search
REKLAMA
Nowości kinowe

Namiętność

Bolesław Dochuński-Duchoński

11 kwietnia 2014

REKLAMA

Passion-PosterBrian De Palma i jego „Namiętność” („Passion”) wkraczają do polskich kin bardzo późno, chociaż być może byłoby lepiej, gdyby nie wkroczyli do nich wcale. Tak duży poślizg czasowy polskiej premiery filmu w stosunku do jego premiery światowej jest jednak na tyle zbawienny w skutkach, że godny najszczerszych podziękowań, jakie niewątpliwie należą się z tego tytułu rodzimym dystrybutorom. Bo dzięki ich opieszałości powodowana seansem gorycz rozczarowania jest jakby bardziej do zniesienie teraz, niż mogłaby być w ogóle do zniesienia kiedyś, czyli grubo ponad rok temu, na gorąco, zaraz po światowej premierze „Namiętności”.

Dlatego dziękując w/w za ulgę w cierpieniu, jednocześnie na chłodno i bez emocji odniosę się do tego, co trafiło do kin, a co tak naprawdę powinno od razu trafić na dvd, najlepiej jako darmowy dodatek do jednego z licznych tygodników kobiecych, zalewających polskie gospodarstwa domowe masą dobrych i nikomu niepotrzebnych rad.

Za sprawą „Namiętności” wnikamy w świat wielkiego biznesu i wielkich korporacji, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem i gdzie gra pozorów jest tylko grą pozorów, a nie prawdą, skrzętnie skrywaną za misternie tkanymi intrygami. Tu kłamstwo skrywa kolejne kłamstwo, a dobre intencje stanowią prostą drogę do piekła, gdzie robią za kostkę brukową, splamioną krwią niewinnych ofiar własnej naiwności. Nie ma złudzeń i nadziei dla nikogo, nie ma niepokalanych, są tylko pokonani, a sprawiedliwość nie jest udziałem nikogo, co oznacza, że nie jest po żadnej i po niczyjej stronie.

pass

Brzmi groźnie? Spokojnie, w filmie De Palmy strach ma wielkie oczy, w dodatku ślepe na potrzeby spragnionego dreszczyku emocji widza. Reżyser w charakterystyczny dla siebie sposób (sprawne operowanie światłem, spokojna praca kamery czy podział ekranu na pół) tworzy wprawdzie poprawną inscenizacyjnie strukturę, tyle, że nie osnuwa wokół niej niczego, co można by nazwać pełnokrwistą i wciągającą fabułą.

Dom bez fundamentów, Kościół bez Boga, ciało bez duszy – tak właśnie wygląda nowe dzieło De Palmy, stworzone zresztą na obraz i podobieństwo innego dzieła, niekoniecznie lepszego, ale na pewno nie gorszego. Mowa tu o francuskim filmie z 2010 roku pt. „Crime d’Amour”, w oparciu o który De Palma zrealizował swój wyjątkowo beznamiętny remake. Bo spójrzmy prawdzie w oczy: tytułowej namiętności jest w filmie tyle, co kot napłakał. Owszem, mamy tu trochę erotyki, a raczej czegoś, co można by nazwać erotyką, tylko co z tego, skoro erotyka sama w sobie nie jest tożsama z namiętnością?

passion01

Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz. A żeby chcieć naprawdę naraz, nie można chcieć naraz na niby, tak jak tego chcą główne bohaterki filmu, czyli Christine (Rachel McAdams) i Isabelle (Noomi Rapace). One nawet nie udają, że jest między nimi jakaś chemia, w związku z czym my, widzowie, nie musimy udawać, że dostrzegamy coś więcej niż to, co widać na ekranie, a co dzieje się nie tylko pomiędzy filmowymi partnerkami, czy raczej rywalkami. Nie szukajcie, bo nie znajdziecie – tyle można powiedzieć w kwestii wspomnianej namiętności. I nie zmienią tego żadne lesbijskie pocałunki czy szuflada pełna seks-gadżetów, nie będąca przecież jednoznacznym świadectwem gorącego temperamentu jej posiadaczki. Filmowa Christine jest na to najlepszym dowodem: nie jest rozpaloną do czerwoności laską, tylko zimną jak lód suką, kalkulującą wszystko na spokojnie i na chłodno. Jest mistrzynią beznamiętności, co może oznaczać i oznacza tylko jedno: że prędzej czy później – jak każdy mistrz czy każda mistrzyni -musi zostać przerośnięta przez swojego ucznia lub uczennicę, co też oczywiście w filmie następuje. Na spokojnie. Na chłodno. Beznamiętnie. Niby tak to może wyglądać, tylko czy koniecznie w filmie pt. „Namiętność”?

W wielu aspektach „Namiętność” to film pełen obietnic, szkoda tylko, że niespełnionych. Brian De Palma uwiódł nas ułudą czegoś więcej, po czym dał nam o wiele mniej, niż mieliśmy prawo oczekiwać. Jeśli ze smutkiem przyznamy, że „Namiętność” nie jest dobrym filmem, z jeszcze większym smutkiem musimy zadać sobie następujące pytanie: czy stary mistrz jeszcze może? Oczywiście, że może, ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości! Dlatego już teraz z utęsknieniem czekam na kolejny film jednego z moich ulubionych reżyserów, twórcy niezapomnianych „Carrie” czy „Scarface”.

Avatar

Bolesław Dochuński-Duchoński

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/