Ściana (Pink Floyd The Wall)
Żyjemy tak jak śnimy – samotnie…
Joseph Conrad – “Jądro ciemności”
Im mocniej zapadamy w samotność, tym bardziej odsuwamy od siebie innych… Pragnąc mieć ich obok, odpychamy z całych sił. Krzywdzimy, niszczymy, a ból, który narasta wewnątrz, przeradza się w niemy krzyk, który można albo wiecznie dusić, albo zamienić w bunt. Jak bardzo należy się czuć opuszczonym, aby wszystko dookoła siebie niszczyć i zamykać się w słodkiej alienacji, otaczać bezpiecznym kordonem, którego przerwanie oznacza jedynie klęskę, a nie ratunek? Jak ukazać ten stan za pomocą filmu i sprawić, aby widz wszedł w niego, poczuł empatię dla bohatera, zrozumiał i w bezruchu pozostał czas jakiś po projekcji? Odpowiedzią okazał się duet Parker – Waters.
“The Wall” – genialny album grupy Pink Floyd ukazał się pod koniec listopada 1979 roku. W niesamowitym tempie zdobył listy przebojów i opinię najlepszej technicznie płyty wszech czasów. Nobilitacja ta była w pełni zasłużona. To bowiem. co się na płycie znajduje, to jeden z najwspanialszych obrazów, jaki można było namalować za pomocą dźwięków i słów. Mało jest albumów, w które mogę się wsłuchiwać, po prostu leżąc i nie czując, że marnuję w ten sposób czas. Nie oszukujmy się – ilustracja w postaci filmu nie była potrzebna. Płyta sama w sobie stanowi niezapomnianą podróż przez świat samotności i bólu, okryty pięknymi dźwiękami muzyki. Jednak film powstał, albowiem sama historia, która została opowiedziana na albumie, okazała się być perfekcyjnym scenariuszem. Wystarczyło tylko sięgnąć po reżysera, który będzie potrafił dokonać ilustracji, zachowując klimat i wymowę opowieści. Padło na Alana Parkera. Znając Midnight Express i Sławę, wybór wydaje się oczywisty. Ten facet potrafi zbudować ciężki, dołujący klimat, który skutecznie zachowa w przygnębieniu. Zmienił on nieco wizję Watersa, powstało tym samym dzieło posiadające szeroką rzeszę wyznawców. Dosłowne, przejmujące i sprawiające, że można w nim odszukać cząstkę siebie samego, identyfikować się, bez potrzeby jednoczesnego odsłaniania własnych, skrywanych uczuć.
Ilekroć słyszę o określaniu tego obrazu “manifestem wojennym” wydaje mi się, że gubi się gdzieś wymowę tego dzieła. Oczywiście, sprzeciw wobec wojny jest tu jednym z zasadniczych elementów i tego w żaden sposób nie mam zamiaru negować. Nieprzypadkowo film otwiera kawałek “When The Tigers Broke Free”, nie znajdujący się na płycie “The Wall”. Czy jednak sam początek nie wprowadza już do świata, w którym za chwilę zostaniemy brutalnie zamknięci? Widzimy zapaloną lampę, papierosa i człowieka siedzącego samotnie, czyszczącego broń. W tle słychać opowieść, kończącą się słowami:
A przyczółek w Anzio utrzymano za cenę życia
kilkuset zwykłych ludzi.
Miejsce, którego obronili żołnierze ma swą nazwę, nie mają jej natomiast polegli. Wiemy dużo o bitwach, datach, faktach… staje się to ważne wraz z mijającym czasem, nie wydaje się natomiast być takie dla człowieka, patrzącego na światło lampy. To, co i my widzimy w tym momencie, to jednostka. Gdzieś w oddali rozbrzmiewają odgłosy bitewne, On natomiast jest sam, ogarnięty przez ciemność, daleko od domu, spokojnie oczekujący tego, co zapewne i jemu się przydarzy. Czy patrząc na tę scenę można nie odczuć krańcowej samotności? Jak musi się czuć ktoś, kogo życie jest zależne od rozkazu? Zostawmy jednak tę postać, gdyż oto przenosimy się do ponurego pokoju, gdzie młody człowiek patrzy bezmyślnie przed siebie. Oto bohater naszej opowieści – Pink, w rewelacyjnej kreacji Boba Geldofa.
