NIEPOKALANA. Cudów nie ma, ale jest Sweeney [RECENZJA]
Historia chrześcijaństwa skąpana jest we krwi, cierpieniu oraz niezwykłym poświęceniu wielu oddanych tej wyznaniowej wspólnocie ludzi. Jedną z ważniejszych wczesnochrześcijańskich męczennic Kościoła katolickiego i prawosławnego jest święta Cecylia. Cecylia urodziła się i żyła w III wieku w Rzymie. Według podań i legend była olśniewająco piękną kobietą. Przed zawarciem związku małżeńskiego z poganinem złożyła śluby czystości i przez całe swoje życie ich nie złamała. W czasie rzymskich prześladowań chrześcijan, podczas których bezskutecznie namawiano Cecylię do odstąpienia od wiary, kobieta poddawana była torturom (m.in. próbowano ją „ugotować” w łaźni). Cecylia zmarła na skutek wykrwawienia się po tym, jak kat zadał jej trzy uderzenia toporem w szyję. Cecylia to również imię głównej bohaterki produkcji Michaela Mohana Niepokalana. Przypadek? Nie sądzę!
Zwłaszcza że wspomnianą we wstępie świętą oraz filmową zakonnicę graną przez Sydney Sweeney łączy całkiem sporo (przede wszystkim dziewictwo). Cecylia z najnowszego tytułu w filmografii Mohana to młoda, atrakcyjna, ale też niewinna Amerykanka, która uważa, iż Bóg dał jej w życiu jeszcze jedną szansę. Gdy była nastolatką, załamał się pod nią lód na rzece i w wyniku podtopienia oraz przemarznięcia przez kilka minut znajdowała się w stanie śmierci klinicznej. Po odzyskaniu sił po tym traumatycznym wydarzeniu Cecylia postanowiła oddać życie Bogu. Ze względu na zamknięcie parafii, do której należała, dość niespodziewanie zaproszono ją do złożenia ślubów zakonnych we włoskim klasztorze położonym niedaleko Rzymu. Amerykańska nowicjuszka nie mogła przepuścić takiej okazji. Wszak bycie zakonnicą w Italii, oznacza bycie jeszcze bliżej Chrystusa. Niebawem po złożeniu przez Cecylię ślubów (w tym cielesnej czystości) okazuje się, że ta jest w ciąży. Badania miejscowego lekarza wskazują, że dziecko, które nosi młoda zakonnica, nie jest jednak wynikiem seksualnego zbliżenia. Czyżby Bóg pozostawił siostrę Cecylię przy życiu, aby za pośrednictwem jej ciała Jezus Chrystus ponownie przyszedł na świat?
Pozostawienie powyższego opisu Niepokalanej bez wspomnienia o tym, że zawiera charakterystyczny dla kina grozy prolog (przerażającą i ostrzegającą retrospektywę), byłoby jednak błędem i mogłoby doprowadzić do sytuacji, w której niektórzy czytelnicy niniejszej recenzji udaliby się na film Mohana przeświadczeni o tym, iż będą mieli do czynienia z jakimś klasztornym melodramatem. Ostrzegam zatem: Niepokalana to horror (tak naprawdę nazwałbym go jednak thrillerem), który nie odwraca wzroku od przemocy. Zaskakująco sporo tu połamanych kości, wyrwanych paznokci, pękniętych czaszek i litrów krwi. Wielu fanom kina grozy zapewne zaświeciły się właśnie oczy. Skoro w Niepokalanej znajdują się elementy gore, a akcja filmu rozgrywa się we Włoszech, to zapewne przeszedł wam przez myśl termin giallo, prawda? Doskonale! Uspokójcie się jednak, proszę, bo w rzeczywistości produkcja Michaela Mohana to zlepek wielu charakterystycznych elementów dla horroru jako gatunku w ogóle. Niepokalana to zatem takie mruganie kaprawym okiem do miłośników wspomnianego giallo, ale także fanów slasherów, nurtu nunsploitation, a nawet wyznawców tzw. kina satanistycznego. Na kilku poziomach połączenie to działa całkiem sprawnie, na innych jednak zupełnie nie wypaliło. Problemem Niepokalanej jest bowiem pełen absurdalnych założeń scenariusz, przez który wiele sytuacji widz powinien sobie samodzielnie wyjaśnić, a postaci z drugiego planu potraktowane są zupełnie po macoszemu (zwłaszcza niedorzeczny główny antagonista). Niedopowiedzenia nie byłyby złe, gdyby nie rodziły tutaj kolejnych pytań niesprzyjających osiągnięciu pełnej satysfakcji z krótkiego, bo zaledwie 89-minutowego seansu filmu.
Zarówno za sprawą swojej przedostatniej produkcji (Kiedy nikt nie patrzy, 2021), jak też Niepokalanej reżyser Michael Mohan jawi się odbiorcom jako twórca chętnie sięgający po gotowe kinematograficzne schematy oraz klisze. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Szkoda jednak, że wynika z tego niewiele nowego, świeżego. W przypadku recenzowanego horroru jego twórcy odnieśli się więc do chętnie wykorzystywanej wcześniej w gatunku ikonografii religijnej. I choć autor zdjęć do Niepokalanej Elisha Christian dwoi się i troi, aby wprowadzić do filmu stylową atmosferę, to właściwie nic nowego ponadto nie otrzymujemy. Przynajmniej do trzeciego aktu obrazu. Ostatnie mniej więcej 20 minut produkcji Mohana jest bowiem istną jazdą bez trzymanki i czymś tak zaskakująco satysfakcjonującym, że ostateczna ocena całej pracy jej twórców wzrasta o co najmniej jeden punkt. Poza operatorem największa w tym zasługa Sydney Sweeney, którą w przypadku gdyby Niepokalana była lepszym filmem, z miejsca okrzyknięto by królową krzyku (scream queen). Zdaję sobie sprawę, iż niektórzy mogą czuć przesyt jej osobą w ostatnich miesiącach, ale nie sposób nie zauważyć, że ta zaledwie 26-letnia aktorka obdarzona jest ogromnym talentem, a rola siostry Cecylii to kolejny na to dowód.
Niepokalana to strasznie nierówny horror. Zupełnie jakby pracowały przy nim osoby będące na różnym poziomie zaawansowania w dziedzinie kinematografii, a także pod względem wrażliwości i wiedzy. To film, który chciałby opowiadać o problemie religijnej traumy, ale jest w tym zbyt bezpośredni. To film, który chciałby punktować mizoginię chrześcijańską, ale zamiast ją piętnować, bierze ją za pewnik. To wreszcie film, który chciałby stać po stronie kobiet w kwestii ich cielesnej autonomii, ale gdyby nie Sydney Sweeney zapewne w ogóle by ta sprawa nie wybrzmiała (a na pewno nie tak głośno).