MONACHIUM: W OBLICZU WOJNY. Gdyby udało się powstrzymać Hitlera…
Kino wojenne i szpiegowskie są ze sobą niemal nierozerwalnie związane. Rzadko jednak bywa tak, że w filmie wojennym o wojnie jedynie się… mówi. Tymczasem Monachium: W obliczu wojny to właśnie dzieło, w którego centrum znajduje się konflikt zbrojny, który jeszcze nie miał miejsca, a którego zachodnie mocarstwa chcą za wszelką cenę uniknąć. O jaki konflikt chodzi? Ten, który rozpoczął się na Westerplatte 1 września 1939 roku.
Brytyjczyk Hugh Legat (George MacKay) i Niemiec Paul von Hartman (Jannis Niewöhner) to dwóch przyjaciół z Oksfordu. W 1932 roku kończą studia i wierzą, że świat stoi przed nimi otworem, że ludzkość nie doprowadzi już do kolejnych aktów barbarzyństwa. Jednak już po kilku latach, gdy obaj pracują dla rządowych agend w swoich ojczyznach, okazuje się, że marzenia o wolnej, pokojowej przyszłości będą musieli pozostawić dla swoich dzieci. Jesienią 1938 roku zatrudniony w MSZ Rzeszy Niemieckiej Paul natrafia na dokumenty, które jasno potwierdzają prawdziwe intencje Adolfa Hitlera, grożącego Czechosłowacji inwazją w przypadku nieoddania Rzeszy Sudetów. Dowiedziawszy się o nadchodzącej konferencji pokojowej w Monachium, współpracujący z tajnym ruchem oporu Paul postanawia działać, ale potrzebuje pomocy dawnego przyjaciela, by przekazać Brytyjczykom niezwykle niepokojące wieści.
Tak oto dwaj niegdysiejsi studenci Oksfordu, pochodzący z dwóch wrogich krajów i zupełnie nieprzeszkoleni w szpiegowskim fachu, mogą zadecydować o przyszłości Europy i świata. Film Christiana Schwochowa, choć oparty nie na autentycznej historii, lecz powieści Roberta Harrisa, pokazuje nam przedsionek II wojny światowej widziany oczami młodych humanistów, idealistów bez prawdziwego doświadczenia w polityce. Zarówno Paul, jak i Hugh pozostają blisko najważniejszych postaci w polityce swoich krajów, ale jednocześnie o niczym nie decydują – muszą liczyć na łut szczęścia, jednocześnie wykazując się ekstremalną determinacją i ryzykując wszystko, wliczając to karierę i… życie. Monachium: W obliczu wojny to kronika wydarzeń prowadzących do II wojny światowej, ale z fikcyjnej perspektywy: przez kilka chwil, tak długo, jak trwa seans filmy Schwochowa, losy zbliżającego się, największego w dziejach konfliktu zbrojnego znajdują się w rękach dwóch nieopierzonych urzędników-dyplomatów, których strach zagłuszony zostaje przez poczucie obowiązku wobec kraju.
Monachium: W obliczu wojny to z jednej strony kino historyczne – wszak w dużej mierze opowiada o prawdziwych postaciach (kreowany przez Jeremy’ego Ironsa premier Neville Chamberlain czy Adolf Hitler) i wydarzeniach (układ monachijski z 1938 roku) – a z drugiej filmowa fikcja, której zadaniem jest stawianie hipotetycznych pytań. Nie jest to postmodernistyczna zabawa w stylu Bękartów wojny Tarantino – film Schwochowa to nadal kino mocno osadzone w realistycznej konwencji, choć eksplorujące scenariusze alternatywne wobec faktów. Jednak mimo że konkluzja Monachium: W obliczu wojny jest zgodna z prawdą historyczną, warto choć przez kilka chwil uwierzyć w motywacje dwóch studentów Oksfordu, których wichry historii umieściły na niszczycielskiej trajektorii kanclerza Rzeszy Niemieckiej. Warto tym bardziej, że reżyseria Schwochowa nie odbiega jakością od hollywoodzkich produkcji, takich jak niedawny Czas mroku Joe Wrighta, a poziomem nie odstają także aktorzy, na czele z niezwykle wyrazistym Jannisem Niewöhnerem w roli Paula.
Trudno uznać Monachium: W obliczu wojny za kino wojenne – użyłbym tu raczej terminu „prawie wojenne”, bo opowiada o wydarzeniach, które miały miejsce na niespełna rok przed agresją III Rzeszy na Polskę. Nie znaczy to jednak, że film Christiana Schwochowa nie trzyma w napięciu tak, jak kino batalistyczne – zaryzykowałbym stwierdzenie, że czyni to nie gorzej niż niejeden klasyczny thriller szpiegowski. Choć to produkcja oparta głównie na nasączonych ideałami dialogach, na poziomie realizacyjnym jest spójnym, trzymającym w napięciu widowiskiem. Atmosfera nadchodzącej globalnej katastrofy wyczuwalna jest w każdej scenie – szkoda tylko, że żaden z owych studentów Oksfordu w ostatecznym rozrachunku nie był w stanie zapobiec tej barbarzyńskiej wojnie…