MULAN. Solidnie, ale bez serca
Okoliczności premiery Mulan, nowej aktorskiej wersji filmu animowanego z 1998 roku, nie były dla Disneya łaskawe. Najpierw o kilka miesięcy opóźnił ją wybuch pandemii koronawirusa (w Polsce film miał początkowo ukazać się na ekranach kin 27 marca), co sprawiło, że ostatecznie w Stanach Zjednoczonych zdecydowano się wypuścić Mulan bezpośrednio na platformę streamingową Disney+. Krótko po internetowej premierze zaczęły pojawiać się krytykujące wytwórnię głosy. W napisach końcowych filmu widnieje podziękowanie dla władz chińskiej prowincji Xinjiang, która łamie prawa człowieka. Na terenie prowincji znajdują się przymusowe obozy, w których przetrzymywanych jest około miliona Ujgurów – mniejszości etnicznej pochodzenia tureckiego wyznającej islam. Aktywiści zaczęli namawiać do bojkotu filmu, także z powodu wypowiedzi Liu Yifei, odtwórczyni głównej roli. W zeszłym roku aktorka przyznała w mediach społecznościowych, że popiera policję, która w Hongkongu brutalnie tłumiła prodemokratyczne protesty przeciwko komunistycznej władzy. A Mulan miała być przecież wielkim kinowym hitem Disneya 2020 roku – czy film sprostał tym oczekiwaniom?
Po nieudanych, koszmarnych pod względem artystycznym ostatnich remake’ach aktorskich swoich animacji, jak Dumbo, Alladyn czy Król Lew, film Niki Caro naprowadza Disneya z powrotem na dobre tory. Nowa Mulan oferuje świeże spojrzenie na znaną wszystkim historię, jest pozbawiona odtwórczości i niezależna od filmu animowanego. Nie uświadczymy tu koszmaru jak w niedawnym Królu Lwie – w Mulan reżyserka jedynie nawiązuje do kilku scen znanych z animacji, nie odtwarzając ich jeden do jednego. Aktorski remake Mulan, podobnie jak animowany pierwowzór, oparto o słynną chińską legendę o Hua Mulan – dziewczynie, która przebrana za mężczyznę służyła w wojsku, aby ochronić swojego starego, schorowanego ojca. Dzisiejsza Mulan idzie z duchem czasu i wprowadza parę modyfikacji do historii znanej z animacji – zrezygnowano z postaci Mushu, gadatliwego smoka, powiernika Mulan i rozumiejącego ludzką mowę konia bohaterki, a także jej ukochanego, a zarazem dowódcy jej oddziału, Li Shanga. W nowej wersji to nie miłość jest dla Mulan najważniejsza, lecz rodzina, odwaga i wierność samej sobie.
Jednak pozbywając się z filmu głównych kompanów Mulan, twórcy pozbawili film szansy na nakreślenie charakteru głównej bohaterki. Nie dają jej również zbyt wielu szans na interakcję i zbudowanie relacji z towarzyszami broni, z którymi szkoli się w armii – bo choć Mulan milczy i unika kontaktu z innymi celem ukrycia swojej prawdziwej tożsamości, w animacji nie brakowało przecież kontaktów pomiędzy nią a grubiańskim Yao, zabawnym Lingiem czy kochanym, pokojowym Chien-Po. Postaci drugoplanowe w nowej Mulan, poza wiedźmą Xianniang graną przez Li Gong znaną z Zawieście czerwone latarnie (1991), nie są nawet w połowie tak wyraziste, a o ich istnieniu zapomina się natychmiast po ich zniknięciu z ekranu. Relacja pomiędzy główną bohaterką a jej kolegami z wojska w aktorskim remake’u naznaczona jest topornymi dialogami i nieśmiesznymi żartami. To sprawia, że także główna bohaterka wypada nieco nijako i ciężko się z nią utożsamić, a nawet odgrywająca główną rolę Liu Yifei nie za bardzo ma tutaj jakiekolwiek pole do działania. Przez większą część filmu oglądamy bowiem Mulan w ferworze walki, gdzie nie ma czasu i miejsca na słowa. To także kolejna istotna zmiana w charakterze nowego filmu – zabawną familijną animację zamieniono na znacznie poważniejszy film wojenny z elementami fantasy i filmu o dojrzewaniu. Mulan urzeka mieniącymi się wszystkimi kolorami tęczy kostiumami i szczegółową scenografią, jednak efekty CGI sprawiają chwilami wrażenie niedopracowanych. Sceny walki, których w filmie jest naprawdę sporo, aż tak nie zachwycają, a na bohaterów często nie działa siła grawitacji, chociaż ten zabieg wydaje się akurat ukłonem w stronę azjatyckich filmów wuxia czy kung-fu.
Brak w aktorskiej wersji znanych z animacji piosenek, jednych chyba z najbardziej lubianych w dorobku Disneya – pojawiają się one jedynie w formie motywów muzycznych. Jednak to brak piosenek, które w animacji były głównym nośnikiem emocjonalnych treści, sprawia, że film traci trochę na swoim wydźwięku, a najbardziej wzruszające sceny to te z początku i końca filmu, ukazujące relację Mulan z rodziną.
Wszystko to sprawia, że Mulan jest jednocześnie pozytywnym zaskoczeniem i rozczarowaniem. Świetna muzyka, przepiękne zdjęcia i ciekawa reinterpretacja znanej historii działają na korzyść Mulan, ale brak emocjonalnego zaangażowania widza w opowiadaną historię sprawia, że o filmie szybko się zapomina.