Po chwili obrazy zaczynają się przeplatać, mieszać, wraz z mocnym uderzeniem “In the flesh” na ulicę wysypuje się tłum młodych ludzi, którzy wdają się w starcie z policją. Jednocześnie widzimy front, wybuchy bomb i umierających żołnierzy. Policjanci brutalnie wloką po ziemi jakąś dziewczynę, a samolot zrzuca pociski na anonimowych bohaterów. Ktoś przytula się do ściany okopu, licząc na ukrycie się przed tym, co za chwilę rozszarpie jego ciało i rozrzuci dokoła bezkształtne kawałki mięsa… W to jest wpleciony kolejny istotny wątek, również poprowadzony równolegle – oto widzimy postać Pinka, ale jakże odmienną wizualnie od tej, którą dane było nam było poznać w pokoju. Ulizane włosy i zgolone brwi, pewność siebie, stanowcza gestykulacja. Nie jest już tą samą wegetującą rośliną, siedzącą w fotelu i wpatrującą się w ekran telewizora. To już idol, demagog i kpiarz. Otacza go znajoma sceneria, żelazny orzeł rozpostarty na balkonie, a za nim flagi, stylizowane na nazistowskie proporce. Przed nim tłum młodych ludzi, wpatrujących się w niemym zachwycie w swego boga…
O tak, myślicie sobie
Że chcielibyście pójść na koncert
Poczuć ten ciepły dreszczyk zamętu
Którym jaśnieją gwiezdni kadeci…
Trudno oddzielić fragmenty tego, co właśnie ujrzeliśmy; uzupełnione sugestywną muzyką i tekstem tworzą jedną całość, genialne wprowadzenie do tego, o czym będzie film. Dlaczego Pink tak zmienia się wizualnie? Ten koncert to stylizowane przedstawienie czy manifest ideologiczny? I jaką rolę odgrywa w tym wszystkim wojna? Czy autorzy, tak dobierając do siebie obrazy, chcą pokazać, jak nisko człowiek potrafi się stoczyć, jak krzywdzić innych? W pierwszej sekwencji nacisk położony jest na przemoc, swoisty paradoks ukazujący, że i w czasach pokoju leje się krew. Świat, zmieniając się, nie zmienia swych wartości, nie uczy się niczego. W taką rzeczywistość zostaje wpisany także Pink, który postanawia zbuntować się przeciw temu, co go otacza… na samym początku pyta swoich słuchaczy:
Powiedz czy coś cię nurtuje, słoneczko?
Czy nie to spodziewałeś się ujrzeć?
Jeżeli chciałbyś ujrzeć co się kryje za tym zimnym spojrzeniem
Musiałbyś przedrzeć się przez to całe przebranie…
Od samego początku zostajemy wepchnięci w problematykę dzieła. Wszystko, co najważniejsze, zostaje zasygnalizowane. Pink mówi o masce, przebraniu, za którą to dopiero kryje się prawda. Oczywiście należy to rozumieć na kilku poziomach interpretacyjnych, albowiem nie tylko on jest inny niż w rzeczywistości. Sceny z frontu, dopełnione tymi słowami, zwracają uwagę, że i za faktem, iż ludzie zostają przez bomby rozrywani na kawałki, że pozostawieni zostajemy z kamerą nakierowaną na martwe oczy anonimowego żołnierza, stoi coś jeszcze. Stoi polityka, stoją ludzie wydający rozkazy i jednym gestem poświęcający wiele istnień po to, aby taki “przyczółek Anzio” został ocalony.
