MÓJ SYN. Thriller improwizowany przez Jamesa McAvoya
25 lutego do kin wchodzi francusko-brytyjski thriller Mój syn w reżyserii Christiana Cariona. Choć krótki opis fabuły brzmi intrygująco, film jest ogromnym rozczarowaniem, tym bardziej na tle ogromu wysokiej jakości treści kryminalnych, od podcastów, poprzez filmy na YouTubie i książki, aż po filmy i seriale, które wszyscy tak chętnie pochłaniają.
Francuski reżyser i scenarzysta Christian Carion nakręcił siedem filmów pełnometrażowych, z czego najbardziej znanym pozostaje świąteczny dramat wojenny Boże Narodzenie (2005), który otrzymał szereg nominacji do najważniejszych nagród filmowych: Oscara, BAFTY, Cezara i Złotych Globów. Tematyka wojenna jest bliska reżyserowi, bo w 2015 roku premierę miał W maju niech się dzieje, co chce o mieszkańcach małej, francuskiej wioski podczas II wojny światowej, którzy uciekają przed nadchodzącymi wojskami niemieckimi. Poza tematyką wojenną to thrillery i filmy szpiegowskie są reżyserowi najbliższe. Po Kryptonimie Farewell (2009) z Willemem Dafoe nakręcił Mojego synka (2017). Guillame Canet Wcielił się w rolę Juliena Perrina, ojca, który pewnego dnia dowiaduje się od byłej żony Marie (Mélanie Laurent), że jego siedmioletni syn zaginął podczas obozu, i wspólnie rozpoczynają poszukiwania dziecka. Z jakiegoś powodu kilka lat później Carion zdecydował się nakręcił remake filmu. Już nie Mój synek, lecz Mój syn, nie francuski, lecz brytyjski, z zupełnie nową obsadą.
Edmond Murray (James McAvoy) dowiaduje się od swojej byłej żony Joan Richmond (Claire Foy), że ich siedmioletni syn Ethan zaginął podczas pobytu na obozie nad jeziorem. On sam od kilku lat pracuje głównie za granicą i jest raczej nieobecny w życiu syna, który mieszka z matką i jej nowym partnerem Frankiem (Tom Cullen). Edmond i Joan są zdruzgotani zniknięciem syna. Prowadzący śledztwo inspektor Roy (Gary Lewis) zaczyna drobiazgowo przepytywać Edmonda, w szczególności o jego zagraniczną pracę na polach naftowych. Mężczyzna zaczyna nabierać podejrzeć wobec wszystkich dookoła i w obliczu nieudolności policji, a raczej ich celowej niechęci do działania, rozpoczynają działania na własną rękę.
Mój syn ma mocne otwarcie. Oszałamiające widoki rozległych jezior o atramentowej toni, przepastne szkockie wzgórza i nisko nad nimi zawieszone gęste chmury zwiastują coś niedobrego (świetne ujęcia przyrody Erika Dumonta). Edmond Murray mknie wąskimi drogami, aby zboczyć nad ciągnące się wzdłuż drogi jezioro. Na brzegu stoi jego była żona, obserwując, jak nurkowie przeszukują wodę. W ciągu kolejnych kilkunastu minut fabuła się zagęszcza, obiecując ciekawy rodzinny dramat z kryminalnym dreszczykiem. Niestety twórcy bardzo szybko zbaczają na manowce, a fabuła staje się absurdalna. James McAvoy, niczym Liam Neeson w Uprowadzonej (2008), jest zdolny do wszystkiego, aby odzyskać swoje dziecko. Rozpoczyna więc śledztwo na własną rękę – szpieguje, śledzi, zapuszcza się w odludne miejsca, a nawet nie waha się chwili przed daniem w mordę komu trzeba. To kino akcji, w które nagle zmienia się Mój syn, jest pełne znajomych klisz, nudne i pełne absurdów, a szkoda, bo sama koncepcja dręczonego poczuciem winy, nieobecnego w życiu syna ojca marnotrawnego ma w sobie dużo potencjału. Ten szaleńczy rajd bohatera granego przez McAvoya jest też o tyle rozczarowujący, że od tego momentu praktycznie całkowicie znika z ekranu Claire Foy, cudownie przekonująca w pierwszych minutach filmu jako zrozpaczona matka. Choć Foy dostaje ułamek czasu ekranowego McAvoya, aktorsko wypada dużej lepiej niż on. Być może nie bez znaczenia jest fakt, że aktor nie znał całego scenariusza i przez większą część czasu ekranowego improwizował.
Podsumowując, jeśli macie ochotę na kryminalne doznania, ciarki przechodzące po plecach, obgryzione z nerwów paznokcie – nie warto poświęcać czasu Mojemu synowi. To nudny, pozbawiony jakichkolwiek fabularny twistów czy momentów napięcia thriller. Nawet jeśli ze świetną Claire Foy.