search
REKLAMA
Recenzje

MIECZ I CZARNOKSIĘŻNIK. Fantasy kręcone z zachwytu Conanem

Kanoniczny debiut fantasy Alberta Pyuna.

Odys Korczyński

2 marca 2025

REKLAMA

Mam wrażenie, że współcześnie fantasy odeszło gdzieś na bocznicę kina budzącego największe emocje. Science fiction bezlitośnie je wyparło, chociaż często jest nie mniej bajkowe w zakresie prezentowanych koncepcji naukowych. Nikt już nie pamięta o Conanie Johna Miliusa z jego scenariuszem napisanym wraz z Oliverem Stone’em. Nie zdajemy sobie sprawy również z tego, jak wiele w gatunku fantasy zmieniła ta produkcja. Jak rozgrzała serca fanów, które dzisiaj, jeśli w ogóle biją, to mają już trochę zmarszczek, a niektóre nawet bypassy. Albert Pyun, mistrz kina klasy B, docenił Conana. Zainspirował się nim na tyle, że swoją karierę w tym niewdzięcznym świecie taniego kina rozpoczął właśnie od filmu, będącego hołdem dla Johna Miliusa oraz prozy Roberta E. Howarda. Miecz i czarnoksiężnik jest klasyką gatunku, chociaż kto w ogóle jeszcze ten film pamięta. A ikonę czarnych b-klasowych charakterów – Richarda Lyncha?

Lynch ze swoją charakterystyczną, pokrytą bliznami twarzą nie jest w tym filmie inny. Gra złego króla Titusa Cromwella, który po kolejnych nieudanych próbach pokonania króla Ryszarda, władającego królestwem Ehdanu, ucieka się do pomocy nieżyjącego od dawna czarnoksiężnika Xusia. Na przeciwległym biegunie znajduje się Ryszard wraz z poddanymi, który pod wpływem czarnej magii w końcu upada. Daje jednak synowi trójostrzowy miecz, żeby pomścił nim ojca i jego królewskie dziedzictwo. Niedoświadczony książę Talon staje się więc bohaterem mimo woli, a potem wyrzutkiem, ściganym w całym podbitym królestwie przez niemogącego zaznać spokoju Cromwella. Lata mijają, Talon znika we mgle złowrogich dziejów. W mroku czai się kolejny pretendent do władzy, żądny krwi i zemsty na wszystkim, co żywe i dobre. Legendy wciąż jednak opowiadają historię o niezłomnym wojowniku, który ma szansę rozniecić płomień rebelii. Jak widzicie, fabuła Miecza i czarnoksiężnika jest więc klasyczna. Jest król, królowa, czarny charakter, wojownik z przeszłością, zły czarnoksiężnik oraz mnóstwo magii przenikającej każdy element świata przedstawionego.

Nie brakuje efektów specjalnych, niektórych całkiem zaawansowanych. Albert Pyun nigdy się ich nie bał, bez względu na ich nie tyle cenę, co taniość. Zawsze próbował wraz z ekipą ogarnąć jak najwięcej, co w sposób analogowy zadziwiająco mu się udawało. Paradoksalnie, gdy pojawiło się CGI, okazało się, że za mniejsze pieniądze da się zrobić o wiele mniej niż kiedyś w sposób klasyczny, lalkami, animatroniką, charakteryzacją etc. Wciąż robi wrażenie otwierająca scena w jaskini, gdy Cromwell przybywa, żeby z pomocą wiedźmy zbudzić nieżyjącego czarnoksiężnika Xusia. Ściana zrobiona z twarzy, które nagle zaczynają się poruszać, wyłaniający się z czegoś, co przypomina czerwoną glinę mag oraz wyrwanie na odległość serca czarownicy. Na widok tych scen robiło mi się kiedyś aż duszno, a sny nie były łatwe. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak wyglądałyby te sekwencje z użyciem CGI, pod warunkiem że kręcone byłyby za mniej więcej ten poziom środków finansowych. Co prawda Miecz i czarnoksiężnik nazbierał przez lata prawie 40 milionów zielonych, co jest świetnym wynikiem, zwłaszcza gdy porówna się go z 4 milionami budżetu, jednak to wciąż poziom B oraz wieczna walka o kompromis między jakością i ilością. Na dłuższą metę nie miało to sensu, co filmografia Alberta Pyuna pokazuje, a ostateczną cezurą kultowego kina jest u niego XXI wieku. Jego filmy wtedy ciągle pozostały tanie, lecz chęć używania za podobny poziom środków finansowym efektów cyfrowych okazał się elementem obnażającym tę taniość w sposób do tej pory niespotykany. Widać to w kontynuacji Miecza i czarnoksiężnika, czyli jeszcze mniej niż oryginał znanym filmie Tales of an Ancient Empire z Kevinem Sorbo w jednej z głównych ról. Jest to jednak z produkcji, o której Albert Pyun powinien był zapomnieć, że ją kiedykolwiek nakręcił, chociaż zapewne miał wobec swojego pierwszego filmu głęboki sentyment. Tak się objawiła u niego miłość do kina, która trzymała się go niezłomnie przez kolejne 40 lat kariery, aż przyszła demencja, SM i śmierć. Nie pisałbym o tych chorobach, gdyby w pewien sposób nie tworzyły one historii reżysera, o którym tak wiele napisałem, a tym tekstem chciałem podsumować te wszystkie recenzje. Otóż Pyun w swoich filmach marzył bardzo wiele, o tym, kim człowiek mógłby być, gdyby był inny, zdrowszy, lepszy, silniejszy, bardziej zmodyfikowany. Sam jednak nie mógł się naprawić. Jego choroby powoli odbierały mu wszystkie te narzędzia, którymi był w stanie wymyślać fantastyczne światy. Światy, o których po latach miałem przyjemność pisać, bo są częścią mojej socjalizacji filmowej.

Miecz i czarnoksiężnik to produkcja przyjemna w sentymentalnym odbiorze. Przypomina niezapomniane, trochę bajkowe czasy wieku nastoletniego. Finałowa cena walki na miecze, z których lecą różowo rozbłyskujące iskry, przypomina pojedynek na miecze świetlne. Richard Lynch do końca pozostaje złowrogo doskonały, a jego przeciwnik, czyli nasz pozytywny, kanoniczny bohater ze świata fantasy, daje mu lekcję kryształowej moralności. Nikt go nie zapamięta, to pewne. Nie będę o niego walczył, lecz o pamięć o Albercie Pyunie warto.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA