NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI. Uzdolniony Polak we Francji i poszukiwanie złota
Dawny asystent reżyserski Luca Bessona Ludovic Bernard postanowił opowiedzieć historię niezbyt oryginalną, ale na pewno dojrzałą reżysersko. Na wyciągnięcie ręki jest bowiem wypadkową znanych nam historii o sawantach i naturszczykach w jakiejś dziedzinie sztuki, więc możemy już przewidzieć drogę głównego bohatera – od nizin, poprzez odkrywanie talentu, aż do wyboru ścieżki zawodowej. Może i film Bernarda nie wnosi w tym temacie niczego nowego, ale znane motywy nie zawsze działają na niekorzyść historii, a sposób ich poprowadzenia dowodzi, że jeszcze o reżyserze usłyszymy.
Coś ostatnio często zagraniczne kino chętnie czerpie inspirację z życia polskiej emigranckiej, traktując jej kolejne pokolenie jako symbol klasowej niezgody. Moja gwiazda: Teen Spirit z Elle Fanning opowiada o córce polskiej emigrantki, która chce wejść do show-biznesu dzięki konkursowi talentów, Francuzi natomiast tworzą jeszcze większą przepaść kulturalną między protagonistą a marzeniami. Mateusz Maliński (Jules Benchetrit, jeszcze niezbyt kinu znany, ale bardzo zdolny aktor) jest synem polskich emigrantów, który posiada ogromny talent, skrywany nieco przed światem. Chłopak trochę się wstydzi swoich zręcznych palców, choć kariera i sukces są na wyciągnice ręki.
Kiedy poznaje Pierre’a Geithnera, dyrektora paryskiego konserwatorium, zaczyna rozumieć, że jest geniuszem muzycznym, wymodlonym przez nauczycieli samorodkiem, więc decyduje się na wzięcie udziału w prestiżowym konkursie pianistycznym. Nieprzygotowany do takich zmian chłopak rozpoczyna naukę gry na fortepianie pod okiem bezkompromisowej niczym pan Fletcher z Whiplash kobiety o ksywie Hrabina (nieco za bardzo popisująca się Kristin Scott Thomas). Im bliżej konkursu, tym bardziej kwestionowane jest to, że chłopak sobie poradzi, bo zaczyna traktować swój dar z coraz większą wzgardą. Dyrektor Geithner desperacko jednak pragnie sukcesu, aby jego uczelnia wciąż otrzymywała dofinansowanie.
Pachnie więc to wszystko różnymi Gusami Van Santami, tyle że bardziej po europejsku, a na oklaski zasługuje tutaj rola muzyki jako sposobu komunikacji nie tylko między sawantem a rzeczywistością, ale też między “normikiem” a resztą. Właśnie z tego powodu konstrukcja postaci Mateusza wydaje się oryginalna na tle innych geniuszy muzyki, choć twórcy rzucają go na głęboką wodę. Grany jest tu Bach, Liszt, Rachmaninow, co niejako ilustruje stany emocjonalne głównego bohatera, w którego z gracją i uliczną zadziornością wcielił się Jules Banchetrit. Chłopak ma w sobie coś z gwiazd zachodnich dawnych epok filmowych, a jednocześnie pokazuje twarz współczesnej Francji – nieco rozerwanej między kulturą wyższą a nerwową, poharataną klasowością. O ile w niezbyt chwalonej przez krytykę Mojej gwieździe: Teen Spirit poocieraliśmy się o kilka stereotypów, o tyle tutaj postać potomka polskiej rodziny emigranckiej wydaje się autentyczna, niecierpiąca z powodu kulturowego dualizmu na poziomie emocjonalnym, lecz co najwyżej ekonomicznym. Temu bohaterowi się kibicuje, chociaż meta jest przewidywalna i pozostawia niedosyt.
Na wyciągnięcie ręki staje się więc letnim “wzruszkiem”, nieodkrywczym, ale przyjemnym, bez kombinacji i reżyserskich szaleństw. Kino tego typu zawsze wywołuje wrażenie, że skądś już to znamy, a odwieczne pragnienie odnalezienia złota wśród porozrzucanych kamieni wpisane jest w podstawową narrację o wydobywaniu z człowieka tego, co najlepsze. Wprawdzie to bajeczka stara jak świat, ale z perspektywy polskiego widza warta uwagi, chociażby dla sprawdzenia, jaki jest odbiór Polaków za granicą. Jest tutaj kilka scen pokazujących, że asymilacja to proces, na który twórcy filmowi patrzą z czułością. Dobrze wiedzieć, że we Francji jesteśmy “swoi”, lecz trochę zagubieni.