MIAŁO CIĘ NIE BYĆ. Borys i Sonia Szyc w poszukiwaniu utraconej relacji [RECENZJA]
Sztuką jest autentyczne, jak najbardziej zbliżone trudom rzeczywistości ukazanie na ekranie relacji dziecka z rodzicem. W tym przypadku wystarczy odrobina przeszarżowania, krztyna zbyt pretensjonalnych emocji, by przekoloryzować prozę życia i stworzyć jedynie obsceniczną imitację takiego rodzinnego powiązania. Wydawałoby się, że profesjonalny duet aktorski prawdziwego ojca z prawdziwą córką to wręcz idealny przepis na udany dramat o dobrych i gorszych stronach rodzicielstwa i dorastania. Sonia Szyc debiutująca na ekranie za coś musiała dostać w końcu nagrodę dla wschodzącej gwiazdy polskiego kina na festiwalu Mastercard. Jednak czy rola w Miało cię nie być rzeczywiście zasługiwała na tak daleko idące wyróżnienie? I czy sam film buduje coś więcej niż dobry marketing i kilka znanych nazwisk?
Temat zawsze aktualny i, prawdę mówiąc, wciąż niewyczerpany – ile kosztuje odbudowanie relacji i czy rodzinne więzi naprawdę są w stanie przetrwać największe turbulencje, szczególnie jeśli mamy do czynienia ze zbuntowaną nastolatką i jej delikatnie mówiąc rozrywkowym weekendowym ojcem? Na to pytanie próbują sobie odpowiedzieć Ryfka i jej tata Michał, którzy od lat nie utrzymują stałego kontaktu. Córka, jak to córka, zwraca się do ojca w sytuacji kryzysowej, a i wtedy jest wobec niego nieufna. Pierwsze próby interakcji kończą się zazwyczaj docinkami i sprzeczkami, jednak z czasem wspólny problem – niechciana ciąża Ryfki – zaczyna ową dwójkę ze sobą spajać, a ojciec niespodziewanie okazuje się dla dziewczyny kimś więcej niż tylko okazjonalnym gościem w życiu. Podczas paru wspólnych dni w poszukiwaniu rozwiązania odwiedzają kilka byłych partnerek Michała, z których każda wnosi do życia dziewczyny coś więcej, jednocześnie dając wskazówkę jak właściwie postąpić w kraju, w którym jedynym wyjściem dla nastolatki w jej sytuacji jest podziemie aborcyjne. Ryfka toczy walkę z oczekiwaniami społeczeństwa, swojego chłopaka, ojca, a w końcu wojuje z samą sobą, wciąż jeszcze młodą i niedoświadczoną, lecz przede wszystkim – mającą syndrom nieobecnego rodzica. Czy w jej sytuacji istnieje w ogóle kompromis, który zadowoliłby wszystkich?
Kino artystyczne nie powinno usprawiedliwiać braku pomysłu na fabułę, a w przypadku Miało cię nie być takowy zwyczajnie nie istnieje, bądź zgubił się gdzieś w trakcie kręcenia. Podczas półtora godzinnego seansu relacja Ryfki z ojcem przechodzi co prawda pewną przemianę i w kilku ciekawych scenach ilustruje trudności, z jakimi zmagają się współcześni nastolatkowie i ich opiekunowie, jednak twórca hitowych Teściów po sukcesie pierwszej produkcji postawił sobie poprzeczkę zdecydowanie za nisko. Blady i na wskroś przewidywalny scenariusz pozostawia niedosyt, szczególnie podczas tych nieco mocniejszych scen konfrontacji ojca z córką, przez co film jest nużący, jednostajny i dla wielu pewnie ulgą będzie relatywnie krótki czas jego trwania. Soni Szyc całkiem nieźle wychodzi portret zbuntowanej nastolatki, jedynie z pozoru niezależnej, lecz podświadomie potrzebującej opieki ojca, jednak jej debiutancki występ mimo wszystko pozostawia wiele do życzenia, szczególnie w kwestii dykcyjnej. Podobnie jest zresztą z jej ekranowym chłopakiem, przez co ich wspólne rozmowy przypominają średniej jakości etiudę z amatorskiej grupy teatralnej. Chciałoby się tę dwójkę oglądać w bardziej rozwiniętych i dopracowanych scenach, a tymczasem film aktorsko ratuje starsze pokolenie wyjadaczy ekranu, jednak nawet i ich postacie są niekiedy bez życia i pachną stereotypowymi uproszczeniami. Kwestią wartą docenienia jest jednak odważny temat główny, czyli niechciana ciąża Ryfki. W skomplikowanym polskim światku dziewczyna jest zagubiona, nie wie, do kogo powinna zwrócić się po pomoc – twórcy o dziwo dopieszczają ten wątek, przedstawiają w jak najbardziej komfortowym i wiernym prawdzie świetle, punktując wady systemu i błędnie kategoryzujące społeczne normy.
Historia Ryfki nie jest wcale porywająca i ogromnie angażująca, brak jej wciągającego rozwinięcia, a zakończenie mimo kilku momentów wzruszeń nie jest tak spektakularne, jak byśmy oczekiwali, jednak nie można powiedzieć, że film Michalczuka nie ma w sobie ważnego przesłania. Pokazuje bowiem, że rodzice, mimo iż często widzimy w nich wrogów i starych dziadersów, też byli kiedyś w wieku nastoletnim i doskonale zdają sobie sprawę z problemów swoich pociech. Ryfka i Michał odnajdują na ekranie siebie, docierają do własnych błędów i do lat, które bezpowrotnie utracili. Dobrze więc zobaczyć ten film właśnie z rodzicami i osobiście porównać, na ile ta fikcja reżyserska zgodna jest z waszą rzeczywistością. Oczywiście chciałoby się dostać nieco bardziej mięsiste dialogi i choć odrobinę więcej akcji albo by Ryfka nabrała więcej niż jedną dominująca cechę, jednak koniec końców film broni się szczerością i jak na pierwszy projekt młodej Szyc jest interesującym startem. Do ideału wiele mu brakuje, jednak chociażby ze względu na poruszenie ważnych współcześnie tematów warto poznać perspektywę młodych filmowców.
Nagrodę dla wschodzącej gwiazdy kina na festiwalu Mastercard Off Camera dla Soni Szyc tłumaczono naturalnością w przekazie nawet najtrudniejszych emocji osoby przechodzącej przez trudny życiowy okres. Coś w tym jest – dziewczyna mimo pewnych nieoszlifowanych manier wciąż wypada z ojcem wiarygodnie i wspólnie tworzą duet, któremu kibicujemy. Chciałabym wierzyć, że to dopiero początek w karierze aktorskiej młodej Szyc, a z każdym projektem będzie umiała coraz lepiej radzić sobie przed kamerą. W końcu odgrywając rolę Ryfki w otoczeniu tak znamienitych osobowości jak Izabela Kuna czy Magda Cielecka, miała okazję wiele się nauczyć.
Miało cię nie być nie jest perfekcyjnym początkiem, a raczej mało wymagającym filmem bez większych oczekiwań i refleksji, ot średniaczkiem z kilkoma dobrymi nazwiskami w tle. Z większym aktorskim zaangażowaniem nawet tak prosty scenariusz wybrzmiałby lepiej, jednak wyszło, jak wyszło, przez co jest raczej koślawo i bezkrwiście. Mimo to za pierwszy tak poważny projekt należą się Soni słowa uznania – czekam, aby wraz z kolejnymi można było mówić już tylko o progresie.