NEXT. Nicolas Cage w science fiction opartym na opowiadaniu Philipa K. Dicka
Tekst z archiwum film.org.pl (11.08.2007).
Tego lata trudno narzekać na brak filmowych atrakcji. Pojawia się sporo długo oczekiwanych premier i w większości przypadków są to bardzo solidne produkcje, niejednokrotnie będące czymś więcej niż letnim “wypełniaczem”. Pośród tych wszystkich znakomitości musi się jednak pojawić jakiś potworek. Next jest produkcją, której oczywiście nie można traktować poważnie, ale nawet z przymrużeniem oka wywołuje ona zażenowanie i więcej niezamierzonego śmiechu niż powinna. Trochę w duchu niedawnego Deja Vu Tony’ego Scotta, Next również tematycznie oscyluje wokół podróży w czasie. Za fundament tego projektu posłużyło opowiadanie “Złoty człowiek” Philipa K. Dicka.
Next opowiada historię występującego i mieszkającego w Las Vegas drobnego iluzjonisty, Franka Cadillaka (Nicolas Cage), który posiada zdolność przewidywania własnej przyszłości. Frank widzi dwie minuty w przód, co jest jednocześnie błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Swoją zdolność wykorzystuje podczas występów na scenie, jako jedyną rzecz mającą znamiona magii i jednocześnie najbardziej zapadającą w pamięć widzom spektaklu. Wydaje się, że mimo posiadania niezwykłej zdolności, jego życie jest nudne jak flaki z olejem, czas między występami spędza w kasynie lub przy kieliszku w barze. Okazuje się jednak, że Frank ma jakiś cel. W powtarzającym się śnie widzi dziewczynę wchodzącą do pewnej przydrożnej knajpki o konkretnej porze dnia. Głęboko wierzy, że wyśnione dziewczę jest mu przeznaczone i codziennie o tej właśnie porze przesiaduje w owej knajpce i czeka na przybycie wybranki. I pewnego dnia zjawia się piękna niewiasta – Liz (Jessica Biel), dokładnie tak jak w snach, jednak Frank, mimo swych niezwykłych umiejętności, nie domyśla się, że jej przybycie niesie ze sobą same problemy. Mniej więcej w tym samym czasie próbuje go odnaleźć agentka FBI, Callie Ferris (Julianne Moore), która za wszelką cenę chce powstrzymać atak terrorystyczny bliżej nieokreślonej grupy ludzi mówiących po francusku i niemiecku. Z nieznanych powodów chcą oni zdetonować na terenie USA ładunek jądrowy.
Wiadomo nie od dziś, że nazwisko Dicka nie stanowi żadnej gwarancji w świecie filmu. Pozbawieni litości twórcy potrafią zdusić każdy oryginalny pomysł, każde nietuzinkowe rozwiązanie czy problem, jaki przedstawia autor. W wyniku tego dostajemy przeważnie kiepski film akcji, bądź rozwleczony dramat, lub coś innego, równie słabego. Next jest właśnie takim filmem. Przede wszystkim jest bardzo schematyczny, na zdolnościach głównego bohatera jakakolwiek świeżość się kończy. Pozostałe elementy są ułożone w sposób tradycyjny, następstwo pewnych wydarzeń jest oczywiste. On prowadzi nudne życie w oczekiwaniu na miłość, a gdy ona nadchodzi, pojawia się ktoś, kto będzie mu chciał przeszkodzić. Następnie przez większość filmu nowo poznana para ucieka – do czasu, gdy okazuje się, że na rzeczy jest obrona ojczyzny. Wszystko podane jest na tacy jak małemu dziecku, motywy, którymi kierują się bohaterowie nie budzą żadnych wątpliwości, w warstwie fabularnej nie ma tak naprawdę nic wciągającego. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniają płaskie jak kartka papieru postacie.
Przewidywalność to nie jedyny zarzut. Inny problem stanowi kluczowe “widzenie przyszłości” przez Franka. Co prawda są to tylko dwie minuty, ale jak się okazuje dwie minuty czasami wystarczają, by zrobić niemal wszystko. Przez to pojawiają się takie idiotyzmy jak scena, w której Frank wybiega dwie minuty naprzód kilkanaście razy pod rząd i za każdym sprawdza inną część statku, dzięki temu, nie ruszając się z miejsca, w ciągu kilku sekund przeszukuje kilka pokładów. O ile jest to wytłumaczalne i w zadanej historii możliwe, to cały zabieg jest kompletnie bezsensowny, bo nie dość, że nie wnosi nic do fabuły, to jeszcze wybija z rytmu. Bo jeśli zdolność głównego bohatera jest tak daleko rozwinięta, to skąd się biorą jego problemy? Ponadto główny bohater okazuje się być niezwykle sprawnym fizycznie mistrzem walk wręcz. Uzbrojonych po zęby terrorystów rozkłada jednym palcem, jeśli dodać do tego omijanie lecących pocisków, otrzymujemy rzecz kompletnie nie do przełknięcia. Tak jakby wiedza o tym, co ma nastąpić, implikowała odpowiednią reakcję – widocznie dla twórców był to mało znaczący drobiazg.
Tyle psioczenia na treść filmu, która pozornie zdaje się być bardzo atrakcyjna. Prawdę mówiąc, pierwsze kilka minut jest nawet znośne, a pierwsze spotkanie Franka i Liz w restauracji nawet zabawne (próbuje on zagadnąć ją na kilka różnych sposobów, a ona jakby przeczuwając to, za każdym razem odmawia mu towarzystwa). Twórcy przygotowali jednak jeszcze jedną niespodziankę i nie będę ukrywał, że była ona dla mnie największym zaskoczeniem. Efekty specjalne w Next to szczyt tandety i wizualnego badziewia. Właściwie wszystko co cyfrowe na ekranie prezentuje się strasznie sztucznie, a jest to głównie martwa natura. Film nie zawiera elementów wymagających od grafików wyjątkowej kreatywności, nie wymaga cyfrowej rewolucji, czy pisania specjalnych systemów. Wszystko, co obserwujemy, to sceny praktykowane już w kinie i wykonanie ich nie powinno przysporzyć specjalistom żadnych problemów. A jednak całość sprawia wrażenie zrobionego na odwal się, w pośpiechu. Co ciekawe, jedną z firm, która maczała palce w “upiększaniu” filmu było Industrial Light & Magic – tym bardziej dziwi taki efekt końcowy.
Mogło być naprawdę nieźle, taka historia to żyła złota. Można ją rozwinąć praktycznie w dowolnym kierunku i tym samym można zahaczyć o różne gatunki filmowe. Jednak zamiast filmu stawiającego przeznaczenie w nowym świetle, otrzymujemy bolesny banał i kiepski film akcji w jednym. Przeciętnie zagrany, fatalnie zrealizowany, pełen niepotrzebnych scen, idiotycznych dialogów i tajemniczych terrorystów mówiących po francusku i niemiecku.