Labirynt Fauna. 10 lat po premierze
Była sobie mała dziewczynka imieniem Ofelia, która nie potrafiła znieść brutalnej rzeczywistości. Uciekła w świat marzeń; nie brakowało w nim potworów, nie brakowało wielkich wyzwań. Ucieczka od tego, co podłe nie mogła być jednak udana, albowiem chociaż starała się uwolnić od otaczającego ją zła, ono jej na to nie pozwoliło. Umarła samotnie, zastrzelona przez swego ojczyma, podczas gdy ratunek był tak blisko…
A może wolicie posłuchać tej samej historii raz jeszcze? Zatem może tak: była sobie mała dziewczynka imieniem Ofelia, której przyszło żyć w bestialskich czasach. Potrafiła jednak dostrzec to wszystko, co dla oczu i umysłów zajętych walkami było niedostępne. Wierzyła we wróżki i tak oto jedna z nich zaprowadziła ją do labiryntu, w którym czekał na nią faun. Musicie wiedzieć, że Ofelia nie była zwykłą dziewczynką, a królewską córką. Dawno temu opuściła podziemną krainę, aby poczuć na sobie promienie słoneczne. Były one jednak tak bardzo oślepiające. Odnalazła tu także ból, zimno, ostatecznie: śmierć. Jej ojciec, mimo wszystko, nigdy nie przestał wierzyć, że córka do niego powróci, rodząc się ponownie. W innym miejscu, w innym czasie, innym ciele. Czekał, ale drzwi Powrotu nie stały otworem. Ofelia musiała przejść przez straszne próby, włącznie ze sprawdzianem wymagającym poświęcenia własnego życia. Wyszła z nich zwycięsko i w przepięknej krainie zasiadła na tronie.
To nie są dwie różne historie. To jedynie dwustronnie zapisana karta papieru. Nie można jej rozdzielić, można natomiast uwierzyć w jedną, albo drugą jej stronę. To, którą z nich wybierzesz – zależy jedynie od tego, czy jesteś w stanie wciąż zaufać bajkom.
Film przeplata świat okrutnej rzeczywistości z baśniowością. Ona też jednak nie jest do końca ani piękna, ani pozbawiona problemów. Bywa przerażająca, niesie te same zagrożenia, co świat dostępny dla każdego. A jednak dziewczynka wybiera to drugie uniwersum. Łatwiej bowiem zmierzyć się z obrzydliwą ropuchą, czy udać do mieszkania stwora, żywiącego się ludzkim ciałem, aniżeli spróbować żyć tym wszystkim, co daje rzeczywistość. To ona jest koszmarem, z którego nie sposób się obudzić. Ofelia musi być jego częścią, aż do swej śmierci, która jest albo końcem, albo początkiem.
W tym momencie warto uwierzyć w baśnie, uwierzyć, że wszystko, co zrobiła miało sens, jej poświęcenie było jedynie próbą, otwierającą drzwi do lepszego świata. Wszak czy wkraczając do królestwa umarłych nie należy w świecie żywych pozostawić swego ciała? Ono jest tylko powłoką. Optymistyczna interpretacja ściera się jednak z ową najbardziej bolesną: wizja królestwa to ostatnie, przedśmiertne wyobrażenie, jakie pojawiło się w świadomości dziecka, nieruchomo leżącego na zimnej ziemi. Straciła ojca, straciła matkę i została zamordowana, ponieważ chciała ochronić swego brata przed ludzką bestią. Gdy jej wyobraźnia nakazywała jego krwią okupić przejście do lepszego świata, zatrzymała się… a po chwili leżała już martwa.
