LEGIONY. Pierwsza udana szarża od lat
W polskim kinie historycznym od dekad – nie wiedzieć czemu – obowiązują pewne standardy, które z jakością nie mają nic wspólnego. Wątki romantyczne zawsze są smętne, a wstawki patriotyczne zawsze są drętwe. Kiedy idziemy do kina na kolejną superprodukcję pod tytułem „Ważne miejsce/wydarzenie plus ważna data”, zwykle łatwo przewidzieć, czego się spodziewać. Niespodzianką pozostaje tylko, co oprócz tego oferuje dany film. Czasem będzie to widowisko (Miasto 44), innym razem porażka (Bitwa pod Wiedniem). Żeby nie było niedomówień: Legiony Dariusza Gajewskiego nie są wolne ani od romantycznych smętów, ani od drętwych wstawek. Na szczęście to nie wszystko, co oferuje film. W Legionach znajdziemy coś, czego w polskim kinie, zwłaszcza historycznym, brakowało od dawna: dobrze napisane postacie i soczyste, świetnie nakręcone i wciągające sceny akcji.
Film zaczyna scena pościgu rosyjskich żołnierzy za dezerterem Józkiem (Sebastian Fabijański), przymusowo wcielonym do carskiej armii. Z opresji ratują go trzej mężczyźni idący na pociąg do Krakowa. Chcą zaciągnąć się do Legionów, a Józek z braku laku jedzie z nimi, choć nie ma w planach kolejnej służby wojskowej. Po drodze poznaje młodą sanitariuszkę Olę (debiutująca Wiktoria Wolańska). Z początku Józek zamierza pójść w swoją stronę, ale po drodze on i legioniści zostają zaatakowani przez snajpera. Ponieważ większość rekrutów nie ma doświadczenia w walce, doświadczony Józek samodzielnie rozwiązuje problem, ratując cały oddział. Jego brawurę i skuteczność docenia „Król” (Mirosław Baka), przywódca grupy. Józek dostaje pseudonim „Wieża” i dołącza do oddziału.
Legiony należy pochwalić przede wszystkim za szczerość. Kiedy na ekranie odbywa się szarża pięćdziesięciu ułanów na koniach, nikt nie próbuje udawać, że jest ich pięć tysięcy. Zamiast tego twórcy pokazują tych pięćdziesięciu ułanów najlepiej, jak to możliwe. Nie ma niedostatków do ukrycia, więc niczego nie trzeba maskować kręceniem w ciemnościach lub chaotyczną pracą kamery. Widać, że Legiony miały duży budżet i że został on bardzo dobrze wykorzystany – kostiumy, bitwy i rozmach naprawdę robią wrażenie. Bitwa pod Rokitną to wzorcowy przykład, jak powinno się pokazywać szarżę, by wyglądała odpowiednio dumnie i groźnie. Świetnym pomysłem było też wstawienie krótkich ujęć z okopów, gdzie atakowani przez ułanów Rosjanie mierzą do nich z broni, ale wyglądają, jakby nie bardzo wiedzieli, do czego strzelają. Realizacyjnie Legiony odwołują się do najlepszych tradycji światowego kina historycznego. Prawie cały film kręcono w plenerach, z wieloma statystami, końmi i w bardzo dobrze przygotowanym otoczeniu.
W szeregach Legionów najlepszy występ od lat zalicza niejeden aktor. Piotr Cyrwus idealnie wstrzelił się w postać kucharza polowego, którego polubiłem już od pierwszej sceny z obieraniem ziemniaczków. Antoniego Pawlickiego nie widziałem w lepszej aktorskiej formie chyba od jego debiutu w 2006 roku. Jako Jerzego „Topora” Kisielnickiego było go na ekranie stanowczo za mało, ale nawet na potrzeby epizodu powołał do życia postać z krwi i kości, z zaraźliwym wręcz zapałem do walki. Chciałbym zobaczyć spin-off z jego bohaterem w roli głównej. Sebastian Fabijański jako Józek „Wieża” zaciętym wyrazem twarzy, cynizmem i wewnętrznym spokojem przypomina Clinta Eastwooda. Godne podziwu jest też poświęcenie aktora dla roli, bo ma do zagrania dużo wymagających fizycznie scen, w których daje z siebie wszystko, a przy tym nie wychodzi z roli milczącego dezertera. Jednak moim ulubionym bohaterem i najlepszą postacią w całym filmie jest Mirosław Baka jako Stanisław „Król” Kaszubski. W zmęczonej twarzy aktora widać doświadczenie lat, które kontrastuje z fizyczną zręcznością w scenach akcji. Tak dobrze napisani i zagrani bohaterowie sprawiają, że po seansie czułem niedosyt i bardzo chciałbym zobaczyć kontynuację Legionów, choćby po to, żeby zobaczyć dalsze losy tych postaci, które przeżyły, oraz ponapawać się scenami akcji, wartymi każdej wydanej złotówki.
W Legionach znajdziemy też – uwaga – świetne dialogi. Oczywiście nie w całym filmie, ale udanych tekstów jest znacznie więcej niż kiepskich. Mój ulubiony fragment rozmowy to kiedy „Król” trafia do niewoli i rozmawia ze Złotnickim, swoim dawnym towarzyszem broni, obecnie w rosyjskiej armii. Ten pokazuje więźniowi carski mundur i proponuje, żeby go włożył, na co „Król” bez mrugnięcia okiem odpowiada, że „nie będzie pasował”. W tym momencie zacząłem mieć wrażenie, że dialogi pisał… Władysław Pasikowski, tak bardzo było to w jego stylu. Wszystko, co mówi Mirosław Baka, to muzyka dla moich uszu, a dialogi w Legionach dały mu szansę na prawdziwy popis, również za sprawą dyskretnie wplecionego humoru i dobrze posadzonych wulgaryzmów. Kwintesencją jednego i drugiego jest kwestia „Króla” pojawiająca się w zwiastunie filmu, podsumowująca właściwie wszystkie wydarzenia w Legionach: „Byliśmy niewolnikami trzech cesarzy. Ale my mamy w dupie cesarzy, jesteśmy wolnymi ludźmi”.