KREW I ZŁOTO. Filmowa perełka w ofercie Netflixa

Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.
Netflix nie ma zbyt dobrej ręki do filmów. O ile wśród seriali da się znaleźć wartościowe tytuły (ot choćby „Stranger Things” czy „Wednesday”), to niestety większość pełnych metraży dostaje co najwyżej etykietkę przeciętniaka. Zdarzają się oczywiście wyjątki, jak obsypany nagrodami „Na zachodzie bez zmian”, czy „Irlandczyk” Martina Scorsese. Niewątpliwą zaletę serwisów streamingowych stanowi natomiast fakt, że można zobaczyć produkcje z różnych krajów, do których w innych okolicznościach dostęp byłby znacznie trudniejszy. I dzisiaj właśnie chciałbym przyjrzeć się bliżej jednej z nich – perełce zza naszej zachodniej granicy.
„Krew i złoto” rozpoczyna się wiosną 1945 roku. Do niewielkiego, niemieckiego miasteczka przyjeżdża oddział hitlerowców, poszukując ukrytego na początku wojny złota. Jeden z żołnierzy, Heinrich (Robert Maaser), dezerteruje, za co zostaje skazany na śmierć przez sadystycznego, oszpeconego dowódcę von Starnfelda (Alexander Scheer). Heinrich jednak przeżywa dzięki pomocy Elsy (Marie Hacke) i zostaje wkrótce wmieszany w poszukiwanie skarbu. Zaczyna się krwawa jatka.
W jednej z recenzji, napisanej przez niemieckiego widza, można przeczytać, że jeszcze dziesięć lat temu taki film nie mógłby w Niemczech powstać. „Krew i złoto” dotyka bowiem bardzo trudnych tematów, ale robi to w iście hollywoodzki, rozrywkowy i bezkompromisowy sposób. Twórcy nie starają się przy tym wybielić historii czy bawić w rewizjonistów. Wręcz przeciwnie, ukazują służących w SS Niemców w archetypiczny sposób, do jakiego kino już dawno nas przyzwyczaiło – jako odhumanizowanych, brutalnych, folgujących najniższym instynktom drani, którym od pierwszej sceny życzy się wszystkiego co najgorsze. W opozycji do nich stoi natomiast główny bohater, Heinrich, tęskniący za rodziną i wplątany w wojnę wbrew własnej woli. Z wyglądu czysty aryjczyk, wyciągnięty wprost z mokrych snów Hitlera o idealnym Niemcu, nie waha się jednak bezwzględnie likwidować swoich niedawnych towarzyszy. Film nie stanowi w żadnym razie próby rozliczenia się z mroczną przeszłością, jest na to zbyt „lekki”, to w gruncie rzeczy czysta rozrywka, pozbawiona aspiracji do eksplorowania korzeni hitleryzmu czy natury zła. Ale sam fakt, że młode pokolenie Niemców zaczyna podchodzić do własnej, niełatwej historii w „popcornowy” sposób, może świadczyć o dokonującej się zmianie w postrzeganiu II wojny światowej, która jakkolwiek tragiczna i wciąż odbijająca się echem, wraz ze zwiększeniem dystansu czasowego pomału się zaciera. Współcześni czterdziestolatkowie znają ją jeszcze z często tragicznych opowieści dziadków, którzy byli jej naocznymi świadkami i uczestnikami, ale dla ich dzieci to już miniona historia.
Fabuła nie należy do skomplikowanych, ale też opowieść ta nie potrzebuje przedzierania się przez gąszcz wątków. Mamy poszukiwanie złota, kilka wyrazistych postaci o jasno określonych przez twórców motywacjach, a cała reszta to już radosna, nieskrępowana, podlana krwawym sosem rozwałka. Przemoc, wzięta w nawias groteski, momentami niemalże komiksowa, nadaje całości znamion krwawej farsy. Wrażenie to wzmaga tylko wygląd głównego bohatera – Heinrich przypomina Williama „B.J.” Blazkowicza, bohatera serii gier Wolfenstein, w której chodzi o eliminowanie hitlerowców. Miejscami pojawiają się momenty nieco poważniejsze, jak na przykład wyjaśnienie pochodzenia złota i jeśli dopatrywać się jakiegoś szerszego komentarza na temat zbrodni esesmanów i postawy narodu niemieckiego, to właśnie wtedy. Przy czym to tylko kilka minut ze znacznie bardziej przygodowej reszty filmu. W „Krwi i złocie” pobrzmiewają również bardzo wyraźnie klimaty westernowe, podkreślane szczególnie przez ścieżkę dźwiękową, jednoznacznie przywodzącą na myśl partytury Ennio Morricone ze spaghetti westernów. Sama fabuła, gdyby przenieść ją do odludnego miasteczka na Dzikim Zachodzie, nie potrzebowałaby właściwie żadnych większych zmian.
Generalnie, „Krew i złoto” stanowi solidną, krwawą, rozrywkową historię, choć nie na każdy gust. Jeśli kogoś odrzuca widok krwi – unikać. Pozostali powinni się dobrze bawić.