NARWIK. Dramaty moralne w cieniu pierwszej porażki Hitlera
Historia II wojny światowej jest – niestety – tak bogata, że pewnie i w stulecie jej wybuchu wciąż będą istnieć wątki, których filmowcy jeszcze nie zekranizowali. Takim właśnie nieprzeniesionym jeszcze na ekran epizodem z tamtych czasów była bitwa o Narwik, która trwała w niewielkim norweskim porcie między kwietniem a czerwcem 1940 roku. Opowieść o heroizmie lokalnej społeczności i połączonych sił alianckich zrealizować postanowił Erik Skjoldbjærg, a za jego globalną dystrybucję zabrała się pewna platforma streamingowa z czerwonym N w logotypie.
Narwik zadebiutował w kinach w Boże Narodzenie 2022, niespełna miesiąc przed premierą na Netfliksie, ale to wystarczyło, by historia oddanego kaprala Gunnara Tofte (Carl Martin Eggesbø) i jego żony Ingrid (Kristine Hartgen) stała się najchętniej oglądanym norweskim filmem 2022 roku. Widzów musiała zainteresować przede wszystkim wojenno-patriotyczna tematyka, bo w obsadzie zabrakło czołowych lokalnych aktorów (kojarzyć możemy chyba jedynie Stiga Henrika Hoffa, wcielającego się w ojca Gunnara), a i sam Erik Skjoldbjærg, który niegdyś zasłynął z przeszczepionej potem do Hollywood Bezsenności (1997), od lat nie należy do ścisłej czołówki norweskich filmowców. To wiele mówi o tym, jaką produkcją jest Narwik – nie chodziło tu bowiem o stworzenie wojennego blockbustera obsadzonego gwiazdami lokalnego kina, lecz o przeniesienie na ekran ludzkich dramatów wywołanych nazistowską napaścią na spokojne, portowe miasteczko w północnej Norwegii.
Z reguły filmy opowiadające o konkretnej bitwie przedstawiają wydarzenie rozgrywające się na przestrzeni kilku, może kilkunastu dni Narwik zaś obejmuje okres aż dwóch miesięcy. Gunnara Tofte poznajemy, gdy zostaje relokowany do koszar w pobliżu swej rodzinnej miejscowości, gdzie zostali jego ojciec, żona Ingrid i synek Ole. W powietrzu czuć już napięcie związane z coraz bardziej realną agresją ze strony III Rzeszy, ale dowódca udziela Toftemu pozwolenia na kilkunastogodzinną przepustkę ze względu na urodziny syna. W towarzystwie najbliższych czas płynie błyskawicznie, a gdy spóźniony Gunnar pospiesznie wraca do jednostki, zastaje swoich kolegów z jednostki w militarnym klinczu z wojskami nazistów. Wówczas nie dochodzi jeszcze do eskalacji, ale gdy Norwegowie wysadzają most uniemożliwiający Rzeszy wykorzystanie rudy żelaza transportowanej ze Szwecji, rozpoczyna się jedna z największych bitew od czasu inwazji wojsk hitlerowskich na Polskę. Gunnar i jego rodzina zostają rozdzieleni – podczas gdy on wraz z towarzyszami broni prowadzi działania wojenne z pobliskich gór, Ingrid musi odnaleźć się w Narwiku będącym teraz pod kontrolą nazistów.
Narwik większość czasu poświęca na ten narracyjny rozdźwięk – choć na froncie niebezpieczeństwo nigdy nie ustaje, wydaje się, że Ingrid, manewrująca między nazistami a ukrywającymi się w Narwiku aliantami, wystawia się na jeszcze większe zagrożenie. Pracując w hotelowej restauracji, służy nazistom jako tłumaczka, pomagając jednocześnie przebywającym w miasteczku brytyjskim dyplomatom. Podejmuje ogromne ryzyko, ale gdy zostanie postawiona przed dylematem przypominającym ten z Wyboru Zofii, będzie zmuszona dokonać wyboru, który przyniesie ze sobą tragiczne konsekwencje. I właśnie w postaci Ingrid, jej tragicznych przeżyciach i tym, jak sobie z nimi radzi, tkwi największa siła Narwiku – nie sceny batalistyczne i symbole żołnierskiego poświęcenia są tu najważniejsze, ale wytrwałość tej młodziutkiej jeszcze kobiety, która doskonale rozumie, co jest jej największą powinnością. Skjoldbjærg stawia na szali patriotyzm, poczucie obywatelskiego obowiązku i ludzkie wartości, pokazując, że w chwilach największego kryzysu to nie państwo czy naród, ale najbliższa nam jednostka społeczna okazuje się najważniejsza.
Narwik to kino wojenne z prawdziwego zdarzenia – ewokujące skrajne emocje, uświadamiające w jak ekstremalnych sytuacjach musieli odnajdywać się niewinni ludzie. Film Skjoldbjærga ma ogromną wartość poznawczą, ale też czysto humanistyczną – pozwala skupić się nie na pomnikowym bohaterstwie, lecz przyziemnych postawach, które z powodzeniem mogłyby posłużyć za odpowiedź na pytanie: a jak ja zachował(a)bym się w wojennej rzeczywistości? I już wywołanie tej skromnej, ale ważnej refleksji należy uznać za bezdyskusyjny sukces Narwiku.