodzy swoich pragnień. Między kobietami tworzy się ożywcze, impulsywne uczucie. I choć Ronit nie ma nic do stracenia, jej ukochana, decydując się na romans, ryzykuje utratę męża, rodziny i szacunku środowiska, w którym, choć stłamszona, żyje od początku. Tragizm bohaterek sprawia, że ich relacja staje się niebezpiecznie emocjonująca. Zdecydowanie pomaga w tym popis aktorski Weisz oraz McAdams. Aktorki kreują odmienne osobowości, które w chwilach najwyższej namiętności idealnie się uzupełniają. Niepewność wprowadza także postać Dovida (Alessandro Nivola). Mąż Esti opiekuńczo czuwa nad żoną, wyczuwając narastającą chemię między dawnymi przyjaciółkami. Cała akcja dzieje się w uporządkowanym, zdystansowanym świecie ludzi oddających się głównie tradycji i wierze. Ta gęsta powaga i napięta atmosfera sprawiają, że tytułowe nieposłuszeństwo bohaterek staje się jeszcze bardziej niebezpieczne, ale i niezwykle podniecające.
Niespokojny, ekscytujący nastrój filmu trwałby, gdyby nie fakt, że Lelio popada nagle w bolesny marazm i nudę. Akcja filmu nagle spowalnia, a na ekranie widzimy te same powtarzalne gesty i pocałunki. Romans Ronit i Esti nie porusza się w żadnym kierunku. Widzom staje się w końcu obojętne, jak się zakończy, jeśli same bohaterki nie wiedzą, co z nim uczynić. Brak tutaj rosnącego napięcia i żywych emocji, które chociażby Fantastycznej kobiecie towarzyszą do końca. Reżyser nie wykorzystał potencjału surowego otoczenia, w którym osadził historię. Społeczność skupiająca się wokół kobiet milczy, nie robiąc nic prócz bycia tłem dla zakazanego romansu. Z czasem to nie wystarcza, by utrzymać wysoki poziom dramaturgii. Szczególnie mając na uwadze pokorną mowę Dovida w synagodze oraz to, co nastąpiło po niej. Zakończenie filmu pozbawione jest wyrazistości i pozostawia spory niedosyt. Cały ładunek emocjonalny dzieła stopniowo gaśnie.
Choć niezwykle intrygująco i ciekawie wypadło zgłębianie w filmie tradycji i kultury żydowskiej, wykorzystane ponadto w historii o lesbijskiej miłości, a aktorstwo głównych bohaterek stoi na naprawdę wysokim poziomie, film Sebastiána Lelio nie jest się w stanie obronić. Głównie dlatego, że budził naprawdę wysokie oczekiwania, a spełnił je tylko do połowy. Nieposłuszne miały być filmem, który w przemyślany sposób opowie o szkodliwym wpływie tradycji i religii na wolność i niezależność człowieka. Wpadł jednak w bolesną pułapkę banału i sztampowości.