W końcu starcie z policją – młodzi ludzie, pozostawieni samym sobie, szukający ujścia dla frustracji… Warto jednak zwrócić uwagę, że te dzieciaki wyważają bramę, czyli coś, co jest przed nimi zamknięte. Wybiegają na otwartą przestrzeń i tu zostają pobici. Można rozpatrywać to w kategoriach kary za inny sposób myślenia, za działanie, a nie wpisanie się w reguły, według których mieli funkcjonować w społeczeństwie. Czy jednak nie wszystko ma wspólny koniec? Żołnierze wpadają w ramiona śmierci, bo tak ktoś kazał, ktoś wydał taki rozkaz, tak zostali nauczeni, młodzież zostaje pobita, gdyż robi coś zupełnie odmiennego. Finał natomiast jest ten sam – ból i krew… Obrazy znów zaczynają się przeplatać, widzimy pobojowisko wojenne, resztki niedobitków odchodzą, a my wkraczamy w świat Pinka, aby dowiedzieć się, jak doszedł do momentu, w którym poznajemy go na koncercie…
W kościele kobieta opłakuje swego męża (*), mały Pink bawi się samolotem, a kiedy widzimy tablicę upamiętniającą poległych w czasie II wojny światowej, słyszymy komentarz, że ta ofiara nie była potrzebna. To była tylko…
Jeszcze jedna cegła w murze…
Banalne – pokazać, czym jest wojna, na przykładzie małego dziecka, które traci ojca, a potem na placu zabaw wkłada rączkę w dłoń nieznajomego mężczyzny. W tej prostocie jest jednak ogromna siła i smutek.
Nie zostawiajcie dzieci samym sobie
Sprowadźcie chłopców do domu
Służy to przede wszystkim zilustrowaniu, jak chłopiec dorasta w osamotnieniu, jak z każdą chwilą zaczyna zapadać się w świat alienacji i niezrozumienia. Kontynuację będzie to miało w momencie, gdy pójdzie do szkoły. To wydarzenie poprzedza jednak jeden z najgenialniejszych momentów filmu… słodki kociak zamierza się na śnieżnobiałego ptaka. Ten odlatuje, nagle dźwięki stają się złowieszcze, a ptak zamienia się w drapieżnika, stylizowanego na nazistowskiego orła (**). Jest to ilustracja do fenomenalnego kawałka “Goodbye Blue Sky”. Ziemia zostaje zniszczona, po poległych zostają tylko białe krzyże, a krew spływa do ścieku…
Czy widziałeś twarze przerażonych
Czy słyszałeś spadające bomby
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się
Dlaczego musieliśmy uciec do schronów
Gdy obietnice nowego świata
Rozpostarto pod czystym błękitnym niebem
Zawsze to, o co się walczy, to podobno wolność, nowy, lepszy świat. Ten film pokazuje, że tak nie jest. To, co pozostaje, to umierający w samotności ludzie, a opadająca brytyjska flaga odsłania krwawiący krzyż… Czy śnieżnobiały ptak to nie są wspaniałe ideały, które, gdy zaczyna się je realizować, zamieniają się w rozpacz i łzy? Obietnice piękna i szczęścia są bowiem wysoko okupione – należy za nie zapłacić krwią tych, którzy często mieli rodziny. Za żal można jedynie zapłacić odznaczeniem i listem dziękującym za poświęcenie…
Nie dane jest odpocząć od tej myśli, gdyż niebawem ukazuje się nam jedno z najbardziej dosłownych porównań – stłoczeni w wagonach ludzie w maskach odjeżdżają w pociągu, takie same maski za chwilę pojawią się na twarzach dzieci, wepchniętych w szkolny rygor. Oto tworzy się kolejne pokolenie tych, którzy mają słuchać, których uczy się w co wierzyć, za co oddawać życie. Wystarczy tylko zabić w nich wszelkie dążenia do samorealizacji…
Gdy dorośliśmy i poszliśmy do szkoły
Napotkaliśmy tam kilku nauczycieli którzy chcieli
Skrzywdzić dzieci w każdy możliwy sposób
Nabijając się
Z każdego naszego czynu
I odsłaniając każdą słabość
Nieważne, jak głęboko chowaną
Nauczyciele mszczą się na podopiecznych za własne niepowodzenia, wyładowują na nich swoją frustrację. Zostaje tu ukazane, jak są kolejno wrzucane do maszynki do mielenia mięsa, wychowywane tak, aby słuchać. Zostaje niszczona ich indywidualna twórczość (nauczyciel ośmiesza Pinka, czytając jego wiersz na głos).
Jeszcze jedna cegła w murze…