Czy faktycznie jednak obraz nie daje żadnych wskazówek podpowiadających, co też jest prawdą? Niekoniecznie: w filmie są bowiem sugestie, pozwalające przypuszczać, że dwa światy funkcjonują równolegle, dzieją się w jednej przestrzeni i w jednym czasie: oto czary pozwalają matce dziewczynki wracać do zdrowia, chociaż zaprzecza to logice lekarskiej. Można to tłumaczyć zbiegiem okoliczności, przypadkiem. Tylko czemu wierząc w nie, nie wierzyć w magię? Są przecież równie nieracjonalne, a jedyne, co każe je uważać za bardziej prawdopodobne, aniżeli spotkanie ropuchy żywiącej się siłami drzewa, to przyzwyczajenie.
Kolejnym elementem jest główny czarny charakter, który chociaż przynależy do krainy ludzi, człowiekiem jest tylko pozornie. Smutny wydźwięk filmu jest narzucony przez fakt, w jakim świecie dzieje się baśniowość – w świecie faszyzmu, w świecie pozbawionym duszy, w świecie gdzie nie ma miejsca na bajki. A jednak sens całości wyznacza właśnie baśń, którą Ofelia opowiada nienarodzonemu bratu: historia róży, kwitnącej nocą w smutnej krainie. Kwiat ów dawał nieśmiertelność każdemu, kto go zerwał. Dostępu do niego broniły jednak trujące kolce i dlatego nikt nie odważył się po niego sięgnąć. Strach wobec śmierci zwyciężał nad obietnicą wiecznego życia. Czymże jest jednak owa nieśmiertelność? Kapitanowi wydaje się, że oznacza ona życie, zachowane w kolejnym pokoleniu. To jednak Ofelia zrywa różę, przedzierając się przez ziemską, smutną krainę i jej trujące kolce. Zyskuje nieśmiertelność; nie poprzez trwanie, a poprzez odejście ze świata ludzi.
W takim kontekście śmierć Ofelii nabiera znaczenia mocno symbolicznego: dusza staje się opozycją względem ciała. To ostatnie jest charakterystycznym elementem oprawców. Kapitan Vidal zszywając policzek, który jego ofiara rozcięła nożem, zszywa to, co ma najcenniejszego. Nic innego mu nie pozostało. Jest najbardziej bajkowym potworem, chociaż pochodzi z jak najbardziej prawdziwego ustroju faszystowskiego. Obdarzony jest wszystkimi cechami, jakie winien mieć legendarny zwyrodnialec. Nie ma w sobie niczego z człowieczeństwa, nawet chęć posiadania dziecka jest ściśle przyporządkowana jego samouwielbieniu. Faszyzm odebrał mu duszę dawno temu, a dziedzic jest jedyną szansą na zyskanie nieśmiertelności- na zachowanie w synu cząstki siebie. Przed śmiercią i tego jednak zostaje pozbawiony, bowiem dziecko ma się nigdy nie dowiedzieć, kim była bestia, dzięki której przyszło na świat. Kapitan umiera ze świadomością, że ginie na zawsze. Nic mu nie pozostało.
Jakże odmienna jest agonia Ofelii! To, co odrzuca jest jedynie ciałem. Tylko to potrafi jej odebrać jej ojczym. Jeżeli uwierzyć, że w tym momencie dziecko odnosi porażkę, należy zanegować istnienie duszy, podczas gdy wydaje się, że del Toro udowodnił, że ta ostatnia nie przynależy wyłącznie do bajkowej iluzji. I udowodnił to z całą siłą, budując dwie wyraźne opozycje: świat ciała (faszyzm) i ów świat duszy (dziecko). Te dwa uniwersa są blisko siebie, przeplatają się, korzystają z siebie wzajemnie. Nie sposób postawić granicy między baśniowością a faszyzmem, w sytuacji, w której bestia nie pochodzi ze świata magii. Chcąc tego dokonać łatwo popaść w paradoks: uwierzyć w potwora, dokonując jednocześnie negacji istnienia duszy, bez wiary w którą film ów musiałby być jednym z najbardziej przygnębiających obrazów w historii kina. Ona jednak istnieje i uosabia nieśmiertelność, bez przyjęcia tego założenia niknie sens zarówno opowieści o róży, jak i sens śmierci. Oczywiście można zaufać jedynie temu, co jest łatwo akceptowalne przez umysł, lecz co byłoby większym szaleństwem: wiara w potwory, na których istnienie dowodem jest kapitan, czy wiara w to, że śmierć dziecka i śmierć zbrodniarza nie może mieć identycznego ciągu dalszego?
