MUTACJE. Horror science fiction na tropach „Dziwolągów”
Po czterdziestu latach pracy w filmowej pierwszej lidze Jack Cardiff zakończył swoją reżyserską karierę produkcją przynależącą do kampowego kina klasy B.
Na pierwszy rzut oka profesor Nolter jest przykładnym obywatelem: wyważonym człowiekiem, szanowanym biologiem i wykładowcą akademickim. W rzeczywistości to szaleniec, który chce stworzyć hybrydę człowieka i rośliny. Jak sądzi, przyspieszy to ewolucję gatunku ludzkiego, ale też rozwiąże problem głodu, bo rośliny będą mogły samodzielnie przemieszczać się w poszukiwaniu lepszych warunków bytowych, ludzie zyskają zaś możliwość fotosyntezy. W tym celu obłąkany naukowiec krzyżuje geny muchołówki z genami studentek, które porywa oszpecony Lynch. Kiedy eksperyment kończy się klęską, mutanty trafiają do lunaparku jako atrakcja w przedstawieniu dziwolągów. W końcu monstra wszczynają bunt przeciwko swemu stwórcy.
Jack Cardiff był cenionym brytyjskim reżyserem, fotografem i operatorem, autorem zdjęć m.in. do takich filmów jak Czarny narcyz (1947) Michaela Powella i Emerica Pressburgera, Pod znakiem Koziorożca (1949) Alfreda Hitchcocka i Afrykańska królowa (1951) Johna Hustona. Równolegle do kariery operatorskiej parał się reżyserią, a jego najbardziej znanym (a przynajmniej utytułowanym) filmem są Synowie i kochankowie (1960) – nominowany do siedmiu Oscarów, czterech Złotych Globów, Złotej Palmy i wielu innych nagród dramat na kanwie powieści D.H. Lawrence’a. Cardiff nakręcił w sumie czternaście filmów pełnometrażowych (w tym nieukończony debiut The Story of William Tell), a Mutacje były ostatnim obrazem w jego reżyserskim dorobku.
Gdyby nie nazwisko reżysera w napisach, można by wziąć Mutacje za zaginiony film Eda Wooda, a nie dzieło uznanego i nagradzanego filmowca: niski budżet, fabuła rodem z kina klasy B i kiepskie aktorstwo wcale niezłych aktorów, w tym Donalda Pleasence’a jako Noltera (którego początkowo miał zagrać Vincent Price) i Toma Bakera (jednego z odtwórców Doktora Who) w roli Lyncha. Co więcej, film Cardiffa (znany też pod tytułem The Freakmaker) jest swego rodzaju wariacją na temat Dziwolągów (1932) Toda Browninga. Podobnie jak tam, tu także wystąpili ludzie z autentycznymi niepełnosprawnościami i defektami genetycznymi (Człowiek Guma, Krokodylowa Dama, Kobieta Małpa itd.). Za plenery posłużył lunapark Battersea Fun Fair w Londynie.
Mutacje widziałem po raz pierwszy jako dziecko dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionej właścicielki wypożyczalni kaset wideo, która – nie zważając na mój pacholęcy wiek – dawała mi każdy film, o jaki poprosiłem (tak to było w latach 90.!). Na całe życie zapamiętałem przerażającą scenę pościgu i porwania w parku oraz znakomitą, niepokojącą atmosferę całości. Ponowny seans po niemal trzech dekadach obnażył wszystkie słabości tego dziwacznego filmu, zwłaszcza absurdalny punkt wyjścia i eksploatacyjny charakter angażu niepełnosprawnych. Ale jest tutaj kilka scen, które do dziś robią duże wrażenie, w tym poklatkowa sekwencja „ożywiania” spleśniałej pomarańczy oraz karmienie muchołówki królikiem. Czy królik naprawdę ucierpiał – tego niestety nie wiadomo.