Możliwe, że Ofelia powołała do życia alternatywną rzeczywistość, wszak może częściej istnieją zbiegi okoliczności, aniżeli spełniają się bajki, ale nawet ten wariant nie przekreśla sensu tego wszystkiego, co przeszła. Skoro jednak interpretacja uzależniona jest od subiektywnego wyboru, czemuż nie wierzyć w lepszy świat, który nie jest światem ludzi, a w którym istnieją mityczne stwory i panuje odważna królewna? Z rzeczywistości winna płynąć mądrość, że warto ponieść wysoką cenę za to, aby móc żyć. Gdy dziewczynka ucieka z podziemia, spotyka się z cierpieniem, które jest ceną za życie. Podobno jest to cena, którą warto zapłacić. Nic tej tezy w filmie del Toro jednak nie potwierdza. Nie w czasach, w których osadza fabułę opowieści. Faszyzm ma aspirację do zagarnięcia świata wyłącznie dla siebie i w dużej mierze mu się to udaje. To jego marionetki decydują bezmyślnie o życiu innych. I chociaż koniec zawiera w sobie nutkę optymizmu – oprawca zostaje pokonany, to Ofelia umiera chwilę przed tym wydarzeniem – w świecie zimnym i okrutnym, w świecie nasączonym toksyczną ideologią. Zabija ją trucizna, dzięki której może sięgnąć po różę. To nie życie jest nagrodą, jest nią wieczność, ale poza ludzką ziemią, przesiąkniętą krwią. Ofelia może powrócić do podziemnego królestwa, bowiem sprzeciwia się na przelanie chociażby kropli krwi niewinnej istoty. Nie należy zatem do czasów pogrążonych w wojnie. I chociaż w królestwie podziemnym brak jest słońca, musi być ono piękniejsze, niż faszystowska rzeczywistość…
Tak naprawdę interpretacji całości nie zmienia odpowiedź na pytanie, czy bajka była prawdą, czy imaginacją wrażliwego dziecka. Bez względu na to, film pozostaje obrazem zderzenia świata duszy i świata faszyzmu, który duszę pożera. Za wszystko należy zapłacić: kapitan Vidal za możliwość posiadania władzy płaci swą duszą, Ofelia, aby zachować duszę, płaci swym życiem. Ten, który chciał zyskać nieśmiertelność nigdy nie pojął jej istoty, bo wraz z wyborem tego, co del Toro nazywa “największym horrorem” zamknął przed sobą bramę do niej. Nie zrozumiał też, że i on sam stara się stworzyć swoją własną bajkę, w której każda postać ma przyporządkowaną rolę, a te, które przeszkadzają mu w kreowaniu fantazji skazane są na unicestwienie. Bajki pozbawione duszy nie mają jednak szans na przetrwanie. Ta umiera wraz z kapitanem, podczas gdy historia Ofelii będzie trwała w pamięci.
Chociaż niebagatelną rolę odgrywa tutaj hipnotyzująca oprawa wizualna, prawdziwa siła opowieści tkwi w fabule i niezwykle inteligentnym koncepcie, gdzie z jednej strony udało się pokazać faszyzm z twarzą potwora, bez najmniejszej próby usprawiedliwiania go, a z drugiej nie odebrano obrazowi prawdziwego piękna. Bo taką jest ta historia: poruszającą, przerażającą, nie pozwalającą na emocjonalną izolację. To najdoskonalsza forma bajki dla dorosłych, jaką można było opowiedzieć.
Tekst z archiwum film.org.pl (2006).